przez Ktuś » piątek 26 stycznia 2007, 19:07
WORD Rzeszów, czyli..... PARODIA NAD PARODIAMI...
Tak więc w połowie stycznia obecnego roku przystąpiłam do egzaminu na prawko i ... (jak wynika z tematu) oblałam. :cry:
Nie byłoby w tym może nic dziwnego gdyby nie to, że ten egzamin to była jedna wielka parodia.... A było to tak:
o godzinie 12,30 zaczęłam egzamin teoretyczny, który oczywiście zdałam, jak cała reszta mojej grupy i zeszłam do poczealni na plac. Po krótkiej chwili przyszedł jeden z egzaminatorów i "zaprosił" mnie do samochodu. Pan egzaminator wydawał się być bardzo miły, więc się ucieszyłam (zwłaszcza, że ten obok, który egzaminował jakąś inną dziewczynę chciał mnie "wysłać do mamusi" za to, że miałam kurtkę nie zapiętą), przeszłam do pierwszego zadania egzaminacyjnego i już tu zaczęły się schody, bo usłyszałam, że: "bagnet to ma pani w karabinie, a nie w samochodzi", trochę się zdziwiłam, ale znałam drugą nazwę więc już nic nie powiedział, a gdy sprawdzałam światła to nawet nie patrzył, bo był zajęty rozmową z kolegą po fachu.... dalej poszło już nieźle do momentu, gdy nie wyjechalśmy na miasto... Tu znów zaczęły się schody, bo chcąc zmienić pas ruchu na lewy skupiłam się na tym żeby nie wymusić pierwszeństwa i nie zauwarzyłam lini ciągłej... sit :x , ale usłyszałam że mam jechać dalej... :D (dostałam drugą szansę i zamierzałam ją wykożystać) Jadąc dalej dostałam komenę żeby zawrócić, ale że cały czas jechały inne samochody lewym pasem to nie byłam w stanie na niego wjechać, a jakoś nikt nie kwapił się mnie wpuścić... (ostatni przejechał gdy zaczęła mi się ciągła przed skrzyżowaniem - co za pech) ale wytłumaczyłam mu, że nie dałam rady wykonać tego manewru i było w porządku, bo nic nie powiedział.
Potem pojeździliśmy jeszcze trochę po mieście i gdy zbliżaliśmy się do skrzyżowania, prawym pasem mijał mnie autobus, który nagle zaczął na mnie trąbić... Nie wiedziałam co jest grane, ale pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to to, że coś źle zrobiłam. Na szczęście pomyliłam się, bo kierowca autobusu to był kolega mojego egzaminatora - i zaczęli sobie machać... a moje nerwy były na skraju wytrzymałości i oczywiście roztrzęsło mnie rękami...
Ale najlepsze miało dopiero nastąpić...
Gdy zbliżaliśmy się do kolejnego skrzyżowania panu egzaminatorowi zadzwoniła komórka, którą oczywiście odebrał... A ponieważ staliśmy na czerwonym świetle to mogłam usłyszeć fragment rozmowy, którą prowadził (to są jego słowa...):
"- dzień dobry Panie Kierowniku
- no teraz nie mogę przyjść
- a o 10,30 dużo zdało?
- ojjojoj to dużo...
- a o 12,30 już kogoś oblali?
- acha, no ja jestem teraz z tą moją pierwszą na mieście
- no dobrze to zobaczymy, zobaczymy...."
Nie trudno się domyślić o czym rozmawiali... Gdy to usłuszałam to już byłam pewna, że obleję...
I nie musialam długo czekać... bo zaraz po tej rozmowie kazał mi się zatrzymać i zaparkować kopertą: tu , gdy zaczęłam cofać usłyszałam: "co nie potrafi pani?" No to wycedziłam z wściekłością, że potrafię i... zrobiłam piękną kopertę bez korekty... była wręcz idealna :D fuks!, ale fuksy też się liczą.... Egzaminator nie wyglądał na szczęśliwego, ale kazał mi jechać dalej. Chwilę później, kazał mi skręcić w lewo, ponieważ na jezdni na którą miałam wjechać była dość daleko podwójna ciągła to chciałam ją ładnie wyminąć, ale... pan egzaminator złapał mi za kierownicę, zaczął kręcić w lewo i krzyczeć, że co ja wyprawiam i że przecież kazał mi skręcić w lewo. Powiedziałam mu że ofszem, ale była tam podwójna ciągła i że gdybym ścięła zakręt, tak jak przez niego zrobiliśmy, to bym na nią najechała... Wtedy to się dopiero zaczął drzeć... A na koniec usłyszałam: "no i widzi pani co pani narobiła? przez panią plicja nas zatrzymała!!! " a na moje pytanie co mam teraz zrobić odpowiedział, że: "teraz to już za późno... proszę się zatrzymać za radjowozem" I w tym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami, nie wiedziałam co mam robić: siedzieć w aucie, czy wysiąść, nic nie mówić, czy zacząć się tłumaczyć? ale z czego?.... Postanowiłam zostać w samochodzie, bo tak mnie z nerwów roztrzęsło rękami i nogami, że nie wiem czy byłabym w stanie stać ,a powiedzieć coś sensownego to już na pewno nie.....
I tu kolejna niespodzianka: policjant podszedł do naszego auta, egzaminator wysiadł i słyszę jak mówi: "cześć Stachu..." (okazało się że ten policjany to był jego kolega.....) usłyszałam jeszcze jak policjant - Stachu powiedział mojemu egzaminatorowi "to powiedz jej, że tylko ciebie ukarałem i że ją puszczam, niech jedzie dalej..." grejt :x .
Po tym wszystkim gdy egzaminator wsiadł spowrotem do auta i kazał mi jechać, to moje nerwy były już w rozsypce i nie byłam już w stanie jechać dalej, i oblał mnie na najbliższym skrzyżowaniu na zawracaniu, którego nie zrobiłam....
Powiedział: "nie da się z panią dalej jechać , bo nie zna pani podstawowych manewrów... proszę zjechać i się zatrzymać"
Więc wynika z tego, że oblałam na zawracaniu.. tylko że na kartce z przebiegu egzaminu, którą dostałam, przy zawracaniu mam P.... dziwne
I całą drogę powrotną do WORDu tłumaczył mi co źle zrobiłam... znalazł chyba z 10 rzeczy (chociaż wcześniej się nie czepiał)... stwierdził nawet, że tam, gdzie powiedziałam, że nie mołam zmienić pasa bo auta jechały to mogłam się "wcisnąć" między samochody, a skoro tego nie zrobiłam to jeżdżę niedynamicznie.... (idę o zakład, że gdybym się "wcisnęła" między te samochody to oblałabym za wymuszenie pierwszeństwa...)
I tak skończył się mój egzamin, a raczej JEDNA WIELKA PARODIA!!!
kolejne podejście w marcu...
Jeśli znów na niego trafię to rezygnuję z egzaminu.... drugi raz z nim do auta na pewno nie wsiądę...!!!