Otóż, przez weekend rozmawiałem ze znajomymi. I tak od słowa do słowa opowiedzieli pewną historię. Jadą sobie latem gdzieś z wakacji, jest już po zmroku. Wiadomo, jak to latem na drogach pojawiają się pojazdy rolnicze. W pewnym momencie widzą zdarzenie drogowe, jak pojazd z naprzeciwka uderza w traktor jadący z pługiem, pojazd zostaje praktycznie rozbity, wpada do rowu. Znajomi dojeżdżają (jak i pozostałe samochody), interesują się poszkodowanymi, policja, pogotowie. Zostali spisani jaki świadkowie... i zapominają o zdarzeniu. Tymczasem po pewnym czasie przychodzi wezwanie na policję i co się okazuje? Otóż, kierujący pojazdem który robił się na traktorze zeznał, iż został oślepiony (sic!) właśnie przez pojazd znajomych, nie zapanował nad pojazdem i uderzył w traktor. I niby ci znajomi mieli by być współwinni kolizji... na szczęście pozostali świadkowie potwierdzili pierwotną wersję wydarzeń.
Ale tutaj pojawia się pewna kwestia, dylemat, co robić w podobnych sytuacjach? Np. wczoraj jadę sobie zwykła drogą, (nawierzchnia częściowo pokryta śniegiem), z prawej i lewej strony brak pobocza, zwały śniegu i lodu. Odcinek drogi prosty, co najmniej 500 metrów. Przede mną pojazd około 150 metrów. Nagle widzę, jakby ten pojazd chciał skręcić w lewo (był jakiś dom), myślę pewno skręca na posesję ale nie... pojazd zatrzymał się w poprzek drogi. No to myślę, może będzie zawracał, zwalniam... pojazd dalej stoi w poprzek drogi, zwalniam... dojeżdżam i co się okazało. Kierowca prawym kołem zjechał z jezdni, załapał śnieg i prawdopodobnie odbił gwałtownie kierownicą w lewo, samochód skręcił o 90 stopni i uderzył czołowo w wielką zaspę śniegu i lodu. (5 metrów wcześniej był odgarnięty dojazd do posesji).
I teraz pojawia się pytanie, co robić? Pomagać, orientować się co się stało? A jak potem facet zezna, że np. chciałem go wyprzedzać, albo wisiałem mu na zderzaku, albo wymyśli inna historyjkę?
Wiem, wiem, można sobie kupić rejestrator (i chyba wcześniej czy później kupie takie cacko), ale niemniej ryzyko jest.
Co o tym myślicie?