cman napisał(a):Skoro cała droga zaczyna był wyboista, to trudno tego nie zauważyć w przeciwieństwie do pojedynczej dziury.
Przecież skądś trzeba na tę drogę wjechać. Wcześniej droga była poprawna, a w pewnym momencie zaczyna się starszy asfalt i dziury.
Już Ci wyjaśniam. Większość takich spraw w Szczecinie jest rozpatrywana pozytywnie dla kierującego. Dlaczego? Dlatego, że zarządca dróg przyznaje się do takich uchybień i jednak jest chyba coś na rzeczy (w tym momencie na ustawach, rozporządzeniach, czy innych określających działania zarządcy), że większość przypadków kończy się dobrze, a dziury natychmiastowo zostają załatane. Szkoda tylko, że te dziury są łatane dopiero po zdarzeniu drogowym, a nie przed.
Dlatego dziwi mnie Twoja postawa typu "trzeba było się domyśleć, trzeba było wolniej jechać, trzeba było nie wychodzić z domu". Bo droga nie jest "darem narodu" (ale to komunistycznie brzmi), tylko infrastrukturą komunikacyjną, za którą ktoś odpowiada i ktoś jest zobowiązany utrzymywać ją w takim stanie, aby samochody nie wpadały w dziury i nie rozbijały się przez nie. Nikt nikomu łaski nie robi, tylko każdy ma przestrzegać swoich obowiązków. Jeśli prędkość osiągana przez samochód jest w granicach dozwolonej, to nie powinno być dla niego zagrożenia natury technicznej. Jeśli przekroczy tą prędkość, to tylko na własną odpowiedzialność będąc (lub nie) świadom, że po tym przekroczeniu i wypadnięciu z drogi poniesie konsekwencje (albo prawne, albo naturalne). Coś takiego "obowiązuje" nawet przy zwykłych sprzętach elektronicznych i innych. Producent bierze odpowiedzialność na gwarancję, czy inne, jeśli sprzęt będzie używany z zaleceniami. Tak samo powinno być na drogach.
Dodam jeszcze przykład. W zeszłym roku jechałem sobie drogami wojewódzkimi nieważne gdzie. Teren niezabudowany, wokół las, prędkość dozwolona 70-90km/h, asfalt świeży, bez dziur. Ale jakie zdziwienie mnie dopadło na zakręcie, kiedy jadąc z prędkością przepisową, a nawet mniejszą prawie wypadłem z drogi z powodu: a) złego wyprofilowania zakrętu, b) braku jakiegokolwiek znaku informującego o zakręcie, c) braku znaku ograniczającego prędkość. Chyba nie tak się to robi, prawda?
Ja teraz rozumiem Twój tok myślenia, ale nie może być tak, że "zawsze i wszędzie" każdego mierzyć tą samą miarą. Rozumiałbym to np. na osiedlowych drogach (choć dziur wcale nie rozumiem), czy dojazdach do czegoś, ale na głównych drogach dużego miasta? Na drogach, które pozornie są znośne, a w pewnym momencie żegnamy się z życiem?