Witam szanownych kolegów.
Jestem całkiem nowy na tym portalu i nigdy nie używałem tego typu pomocy ale dziś proszę o rozpoznanie sytuacji.....
Otóż dnia 24 czerwca 2011 roku ( stosunkowo nie dawno ) jechałem na Podkarpaciu do znajomego Fiatem Punto II z silnikiem 1.2 8V - silnik nie rewelacyjny ale auto mi się podoba

. Do rzeczy... wyjeżdżając z za zakrętu na terenie zabudowanym ( to była wioska Szufnarowa ) przed sobą zobaczyłem samochód Suzuki nie pamiętam dokładnie jaki ale wiem, że stary bo rdza nim nie gardziła z przyczepą wyładowaną złomem. Od samego początku tego zakrętu miałem linie przerywaną i tak ciągnęła się aż dobre 2 kilometry..... Widząc jadącego powoli faceta z przyczepą zabrałem się za wyprzedzanie bo nie będę się za nim wlekł jak osioł. Przy takiej prostej..... droga czysta nikogo nie było ani za mną ani z nad przeciwka.
Zaczynam manewr wyprzedzania.... w momencie zbliżania się do wysokości jego przyczepki koleś włączył kierunek i w tym praktycznie momencie skręca mi w lewo gdzie ja już byłem na lewym pasie jak już pisałem wyprzedzając go !!! Facet nie upewnił się nawet bo nie zatrzymał się przy osi jezdni tylko walił skręcając w bok.... ja by ratować sytuację odpiłem w lewo przed niego i ostro po hamulcach by nie uderzyć go w bok samochodu.... Zderzyliśmy się a może raczej otarliśmy się rogami aut po czym ja z urwanym praktycznie kołem wylądowałem kilka metrów dalej w rowie !!! Wezwałem policję, nic nikomu się nie stało ale przyjechała karetka by zbadać faceta tamtego samochodu , ponieważ skarżył się na ból w klatce piersiowej bo jak się okazało nie dawno miał robiony zabieg bocznego obiegu krwi koło serca i przepychane żyły a mnie przy okazji opatrzyli rękę bo poduszka narobiła mi bigosu. Policjanci zabrali nasze dowody rejestracyjne z wiadomego powodu uszkodzonych aut. Policjant z którym rozmawiałem upierał się, że to moja wina ponieważ nie zachowałem szczególnej ostrożności

Ja tłumaczyłem, że nie jestem duchem świętym żebym wiedział, że facet włączy mi w ostatniej chwili kierunek w lewo !!! Po czym przyjechało jeszcze 3 panów w mundurkach zrobić pomiary i ich rozmowa była dosyć żwawa

Po paru minutach podszedł ten policjant i powiedział " Rozmawiając z kolegami... no nie mamy pewności co do pańskiej winy ale...." i dalej upierał się przy swoim. Ja nie przyjąłem mandatu 6 pkt i 220 zł.

Powiedziałem, że będę się bronił w sądzie grodzkim.
Facet miał delikatnie urwaną rdzę na obrzeżach w błotniku nawet nie był pogięty, wygięty zderzak blaszany, strzeliły mu obejmy na amortyzatorze listwowym, oraz coś porobiło mu się z mostem ale auto o tyle, że można było bez problemu holować. Jeżeli chodzi o mnie to jest smutniejsza sprawa.... Mam pęknięty w pół wahacz, wyciągniętą półośkę ze skrzyni, wygięty w harmonijkę błotnik, zbitą lampę, kawałek wygiętej maski, wystrzeloną poduszkę powietrzną, zdeformowany zderzak.... Amortyzator widzę jest w porządku, mocowanie wahacza na kołysce tez jest ok, nie wiem tylko jak stabilizator bo nie byłem w stanie zaglądnąć ponieważ auto stoi u znajomego bo w trakcje stłuczki miałem do niego 300 m ! Tak więc stoi u niego na podwórku ok 70 km od mojego miejsca zamieszkania.
Panowie i Panie.... Jak to widzicie ??? Załączam wszelkie zdjęcia zrobione przez zemnie..... Policja nie miała aparatu.... .
Powiedzcie to jest skrzyżowanie gdzie gość skręcał czy normalna droga podporządkowana?
Nie było żadnego znaku zakazu itd. Droga ta boczna nie miała nawet pasów rozdzielających.... świateł nic kompletnie. Jak widziałem była to dojazdów ka na stadion i dalszych domów. Ledwo dwa auta tam się mieszczą.
Pozdrawiam i czekam na wasze opinie ponieważ czekam na pismo w sprawie rozprawy sądowej.
