A ile mamy przejazdów tramwajowych? Jeden.
Ile mamy miejsc związanych z uczęszczaniem dzieci? Jedno o określonej przestrzeni obowiązywania znaku.
Nie bardzo ma sens takie zliczanie. Są owszem przypadki, gdzie rozpatruje się liczebność w uogólniony sposób(krzyż św Andrzeja), ale co to ma wspólnego z JEDNYM skrzyżowaniem. Przejazd jest i tak jeden, a jak będzie następny to się ponownie oznaczy.
Jakby przyjąć kryterium ilości przecięć jezdni, to wyszłoby więcej skrzyżowań?
Nigdzie nie napisałem, że (jednego)skrzyżowania nie należy rozpatrywać jako zespół wielu miejsc przecinania się kierunków ruchu a w zasadzie strumieni ruchu - czyli punktów kolizji. Ale nazywanie odrębny taki punkt skrzyżowaniem to przesada - nie twierdzę, że to Twoje słowa. Podałem przykład błędnej interpretacji skrzyżowania lub błędnego używania definicji, która nie pasuje do jej treści.
Udziwniane interpretacje zwykle spowodowane są tworzeniem specyficznej teorii pod konkretny przypadek(np. kierunkowskazy i pierwszeństwo na rondzie). Zaczyna się od "zachcianki" i na niej buduje nowy PoRD, bo przecież musi się to trzymać kupy. Tymczasem jest coraz gorzej, z biegiem czasu teoria zaczyna być rozbudowywana i wprowadza nowe rewelacje.
Przykład z pierwszej ręki - właśnie czytam sobie, że na rondzie kwadratowym jadąc na wprost skręcam w prawo nie dotykając kierownicy. Ale jeśli skręcam, to mijam drogę poprzeczną

Więc przejście dla pieszych za takim skrzyżowaniem to przejście na drodze poprzecznej na która wjeżdżam. Wszystko się sypie jak klocki domino. Co ciekawe, sam byłem zwolennikiem takiej FANTAZJI( może nie w tak ortodoksyjnie-fanatycznej wersji)
Większa radość z jednego "grzesznika", który się "nawraca", niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują "nawrócenia".Pozdrawia ateista.