[i]
moj instruktor to super facet!!! prawko robil tez u niego moj maz ale - mimo, ze dobrze meza nauczyl jezdzic (zdal za drugim razem), nie odczulam jakos w opowiesciach meza, ze darzy go jakims specjalnym sentymentem, natomiast ze mna jest troszke inaczej :wink: ; moze to dlatego, ze od poczatku podchodzilam do calej nauki bardzo emocjonalnie, na prawie kazdej lekcji byla normalnie czarna rozpacz, wiecej instruktor "machal" kierownica niz ja, po ok. 20 godzinach juz bylo wiadomo, ze te przepisowe 30 godzin to w moim ciezkim przypadku, ledwie czesc; mialam nawet okresy zwatpienia w zdolnosci pedagogiczne "mojego Pana", umowilam sie z dwoma obcymi instruktorami, jeden byl spoko i pojezdzilam z nim z 4-5 godzin, uzupelnial moja wiedze, o to, czego nie powiedzial moj wlasciwy instruktor (jakos tak sie zlozylo, ze ten dodatkowy uczyl, zeby za kazdym razem np. pieszych przepuszczac, jak stoja na pasach, a ten "moj" ze trzeba to robic z glowa, bo wiecej z tego szkody niz pozytku, a ogolnie piesi to tepaki - niejednokrotnie przyznawalam mu niestety racje); trzeci byl w ogole bez sensu (uczyl np., ze nie wolno mi NAJEZDZAC na takiego "zygzaka" oznaczajacego przystanek autobusowy) i dalam sobie z nim spokoj); niestety wszyscy mowili to samo: ze musze duzo, duzo cwiczyc... nie bylo wiec innej rady jak brac dodatkowe godziny - stwierdzilam, ze lepiej zaplacic tyle samo za 3 godziny jazdy, na ktorych sie czegos naucze, niz za 1 egzamin, na ktorym pojezdze byc moze 5 minut, bo zanim na dobre odpale silnik, juz sie bede przesiadac - i sie uczyc; wyjezdzilam wszystkich dodatkowych godzin ok. 25 (25x35 zl= :shock:), moze przez to przywiazalam sie do mojego instruktora bardziej, pewnie jakies znaczenie mial tez fakt, ze ja to babka a on facet, dziwne byloby, gdyby sie do niego przywiazal moj maz :lol: :wink: ; w aucie gadalismy o roznych <&%#$@>, o mojej pracy, o planach urlopowych, o drogowych problemach mojego meza, tez swiezego kierowcy, jednak rowniez o roznych sytuacjach na drodze - jak tylko mialam watpliwosci, wszystko mi wyjasnial, jezdzilismy razem kilka miesiecy, wiec tematow bylo sporo, zaczelam czuc auto (a on wlasnie chcial nauczyc tego "czucia", zawsze mi mowil, ze jak bym byla facetem, to powiedzialby, ze jezdze, jak facet bez jaj - niestety mial racje, nie bylo sie o co obrazac :? ); ledwie kilka godzin przed terminem egzaminu - pamietam, ze nawet dla niego to byl taki lekki szok, bo mowil, ze: "nie umie, nie umie i nagle wszystko robi tak, jak trzeba", jak jezdzilam juz tak pewniej, to o roznych miejscach mu przypominalam, jakie tam robilam babole; nauczyl mnie na tych wszystkich godzinach duzo, bo - jakims cudem (o tym, gdzie indziej) - ZDALAM ZA PIERWSZYM RAZEM!!!!! wiedzialam, ze bedzie mi brakowac Pana Marka - w koncu przez kilka miesiecy ukladalam grafik pod jazdy - ale nie myslalam, ze bede zalowac, ze zdalam od razu... gdyby tak mozna tu bylo reklame zrobic, to od razu polecilabym mojego instruktora, tylko zalowalabym, ze to niestety nie ja tam z nim sobie pomykam "L-a" po Walbrzychu...