Chyba do czegoś organizację ruchu wymyślono, prawda?
Ten wynalazek zawodzi na czynniku ludzkim, który nie zawsze się chce tej organizacji podporządkować. Patrz na dyscyplinę polskich kierowców na drodze...

Środki komunikacji zbiorowej są jeszcze większe i bardziej niezgrabne
Tylko, jeśli przeliczasz, że jedno auto = jeden środek KZ, ale to oczywisty absurd. Jeden tramwaj zmieści na luzie 250 pasażerów i przejedzie przez miasto dużo zgrabniej, niż 250 samochodów osobowych. Można go puścić środkiem starówki, nie blokując jej, nie zasmradzając i nie psując jej wyglądu.
gdyby nie celowe udogodnienia dla nich to w ogóle by utknęły w mieście
Yyy... ale właśnie o to chodzi, żeby projektować miasta pod KZ - tak, jak teraz się je projektuje pod auta.

Gdyby nie twarde (albo chociaż wyrównane drogi) i parkingi, to przecież samochody by też utknęły w mieście.

Najmniej dostępny - nie wydaje mi się, sprawny samochód można bardzo tanio kupić.
A potem utrzymywać, serwisować, ubezpieczać... Im tańsze auto, tym wyższe koszta eksploatacyjne. Ale ja nie o tym mówiłem mając na myśli najmniejszą dostępność. Chodzi o to, że nie każdy ma prawo jazdy, nie każdy może mieć prawo jazdy, nie każdy może prowadzić samochód, nie każdy (mimo wszystko) może sobie na samochód pozwolić, niektórym nie pozwala stan zdrowia, inni po prostu nie mają predyspozycji do prowadzenia aut...
Najdroższy - to można powiedzieć tylko wtedy, gdy się nie wie ile kosztuje komunikacja zbiorowa.
A wiesz, ile kosztuje komunikacja indywidualna? Nie mówię tutaj o kosztach, które ponosi użytkownik samochodu, tylko wszyscy inni, którzy na tej przepłaconej fanaberii cierpią nie ze swojej woli. Jako społeczeństwo musimy ponosić koszta: budowania kolejnych miejsc postojowych, dążącego do nieskończoności poszerzania dróg, naprawiania skutków negatywnego oddziaływania transportu na otoczenie (uwaga, nie mam tu na myśli środowiska naturalnego, tylko np. niszczejące przez drgania budynki), i tak dalej, i tak dalej. Te koszta sumarycznie znacznie przekraczają wydatki na transport zbiorowy, które należałoby ponieść by zapewnić prawie każdemu obywatelowi RP mniej-więcej tak dobry dojazd komunikacją zbiorową w dowolne miejsce, jaki teraz może zagwarantować motoryzacja indywidualna, a którego przy obecnej jej ekspansji
nie będzie w stanie zagwarantować już za 3-4 lata.
Jeżeli uważają za lepszy środek transportu samochód to niech się nim poruszają. Ma swoje wady i zalety. Jeżeli komunikacja zbiorowa, czy rowery byłyby takie cudowne to by się ludzie z samochodów przesiadali.
Lith, błąd logiczny. Jak mają korzystać z komunikacji zbiorowej, skoro u nas jej tak naprawdę nie ma, albo jest niewydolna? To tak, jakbyś powiedział, że nie powinno się budować autostrad, bo w Polsce korzysta z nich zdecydowana mniejszość kierowców. To prawda, ale tylko dlatego, bo autostrad jest mało. Gdyby były wszędzie, korzystałby z nich każdy.
We Wrocławiu buduje się coraz więcej dróg dla rowerów. Na początku nie korzystał z nich prawie nikt i też malkontenci odzywali się, pisząc "po co to komu". Ale nagle, gdy tych dróg pojawiało się coraz więcej, zaczęły się one zapełniać rowerzystami i udział rowerzystów w ruchu drogowym (także wtedy, gdy warunki są rzekomo strasznie niekorzystne) zaczął rosnąć, a na niektórych drogach dla rowerów zapanował tłok.
Podobnie jest z połączeniami komunikacyjnymi. Dostać się z Trzebnicy do Wrocławia to zawsze był koszmar. Obrzydliwie długie korki na północy W-wia, no i rozwalające się marszrutki, wcale nie zachęcające do podróży. Ale gdy uruchomiono
dobre i wygodne połączenie kolejowe pomiędzy tymi miejscowościami w 2009, ludzie zagłosowali nogami. Pociągi wypełnił się "byznesmenami", którzy nie mogli sobie pozwolić na marnowanie czasu w korkach.
Wybacz za to porównanie, ale pisanie
ludzie nie wybierają komunikacji miejskiej ani rowerów w sytuacji, gdy po prostu nie ma ani doinwestowanej komunikacji miejskiej, ani dróg dla rowerów, zabrzmiała jak retoryka wąsatego dyrektora urzędu z wczesnych lat 90-tych.

A kierowca ma tracić czas, żeby rowerzysta go mógł może zaoszczędzić? Chyba trochę za dużo wymagasz.
Kierowca szybciej przyśpiesza, więc sobie nadrobi gdzie indziej. Ile się będziesz wlókł za rowerzystą. 2 minuty? 3 minuty? Nawet nie. Jak już rowerzystę wyprzedzisz, albo on gdzieś skręci, to zamiast dozwolonych 50 km/h pojedziesz w jakimś bezpiecznym miejscu 55 km/h (nikt się wtedy nie obrazi) i sobie w ten sposób nadrobisz. Voila.
W mieście auto jest tylko gościem. Prędkość maksymalna 50 km/h nie jest prędkością gwarantowaną. Jeżeli kogoś denerwuje, że musi wlec się za rowerem 20 km/h, może jedynie walczyć o zmiany systemowe. BTW: zaskakujące, że rower jadący jezdnią 20 km/h jest wlekącym się zawalidrogą, a rower zbliżający się do przejazdu dla rowerzystów z prędkością 20 km/h jest już w oczach dokładnie tych samych kierowców pędzącym, śmiercionośnym wariatem , którego nie sposób zauważyć. 