Witajcie,
Dzisiaj chłopcy radarowcy zatrzymali mnie i zaproponowali 250zł i 5 punktów karnych. Nie przyjąłem, więc czeka mnie sąd grocki.
Poniższą sytuację obrazuje załączony plik.
Jechałem pasem do jazdy na wprost, zbliżając się do skrzyżowania, minąłem znak informujący o tym, że są 3 pasy - jeden do skrętu w lewo, jeden do jazdy na wprost i jeden do skrętu w prawo, gdzie wszystkie trzy na znaku są przedzielone linią przerywaną.
Zbliżając się coraz bliżej do skrzyżowania, widząc, że nie wbiję się na prawy pas i to, że za chwilę jest linia ciągła między pasami pojechałem prosto, wjechałem na środek skrzyżowania i na nim zamiast jechać zgodnie ze znakiem poziomym na wprost, pojechałem w prawo, ale droga prostopadła miała 2 pasy, więc nie wbiłem się nikomu. Była też sygnalizacja więc nie było zagrożenia.
Chłopacy zatrzymali mnie i powiedzieli, że nie dostosowałem się do znaku na drodze, że powinienem jechać prosto. Ja uważam, że pojechałem prosto, a potem stwierdzając, że są aż 2 pasy w prawo i ten od środkowej części skrzyżowania jest wolny, wjechałem na niego i zrobiłem manewr skrętu w prawo (ale nie przecinając tej ciągłej, nie przecinając pasów tylko już na samym skrzyżowaniu gdzie nie było pasów).
Czerwona linia oznacza mój tor jazdy. Żółta od momentu lizaka do zjechania na pobocze.
Jestem winny? Jeśli tak, w jakich okolicznościach bym nie był (poza opcją, że pojechałbym prosto)?