Otóż rysunek :

A teraz tak. Jadę (czarna linia to mój tor), przejeżdżam przez pasy i widzę, że przede mną gość stoi. Bez żadnych awaryjnych czy coś. Po prostu stoi. Z naprzeciwka nic nie jedzie, więc rozpoczynam wymijanie (może wyprzedzanie, bo później się ruszył), akurat zaczęła się przerywana linia na jezdni, więc kierunkowskaz i jazda. Nagle pan się obudził i zaczął jechać, więc przejechałem całym autem na lewy pas i nagle bach, z lewej (z parkingu, nie wiem jak to na Apce oznaczyć) wyjeżdża mi czarna corsa. To miałem wybór, skasować tego z prawej czy corsę. Wybrałem środek i ledwo musnąłem corsę. Przyznaję, że gdybym jechał 30/40 km/h to może inaczej to by się skończyło, ale 50 nie było przegięciem... zwłaszcza, że wyprzedzałem pojazd, więc musiałem trochę przygazować. Teraz pytanie - ubezpieczalnia komu przyzna rację? Obyło się bez policji, bo zaraz "wszyscy świadkowie" uciekli gdzieś (Włącznie z panem, który sobie stał.), spisaliśmy oświadczenie o tym co zaszło i oboje się zastanawiamy czyja to wina, czy nie lepiej to rozwiązać po cichu, bez żadnych papierków. Nie ukrywam, że jeśli wina leży po stronie corsy to .... (jestem dziadem, ale prawie każdy by tak zrobił) chciałbym jednak, żeby to on zapłacił za to, nie ja. Jeśli ja - mogę pokryć koszta. Jeśli wina leży po obu stronach - każdy swoją szkodę i wio. Nie było żadnych znaków, że nie wolno wyprzedzać. Po prostu ograniczenie do 40.