Może od innej strony podchodząc...
Na oznakowanych przystankach odbywa się
zatrzymywanie pojazdów komunikacji publicznej (przepisy brzmią bardziej szczegółowo, dlatego niech każdy je sobie znajdzie, jeśli zechce).
To zatrzymywanie oczywiście nie jest żadnym "nakazem zatrzymania", lecz możliwością
zatrzymania określonego pojazdu. Przystanek nie służy do postoju pojazdów - nawet autobusów, czy tramwajów. Od tego są parkingi, dworce, zajezdnie, pętle.
I teraz taka sprawa. Zmierzmy czas, jak długo unieruchomiony pozostaje pojazd na przystanku: czy powyżej minuty czy nie-powyżej minuty?
Jeżeli powyżej minuty, to zatrzymanie jest unieruchomieniem wynikającym z warunków lub przepisów R.D.(nie istotne jakich

).
Jeżeli do jednej minuty, to wciąż mamy dwie możliwości: zatrzymanie wynikające lub niewynikające z warunków lub przepisów R.D. (kwestia toczonego tutaj sporu).
Moim zdaniem trudno zakładać, żeby motorniczy na podstawie odliczanego czasu miał otrzymywać status włączającego się do ruchu albo niewłączającego. Oczywiście czas kontroluje, ale tylko po to, żeby utrzymywać punktualność rozkładu jazdy.
Wobec powyższego należy uznać, że motorniczy jednak nie włącza się do ruchu, kiedy rusza z przystanku

Tylko co ze szczególną ostrożnością? Niektóre sygnały świetlne oraz znaki drogowe dla motorniczych zobowiązują do zachowania SZ.O.. Gorzej, jeżeli ich nie ma - następny temacik do dyskusji "Sz.O. motorniczego"
Pozostaje jeszcze kwestia, jak pogodzić tą teorię z włączającymi się do ruchu autobusami MPK?