maryann napisał(a):pojazd w ruchu ma pierwszeństwo prze włączającym się i wątpliwości rozstrzyga się o zasadę. Inaczej ruch publiczny byłby tak nieznośny, że niemożliwy.
Błąd. Włączający się do ruchu musi ustąpić pierwszeństwa wszystkim uczestnikom ruchu.
Poza tym - stojącemu pojazdowi nie da się ustąpić pierwszeństwa, ani tego pierwszeństwa na nim wymusić. Jest to logiczne, zasadne i rozsądne. Dopiero założenie, że uczestnik ruchu, który stoi
de iure się porusza wprowadza absurd polegający na tym, że np. nikt nie może wyjechać z drogi podporządkowanej, jeżeli na drodze z pierwszeństwem znajdują się stojące w korku pojazdy. Postulowane przez ciebie zachowanie może być w wielu sytuacjach niezgodne z przepisami (utrudnianie ruchu) albo stanowić błąd na egzaminie państwowym (mało dynamiczna jazda).
Niezależnie od tego, czy poruszamy się rowerem, samochodem osobowym czy ciężarówką: dopóki pojazd stoi - nie możemy na nim wymusić pierwszeństwa i nie musimy (a czasami nawet nie powinniśmy) się nim przejmować. Jeżeli uderzy w nas, kiedy my będziemy przed nim - to on naruszy przepisy. Nie wolno bowiem ruszyć do przodu, jeżeli widzimy że nie mamy takiej możliwości. Kiedy ruszamy z miejsca - patrzymy na to, co jest przed nami. Nie bujamy w obłokach. Gdy kierowca zobaczył, że ma wolną drogę i zdecydował się ruszyć, nie ma już najmniejszego powodu by jak ciele dalej gapić się w lewo.
Sprawa nie rozgrywa się o grubość lakieru ani o milimetry - to mało udany zabieg retoryczny. Sprawa rozgrywa się tylko o to, czy samochód stał (rowerzystka miała prawo przejechać przed nim) czy jechał (rowerzystka nie miała prawa przejechać przed nim, ponieważ musiała mu ustąpić pierwszeństwa). Na szczęście kierowca sam się przyznał do tego, że stał i ruszył dopiero, gdy rowerzystka była przed jego maską. Przyznał się też do tego, że nie patrzył, czy może ruszyć do przodu w momencie gdy wciskał pedał gazu. Sprawa zamknięta...