Dzisiaj miala miejsce taka sytuacja:
Po raz pierwszy zdawalem na prawo jazdy. Przed teoria troche sie denerwowalem, ale zaliczylem ja bez problemu, podobnie bylo z placem - koncertowo. Problemy zaczely sie przed wyruszeniem "na miasto". Wchodze do auta i mowie dzen dobry a egzaminator na to: "ty tu nie jestes ku**a od dzien dobry tylko od jazdy". Zdziwilem sie troche ale pomyslalem sobie ze gosc mial ciezki dzien (na 10 osob ktore przystepowaly w mojej grupie do egzaminu, tylko 2 przeszly pomyslnie teorie i plac). Wyjechalem spokojnie z WORDa i wjechalem na droge z ograniczeniem do 30km/h i takimi dziurami ze zawieszenie mozna urwac :), jako ze ostatnio zrobilo sie cieplo na drodze byly kaluze. Jade sobie spokojnie 20km/h zeby nie ochalpac ludzi stojacych na przystanku, a egzaminator mowi zebym przyspieszyl. Odpowiadam mu, ze jesli przyspiesze to ochlapie czekajacych na autobus. Gosc poczul sie wielce obrazony ze "nie wykonalem rozkazu" i zaczal mi ublizac. Wyzywal mnie od najgorszych, ze nie umiem wyrazic szacunki dla "starszych i duzo madrzejszych" itp. Troche mnie to podirytowalo, ale ugryzlem sie w jezyk i nic nie odpowiedzialem. Kawalek dalej egzaminator kazal mi skrecic w lewo, gdy skrecilem od wpieral mi ze mialo byc w prawo (????). Grzecznie przeprosilem i poprosilem zeby mowil troche glosniej. Niestety - znowu zaczelo sie ublizanie (teksty typu: "ty ku**a gluchy jestes albo uposledzony"). Nie wytrzymalem i poprosilem o nieublizanie mi. To byl koniec :P - takiej furi to dawn nie widzialem :P. Na rondzie santockim (ludzie z Gorzowa i okolic wiedza o co chodzi) kazal mi skrecic w lewo, gdy skrecilem z prawego pasa (zawsze uczyli mnie zeby skrecac z pasa przeznaczonego do tego kierunku ale wysunietego najbardziej na prawo [pasy wygladaly mniej wiecej tak |lewo||lewo, prosto||prosto||prawo|]. Powiedzial mi ze manerw nie jest zaliczony poniewaz skrecilem ze zlego pasa (???). Probowalem polemizowac ale bez skutku. Kilka minut po tym gdy wyjezdzalem spod supermarketu (kazal mi wjechac na parking). Przy wyjezdzie stal znak "ustap pierwszenstwa"> Znacznie zwolnilem (prawie do 0) i rozejrzalem sie, gdy ruszalem kochany egzaminator zahamowal i powiedzial ze wlasnie wymusilem pierwszenstwo - w zasiegu wzroku nie bylo zadnego samochodu. Gdy mu to powiedzialem uzyskalem odpowiedz "fakt, samochodu nie bylo, ale gdyby byl to bys wymusil "(???) - rownie dobrze moglby mi powiedziec ze kogos potracilem , gdyby ktos tedy szedl to bys go potracil :P. Gdy juz wracalem do WORDa oznajmil mi ze "nienadaje sie do kierowania pojazdami poniewaz nie mam na ten temat zadnej wiedzy", a tak naprawde popelnilem tylko 1 blad: gdy ruszalem spod swiatel to silnik mi zgasl (pierwszy raz w nowym samochodzie - sprzeglo zupelnie inaczej dzialalo niz w samochodzie na ktorym sie uczylem) - nic nie powiedzial, poniewaz szybko odpalilem i pojechalem. Cala ta historia dziala sie w Gorzowie Wielkopolskim a nazwisko egzaminatora to R. Sadowski (taki starszy, na pierwszy rzut oka mily pan). Mam jakies szanse na odwolanie sie, jesli nie to jak mam sie zachowac gdy na poprawce trafie na tego samego czlowieka?
Pozdrawiam swider