Też nie dzisiaj, ale najbardziej w ostatnim czasie...Przede mną samochód - denerwuje mnie już od pierwszego momentu kiedy go zobaczyłam, mimo możliwości szybszej jazdy jedzie ok 40 (niby dopuszczalna 50, ale w tym miejscu optymalna to 60) przez 5 kilometrów nie mam możliwości go wyprzedzić (takie warunki), ale ciągle mnie hamuję. Wreszcie...JEST -długa prosta, a samochód z naprzeciwka daleko. Fakt faktem był jeszcze zabudowany (wioseczka) i nie wiedzieć czemu jeszcze podwójna ciągła, ale JADĘ...jadę, jadę...jadę samochód z naprzeciwka cpraz bliżej a ja ciągle nie przyprzedzam tego, którego chciałm...Facet przyspieszył kiedy ja zaczęłam wyprzedzać. Myslę sobie "idiota", trąbie i chowam się za niego, on rura, myślę "nie pierwszy i nie ostatni raz, pewnie teraz się "obudził" i pojedzie"ale za zakrętem...znowu on i jedzie ok 70 (prosta, teren niezabudowany), więc próbuję 2 raz go wyprzedzic, wydawało się to banalnie proste - ja w miarę rozpędzona on ślimaczy, więc wyprzedzam ..a on znowu przyspiesza...Nie wiem ile tak jechaliśmy...Ja gaz do dechy (na liczniku max prędkość) a ręka cały czas na klaksonie. Wreszcie odpuścił i zaczął hamować - nie miał wyjścia gdybym poszła na czołowe on tez by oberwał... Zdązyłam się wsunąć między niego a poprzedni samochód w ostatniej chwili - ponieważ wszyscy hamowali bo wjeżdżaliśmy do miasteczka sławnego z fotoradaru...Przez następną miejscowość jechałm mając linie między kołami i 40...telefon - skruszony głosik niewinnej kobietki - 112 "Z X do Y jedzie jakiś wariat, chyba pjany albo naćpany. Numery: ależ proszę: XXX 123"
