Kamelka napisał(a):Wczoraj głupia smarkula o mało nie wpadła nam pod koła. Jadę sobie z mężem - On prowadzi. Centrum miasta, ale luźno - na szczęście - godzina 18, czyli już ciemno. Prędkość 40/h, bo warunki, jakie są, każdy widzi. Ulica oczywiście oświetlona fantastycznie, dwie lampy na 500 m. Z bocznej, również nieoświetlonej uliczki z lewej, bardzo szybko wychodzi panienka, na oko jakieś 17 lat. I oczywiście nie zmieniając tempa prosto na przejście, bez zatrzymania a tym bardziej rozglądania. Jak wyszła z cienia, to ją zauważyłam - mój mąż nie, bo akurat schowała mu się za słupkiem - już była na przejściu. Odruchowo krzyknęłam, ostre hamowanie, oczywiście poślizg... Całe szczęście, że za nami nikt nie jechał i że mój mąż ma do mnie zaufanie i reaguje na moje krzyki, bo g..niara leżałaby na masce jak złoto. A najgorsze, że jakby coś się stało, to wina byłaby Jego, bo ona była na przejściu i miała pierwszeństwo. Tyle, że nie dała szansy się zauważyć. Idę o zakład, że jakbyśmy jechali z przeciwnej strony, to też by wlazła, ale wtedy nie miałaby żadnych szans. I tu apel do pieszych: DAJ SZANSĘ SIĘ ZAUWAŻYĆ!!! KIEROWCA W TAKICH WARUNKACH MA GORZEJ!!!
A gdyby mnie tam nie było? On naprawdę jej nie widział, rozmawialiśmy o tym później. W każdym razie moja córka, która siedziała z tyłu, takiego numeru nie zrobi przez najbliższe kilka lat, bo wszystko widziała i konkretnie się wystraszyła.
Rozumiem, że było to oznakowane przejście dla pieszych?
Rozumiem, że gdyby Twój mąż zobaczył ją odpowiednio wcześnie, to byłby w stanie normalnie wyhamować?
Rozumiem, że piesza szła z lewej strony, więc musiała trochę przejścia przejść, aby dojść przed Wasz samochód?
Rozumiem, że Twój mąż nie zauważył pieszej przechodzącej przez przejście dla pieszych?
Na koniec, nie rozumiem, co konkretnie i komu w tej sytuacji masz do zarzucenia?