Pewnego zimowego popołudnia, wraz z mężem i dwójką dzieci szliśmy na mały spacer. Szliśmy chodnikiem. W pewnej chwili od tyłu "zaatakowało" nas auto. Ja zostałam przyparta do ściany budynku, 5-letni syn, którego trzymałam za rękę został mi wyrwany i znalazł się pod autem, mąż dostał zderzakiem w łydkę. Córce nic się nie stało. Uratowała nas zaspa śnieżna, która zamortyzowała uderzenie. Na moim biodrze połamało się lusterko ale nic po za paroma siniakami mi się nie stało. Mąż nie przyznał się do urazu. Synek trafił do szpitala z wstrząśnieniem mózgu...
Prowadzący był trzeźwy.
Co grozi kierowcy za takie zdarzenie??
Z tego co mi wiadomo jechał pojazdem, który nie powinien być dopuszczony do ruchu...