Witam
Pochodzę z niewielkiego miasta - zaledwie 40 tysięcznego. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z samochodem. Nie ma u nas wielu ośrodków szkolenia kierowców. Na moje nieszczęście wybrałem jeden z ośrodków, który jest takim "mini-ośrodkiem". Instruktor jest tam tylko jeden, cały interes należy do niego. Obecnie mam przejechane 18 godzin.
Z początku wydawał mi się "ok", wprowadzał "kumpelską" atmosferę, ale to tylko pozory. Widać, że gościowi zależało tylko na mojej kasie, którą już z resztą zainkasował w całości. Tak naprawdę niczego mnie nie nauczył, nie ma żadnych zdolności pedagogicznych - nie umie przekazać wiedzy.
Być może, to ze mną coś jest nie tak, ale sami oceńcie:
-Czy normalną sytuacją jest, że nie ma w ogóle wykładów, żadnej teorii? Bo u niego tak jest. Byłem raptem na dwóch wykładach, łącznie trwało to MOŻE 4 godz. Dostałem tylko płytę z testami na prawko i to wszystko. Teorii uczę się z internetu.
- Koleś siedzi tylko w aucie i nawiguje. Nic od siebie nie doda, niczego nie wytłumaczy. Popełnię jakąś gafę to nie powie, co mam zrobić żeby było lepiej, tylko wali focha i jedziemy dalej. Jedyne co można od niego usłyszeć to "na światełkach w lewo", "zjedz na lewy pas", "tutaj zawrócisz" itp.
- Takie rzeczy jak płynne ruszanie żeby nie szarpało wozem, nauczyłem się od wujka. Instruktor mówił tylko żeby nie puszczać zbyt szybko sprzęgła. I niby ok, ale to jest ogólnik, który nic mi nie dał. Żeby nie wujek w życiu bym się nie dowiedział o pół sprzęgle i samochód chyba wiecznie by mi żabkował.
-Na pierwszej lekcji pokazał jak się zmienia biegi. Wiadomo, nie zapamiętałem od razu. Uczyłem się metodą prób i błędów. Czasem wychodziło, innym razem nie. Widzi, że czasem mi nie zawsze wskoczy odpowiedni bieg, więc zamiast skorygować moje błędy na spokojnie on się oburza i jest zdenerwowany że mu skrzynię biegów rozwalę. Wiem, w którą stronę kierować dzwignią przy zmianie biegów, ale robię to najprawdopodobniej zbyt siłowo i zle układam dłoń na gałce. Dlatggo czasem wskakują mi nie te co trzeba np zamiast trójki jedynka
-Czy normalne jest, że po przejechaniu 18 godzin, nie miałem jeszcze placu: nie ćwiczyłem łuku, parkowania itp ?
-Na początku jazdy były częstsze, np 2 razy na tydzień. Teraz mam jazdy raz na dwa tygodnie i to niecałe dwie godziny, gość sobie robi przerwy itp. Więc ja się pytam, jak mam opanować auto, skoro mam z nim styczność tak rzadko, jak mam je "poczuć" To jest jakaś kpina.
- Instruktor wielce zdziwiony, że tak słabo mi idzie. Niczego mnie nie nauczył, a jego słowa motywujące to jedynie "tragedia, Łukasz".
-Jechałem z dwoma jego kursantami. Każdy z nich miał mieć egzamin za tydzień. Jedna dziewczyna powtarzala ok dwadzieścia razy parkowanie tylne. Za każdym razem robiła to zle i za prawie każdym razem jej gasł. Drugi kursant , sytuacja analogiczna - problemy z parkowaniem i gaśnięcie silnika, która wykluczyłaby pozytywne zaliczenie egzaminu. Czuje, że zdawalność jego kursantów jest niska o czym świadczą powyższe historyjki, które przytoczyłem.
- Raz jedyny pokazał mi wszystkie światła i raz podnieśliśmy maskę. Zostało mi 12 godzin, egzamin mam pierwszego marca a w ogóle nie wiem co do czego służy pod maską. Nie przerobił tego ze mną (tylko na pierwszej lekcji - ogólnikowo i szybko, tgak więc już zapomniałem).
Moim zdaniem gość jest bezczelny. Szkoda, że z tak opóznionym zapłonem zacząłem na niego reagować. Wziął kasę i zadowolony. Pewnie będę musiał wykupić dodatkowe jazdy w jakimś bardziej renomowanym ośrodku.
Chyba, że sytuacje, które przytoczyłem są normalne a to ja po prostu sobie nie radzę.
Pozdrawiam