witam! mam pytanie do kierowcow i zywie nadzieje, ze ktos mi udzieli odpowiedzi- na egz dostalam polecenie zawrocenia na rondzie- przede mna jechala L-ka, przejechalam za nia przez torowisko, ale niestety kochana eleczka zatrzymala sie z metr przed linia zatrzymania i zostawila mi b. malo miejsca-zorientowalam sie, ze tyl mi troche wystaje na tory i jadacy tramwaj moglby mnie zawadzic(podkresle, ze akurat zaden tramwaj nie jechal)- mimo wszystko postanowilam podjechac do L-ki, zeby nie wystawac na te tory-fakt, podjechalam b. blisko ( nie wiem, czy 10 cm, 15 , 20, ale bardzo bliziutko). Zatrzymałam sie. Egzaminator glosno syknal. Ale nic nie mowi, cisza. Po dosc dlugiej chwili postanowilam sie odezwac- moje slowa: za blisko? Jego słowa: tak za blisko i dlatego przerywam egzamin. Moje pytanie brzmi: czy cos takiego oznacza koniec egzaminu? Przeciez sie nic nie stalo, przeciez sie zatrzymalam, mimo, ze blisko. Druga rzecz- dlaczego natychmiast nie powiedzial, ze przerywa egz, tylko dopiero po pewnej chwili, po moim retorycznym pytaniu-za blisko?
z gory dziekuje za wszystkie odpowiedzi, bylabym niezmiernie wdzieczna, gdyby ktos zechcial i potrafil na to odpowiedziec