przez Vella » środa 14 grudnia 2005, 10:31
Mój instruktor nagminnie się dożywiał w czasie lekcji, zazwyczaj jednak tylko kupował żarcie na wynos (5-10 minut czekania aż mu zrobią ten kebab albo inne danie) i spożywał w samochodzie.
Moja ostatnia jazda:
instruktor spóźnił się 15 minut, przyszedł piechotą i bardzo się zdziwił, ze nie ma samochodu. Samochód dojechał po dalszych 5-8 minutach.
Nie byłam uszczęśliwiona utratą ponad 20 minut z ostatniej lekcji, więc mnie pocieszył "to skończymy 10 minut po czasie, następny kursant zaczeka" ...
Jeszcze jak czekaliśmy na auto, zapytał gdzie tu jest najbliższa apteka, bo musi coś tam dla kogoś kupić. Upewniłam się uprzejmie, czy to środki pierwszej potrzeby, np. tabletka przeciwbolowa, bez ktorej nie mógłby prowadzić lekcji. Najwidoczniej miałam niezbyt zachęcająca minę, więc oznajmił, że "to z następnym kursantem, szkoda twojego czasu" (to znaczy mojego, no proszę jaki uprzejmy, co?)
Trzy minuty przed końcem zajęć zadzwoniła następna kursantka „no, już jestem”, Adam od razu zaczął histeryzować, ze ona czeka, poganiać mnie, „szybciej, tu jest ograniczenie do 60 daj 65, gazuu”, mieć pretensje, ze pojechaliśmy na plac manewrowy (to był mój pomysł) i teraz trudno dojechać.
Co mnie jeszcze zdenerwowało?
Nie krył rozczarowania jak powiedziałam, ze nie będę brała u niego jazd doszkalających. „No szkoda, szkoda, myslałem, ze weźmiesz, pouczylibyśmy się trochę”. Kurcze, to dlaczego wczesniej się nie uczylismy, tylko jeździliśmy tam i tu? Jak on rozplanował te zajęcia? Zawsze było na zasadzie „a to się jeszcze zdąży”. Na przedostatniej zapytał mnie „to ile ci jazd jeszcze zostało?”
Mój kochany pan instruktor był tak troskliwy, ze postanowił mi udzielić porad jak wybrać instruktora doszkalającego w Lublinie:
„wiesz, jak ci będzie za duzo pedały naciskał, albo łapał za kierownicę, to zmień szybko instruktora” – no fajnie, czyli powinnam była już dawno zmienić jego :/ Kurcze, typ, który mi mówi „puść kierownicę i pedały, ja zaparkuję, bo tu niewygodnie” albo gdy jechalismy rzez plac manewrowy między pachołkami by dojechać do naszego stanowiska „puść kierownice i pedały, ja ustawię cię do łuku, będzie szybciej”. Nie wierzył, że się zmieszczę w slalomie między pachołkami. I TO NA OSTATNIEJ LEKCJI! wrrrr
Mówi, żebym wzięła instruktora tylko do jazdy po mieście, żeby poznać trasę egzaminacyjną w Lublinie (a w Wawie nawet się nie zblizylismy do tras egzaminacyjnych), a na plac to "lepiej nie, bo inny instruktor to ci tylko zamiesza w głowie, ja ci powiedziałem tak jak jest najlepiej". A fakt, ze manewry wychodzą mi w najlepszym razie 5/10 jakoś mu umknął :?
Będąc w Lublinie wzięłam jazdę dodatkową, Adam o tym nie wiedział.
Na ostatniej godzinie był zdziwiony postępami,”jeździłaś coś?”
Coś być musi... coś być musi, do cholery, za zakrętem...