dziś przystąpiłem do egzaminu prawa jazdy w zakresie kategorii B. Zostałem wyczytany, jako ostatni. Podszedłem do stanowiska, po czym pan egzaminator gasząc szybko papierosa, również podszedł do stanowiska. Poprosił mnie bym stanął po prawej stronię łuku, a on ustawi pojazd. Już od początku starał się mnie zdenerwować. Kazał mi się przedstawić, gdy to zrobiłem, zapytał czy nie mam drugiego imienia. Sprawdził dokument tożsamości i przystąpiłem do egzaminu. Z puli wylosowałem płyn do spryskiwaczy i światło cofania. Otworzyłem pokrywę silnika i pokazuję egzaminatorowi zbiornik z płynem do spryskiwaczy. Wsiadłem do auta, włączyłem zapłon i uruchomiłem spryskiwacze. Wysiadłem, a egzaminator oznajmił mi, że błędnie wykonałem zadanie i muszę je poprawić. Otworzyłem więc korek od zbiornika, choć kompletnie nie widać tam poziomu płynu w zbiorniku i oznajmiłem egzaminatorowi, że stan poziomu płynu do spryskiwaczy jest prawidłowy. Tu zachodzi pierwsze pytanie. Czy włączenie spryskiwaczy to błąd? Przecież nie ma innej możliwości sprawdzenia jaki jest poziom płynu do spryskiwaczy. Następnie zrobiłem łuk, wzniesienie, egzaminator poinformował mnie, że poprawnie wykonałem zadania na placu manewrowym i, że teraz przystąpimy do ruchu miejskiego. Przed wyjazdem z ośrodka egzaminator oznajmił mi, że "rokowania na mój egzamin są słabe", nie przejąłem się tym, wiedziałem, że mu się nie spodobałem i z egzaminem będzie problem. Po wyjeździe z ośrodka zaparkowałem prostopadle i oznajmiłem egzaminatorowi, że zaparkowałem, odpowiedział, że jeżeli jestem pewien to mogę wyjechać. Tak też zrobiłem. Jechałem wzdłuż drogi Skrzydlatej, skręciłem w prawo i otrzymałem polecenia zawrócenia z wykorzystaniem infrastruktury po prawej stronie. Gdy to zrobiłem egzaminator powiedział, że nie respektuję innych uczestników ruchu drogowego, choć z tyłu nadjeżdżał tylko jeden samochód, oraz nie zwracam uwagi na pieszych, choć nikt tamtędy nie szedł. Do tego nie potrafię poprawnie obsługiwać poprawnie mechanizmów sterowania pojazdem. Pojechaliśmy dalej, przed przejazdem kolejowym otrzymałem polecenia skręcenia w lewo. Jechałem 40 km/h jak nakazuje strefa, przejechałem przez przejazd kolejowy, tutaj wszystko ok. W tym momencie zaczęło się wytykanie mi najdrobniejszych błędów. Jakakolwiek próba dyskusji kończyła się niepowodzeniem. Jadąc dalej oczywiście owe błędy były mi nadal wytykane. Nie przejmowałem się tym. Egzaminator poprowadził mnie w strefę zamieszkania, jechałem tyle ile trzeba czyli 20 km/h. Zatrzymałem się przed światłami, lecz przede mną stała elka. Oczywiście elka jechała niepewnie a ja za nią. Elka nagle się zatrzymała, a ja jadąc za nią stanąłem na pasach. Elka w końcu raczyła opuścić skrzyżowanie. Egzaminator 3 razy mówił "stoi pan na pasach", w końcu podjechałem pod sygnalizator, a egzaminator z westchnieniem "nareszcie". Dobrze, to akurat mój błąd. Następnie egzaminator wprowadził mnie w drogę zabudowaną, sam o tym nie wiedział bo jego komentarz był krótki "yyy...aha...ok, niech pan zawróci", a ja na tej wąskiej drodze zawracałem, na 8, ale udało się


Pozdrawiam.