Niektórzy operują tutaj taką logiką, że zaraz wyjdzie na to, iż w sytuacji gdy auto stoi w miejscu przejścia dla pieszych (na przykład w sznurze aut - w korku) mam prawo jako pieszy rzucić się na dach, czy maskę tego auta - bo jego tam przecież nie powinno być zgodnie z przepisami.

I winny będę nie ja, jako rzucający się na maskę stojącego auta idiota, a kierowca auta, który zastawił przejście.

A może akurat biegłem, i nie przewidziałem, że to auto tam mi będzie stało! Nie wolno stawać na przejściu dla pieszych! Widząc biegnącego pieszego, powinien wziąć auto na plecy i usunąć mi je sprzed drogi! A jak tego nie zrobił, to ma za swoje...

Przyczyną wypadku BYŁA nadmierna prędkość motocyklisty. NIC nie upoważnia do wbicia się z olbrzymią prędkością w stojącego uczestnika ruchu. Chyba, że nie mieliśmy szans tego uczestnika ruchu zauważyć i wyhamować. Gdyby motocyklista jechał z przepisową prędkością, z pewnością by wyhamował. Wina motocyklisty jest w tym zakresie niepodważalna.
Zostaje tylko kwestia ewentualnej współwiny kierującego autem - nieco tylko bardziej złożona. Bo nie można mówić o winie, w sytuacji, która nie była możliwa do przewidzenia z uwagi na nieobliczalne zachowanie rzekomego "pokrzywdzonego". Zwłaszcza, jeżeli przepisy mówią wyraźnie o tym, że ma się prawo przypuszczać, że pozostali użytkownicy zachowują się w zgodzie z przepisami.