MORD Kraków - relacje z egzaminów, informacje i opinie

Tutaj możesz umieścić informacje i opinie dotyczące danego ośrodka egzaminacyjnego oraz zdać relację z egzaminu.

Moderatorzy: ella, klebek

Postprzez asiunka-tg » wtorek 15 września 2009, 21:19

hej:)

15 września- 16.30; egzamin łączony, zdany za pierwszym razem

zaczelam od teorii, prawie zalamana- wydawalo mi sie, ze obleje. ale szczesliwie zmiescilam sie w dwoch bledach ;)

potem 2 godz czekania. ale grunt to mp3 i nie sluchać jak inni się stresują.
wyszła Pani egzaminator, wyczytała moje nazwisko no i na plac. od razu kazała mi wsiąść za kierownicę, szybko pokazać kierunkowskazy i płyn chłodniczy (swoją drogą nie miałam pojęcia gdzie jest- pierwszy raz zobaczyłam diesla pod maską:)

szybkie przygotowanie do jazdy, delikatnie łuk, ruszenie na wzniesieniu i od raz zawrócenie na placu w dowolny sposób.

wyjechałam z placu dość szybko i oczywiście w lewo. na hute nie dotarłam, za to przejechałąm dwa razy przez mogilskie, grzegórzeckie, jakieś jednokierunkowe dookoła (niestety nie pamietam dokładnie...)

ale ogólnie było bardzo w porządku. dziękuję za to Pani egzaminator. miała bardzo trafne uwagi, wcześnie informowała o planowanych manewrach.

jeżeli ktoś trafi na Panią blondynkę, myślę, że w średnim wieku, szczuplutką i raczej poważną to powinno być dobrze. ja będę ją zawsze chwalić:)

pozdrawiam i powodzenia!!!!!!!
asiunka-tg
 
Posty: 1
Dołączył(a): wtorek 15 września 2009, 20:54

Postprzez siwydzik » poniedziałek 21 września 2009, 19:10

Witam

Mój szczęsliwy dzień nastał 14 września TAk to wtedy zdałem egzamin za drugim pojesciem( pierwszym razem oblałem na rondzie grzegórzeckim zmiana pasa ruchu....) . W poczekalni czekałem tylko 10 min. i pan egzaminator za dzwi woła moje nazwisko,wiec poszedłem na plac .Ale najgorsze miało nadejść. Gdy egzaminator dojechał na łuk kazał przyygotować sie do jazdy wiec jak miałem zrobić tak zrobiłem . Jazda po łuku : do przodu ok do tyłu zle ( najechanie na linie) druga próba była ok :D Następnie na wzniesieniu zgasło ..... druga pruba udana . Wieć w miaso przed wyjazdem z ośrodka na światłach miałem skrecić w prawo na hute . Nie wiedziałem ze zapałiła sie szczałka warunkowa wiec czekam tylko na zielone światło ( warunkową zasłonił mi prawy słupek samochodu) po chwili egzaminator pyta sie czemu nie jade:D patrze szczałka :D heh wiec rura mu. Byłem na rondzie czyżyńskim tym małym koło cerfura i z tym tez wiąze sie moja nieuwaga :D Kazał mi zawrucić a ja skręcam w lewo ( nigdy nie zawracałem na rondku tam i z tego chyba moj błąd) wiec w najbliszzym mozliwym miejscu kazał zawrucić tak wiec zrobiłem zawruciłem i było ok:D Zawracałem też na 3 z biegem wstecznym wjechalismy w jakąc uliczke i kasał zawrucic i pokazal gdzie a ja po swojemu i parkuje i wyjezdzam tyłoem a egzaminator tak " co pan robi ?? przeciesz kazałem zeby pan zrobił to tutaj aaa zresztą rub pan sobie jak pan chcesz " wiec w tym momęcie juz myślałem ze nie zdałem . Po 45 min. jezdzie zjechałem do ośrodka zgasiłem silnik i egzaminator tak " pan nie umie skręcać w lewo" , " prawo jazdy do odebrania za 3-tygodnie"

Egzamin zaliczony :D Takze wiele sie działo .
Pozdrawiam
siwydzik
 
Posty: 3
Dołączył(a): poniedziałek 21 września 2009, 18:10
Lokalizacja: Kraków

Postprzez kingha » wtorek 22 września 2009, 01:05

Cześć,
Mam pytanie, czy po zdanym egzaminie jak już dostanie się papierek od Pana/Pani należy coś zrobić z nim czy spokojnie idziemy sobie świętować do domu?:) Miałam egzamin 04.09.09 i po pierwsze wróciłam na koszykarską i jestem prawie pewna, że egzamin zdany (byłam tak zdenerwowana, że niczego nie jestem już pewna :roll: ) pytając Pana co mam zrobić powiedział, żebym sobie kartkę oprawiła i powiesiła:) więc spokojnie oddaliłam się od tego miejsca powiadamiając wszystkich, że zdałam. Ale tak czekam, aż na stronie www.kierowca.pwpw.pl pojawią się moje dane a tu nic. I tak się trochę boję, bo chciałabym mieć je już w garści. Wiem, że wiadomośc jest bardzo obszerna, ale na prawdę zależy mi na tym, żeby dostać je jak najszybciej. Z góry dziękuję za odpowiedź:)
kingha
 
Posty: 1
Dołączył(a): wtorek 22 września 2009, 00:55

Postprzez siwydzik » wtorek 22 września 2009, 07:37

Wykonaj telefon do mordu i tam gdzie to wysyłają . I udzielą Ci odpowiedzi
Ostatnio zmieniony wtorek 22 września 2009, 07:39 przez siwydzik, łącznie zmieniany 1 raz
siwydzik
 
Posty: 3
Dołączył(a): poniedziałek 21 września 2009, 18:10
Lokalizacja: Kraków

Postprzez mk61 » wtorek 22 września 2009, 07:37

Zadzwoń do swojego WORDu, a następnie do Wydziału Komunikacji. W Krakowie płaci się za dokument przy odbiorze, więc albo strona w Twoim przypadku źle zadziałała, albo egzaminu jednak nie zdałaś, albo masz po prostu jakiś błąd w dokumentach. Wykonaj 2 telefony i wszystko będzie jasne.
Pozdrawiam. Marcin.
All Rights Reserved. Ÿ
Nobody is perfect. I am nobody.
rusel napisał(a):realne to jest skur-wy-syństwo żeby wymagać od kogoś więcej niż wymaga się od siebie.
Avatar użytkownika
mk61
 
Posty: 2850
Dołączył(a): środa 09 kwietnia 2008, 14:09
Lokalizacja: Gdziekolwiek

Postprzez Khay » wtorek 22 września 2009, 07:54

kingha napisał(a):pytając Pana co mam zrobić powiedział, żebym sobie kartkę oprawiła i powiesiła:)


No to zerknij na ścianę i zobacz, jaką ocenę końcową wpisał Ci egzaminator... ;)

Tak jak pisze mk61 - dwa telefony i wszystko wiesz. Strona jest pomocnym narzędziem, ale nie ona rozstrzyga o Twoim dokumencie. Całkiem możliwe, że już na Ciebie czeka w odpowiednim WK...

Pozdrawiam
Khay
Avatar użytkownika
Khay
 
Posty: 800
Dołączył(a): niedziela 20 kwietnia 2008, 21:54
Lokalizacja: Warszawa

Zdadny - do 3 razy sztuka :)

Postprzez Magcom » czwartek 24 września 2009, 12:07

Witam,

I ja dołączyłam do grona szczęśliwców:)

Pierwszy oblałam na łuku - ale z ręka na sercu przyznaje, że nie umiałam :)
Drugi raz oblałam na górce - bo puściłam za szybko sprzęgło :)

Egzamin miałam o 20, ale jak przyszłam o 19.45 to już byłam wylosowana i czekałam dosłownie 3 minuty.

Pan egzaminator raczej poważny bez niepotrzebnych rozmów.

pytania, przygotowanie, łuk i góra poszły sprawnie i przyjemnie :)

I wyjechałam w osławione LEWO :)

ale pojeździłam sobie po alei pokoju (dwa zwracania), mogilska, plaza (zawracanie z użyciem wstecznego) na środku drogi!!, jakieś uliczki jednokierunkowe na Dąbiu, zawracanie na rondzie kotlarskim i jedziemy z powrotem, a że mi zgasł 3 razy i to bardzo brzydko, to jechałam już w sumie spokojnie z myślą ze oblałam - jeszcze parkowanie prostopadłe na osiedlu koło Mordu, które było koszmarnie wykonane przeze mnie - wiec już jechałam zupełnie wyluzowana :)

Pan kazał zabezpieczyć samochód, zrobił krótki wykład o sprzęgle ( zresztą całkiem słusznie i mądzre) i ... zaliczył :) :D

Polecam godziny wieczorne, bo jest mały ruch i przynajmniej odpada stres z innymi samochodami. W Mordzie robi się dość kameralnie, egzaminy idą szybko jest mniej ludzi i za to mniej stresu. Plac jest dobrze oświetlony wiec wszytko widać.
Pewnie potrzeba odrobiny szczęścia ale jak egzaminator widzi, że sobie radzisz i znasz znaki i przepisy to nawet niedociągnięcia ze sprzęgłem i parkowaniem puści ;)

zycze powodzenia !!
Magcom
 
Posty: 1
Dołączył(a): czwartek 24 września 2009, 11:44

20 MAJ 2009: TEORIA (+) PLAC (+) MIASTO (-)

Postprzez Bartolomeios » poniedziałek 28 września 2009, 20:54

Moje pierwsze podejście 20 maja skończyło się wynikiem negatywnym za próbę wymuszenia pierwszeństwa, ale przyznaje bez bicia, że zeżarły mnie nerwy... nie denerwowałem się tak nigdy wcześniej, nogi latały mi non stop z nerwów i nie potrafiłem ich opanować - cud, że oblałem dopiero wracając do ośrodka - egzaminator zahamował i jak to w takich wypadkach egzamin kończy się z wiadomym wynikiem... :/

Dzisiaj podszedłem drugi raz do egzaminu praktycznego, miałem go o 14stej, jakaś 14.25 zostałem wywołany, poszedłem na placyk, najpierw miałem pokazać światła drogowe oraz sprawdzić stan płynu hamulcowego, następnie łuk i górka -> bezproblemowo, (a śnił mi się po nocach łuk, że się zdenerwuje i obleje... pierońsko się bałem) noga się trzęsła, ale dałem rade! Następnie wyjazd PAMIĘTAJCIE O TYM, ŻEBY ZATRZYMAĆ SIĘ ZA ZNAKIEM STOP! następnie na skrzyżowaniu w LEWO, potem na skrzyżowaniu w Lipską i półgodzinna jazda w te i we wte po Rybitwach, tam parkowanie równoległe tyłem oraz zawracanie w dowolnym miejscu z użyciem biegu wstecznego. Potem o mało nie urwałem lusterka w samochodzie źle zaparkowanym obok, ale udało się zahamować na czas więc git, już od tego momentu wiedziałem, że nie zdałem bo egzaminator zwrócił mi uwagę na ten fakt i na fakt, że nie zauważyłem rowerzysty za mną, ale upewniłem go, że widziałem rowerzyste i że on mnie też i pojechaliśmy dalej na Lipską , przez stopień wodny dąbie, potem aleja pokoju, zawrotka na grzegórzeckim, zawrotka na alei pokoju dalej, wjazd w sądową na jednokierunkową, potem kordylewskiego, dalej aleja pokoju, stopień wodny dąbie , skrzyżowanie z lipską i do ośrodka, gdzie kazał mi Pan zaparkować na placu i powiedział tylko tyle: 'Prawo jazdy do odbioru za 11 dni - wynik pozytywny - gratuluje!
Do tej pory w to nie wierzę i naprawdę nie wieszajcie tak psów na egzaminatorach bo w końcu oni odpowiadają za to, że dostajecie prawo jazdy i wsiadacie za kierownice! ;)
Pozdrawiam Wszystkich Egzaminatorów i życzę przede wszystkim spokoju i zimnej krwi Zdającym !!!
Pozdrawiam
Bartolomeios
 
Posty: 1
Dołączył(a): poniedziałek 28 września 2009, 20:40

Postprzez romex » piątek 09 października 2009, 22:45

Witajcie forumowicze.

Przygodę z prawem jazdy w tle zacząłem w jesieni 2001 roku, kiedy to w technikum zapisałem się na kurs prawa jazdy. Po ukończeniu kursu oraz w międzyczasie, wyrobieniu dowodu osobistego (gdy zaczynałem, nie miałem jeszcze ukończonych 18 lat), w lecie 2003 roku przystąpiłem do zdawania egzaminu teoretycznego (testy na komputerze). Zaliczyłem go wtedy z dwoma na dwa możliwe błędy. Czyli testy miałem zaliczone. Egzamin praktyczny zdawałem wtedy na Nissanie Micra. Prowadził go wysoki, szczupły egzaminator, o ile pamiętam był ubrany w szare spodnie od garnituru i biała bądź niebieską bluzkę pod krawatem. Wtedy, tak jak większość grupy, w której byłem, oblałem na placu. Pamiętam jak staliśmy na placu manewrowym pod wiatą, było zimno i siąpił deszcz. Egzaminator był nieprzyjemny w obyciu, głupkowato dogadywał, generalnie działał na mnie stresująco. Ale mniejsza z tym, to było wieki temu. Wtedy wiele czynników zdecydowało o tym, że nie zdałem.

Następne podejście, zima 2003/2004:
Wziąłem kilka godzin jazdy w innym ośrodku szkoleniowym w centrum Krakowa. Ponownie zdawałem testy, które oblałem z iluś tam (nie pamiętam dokładnej liczby) błędami. Ponownego podejścia do testów nie było. Nie w tym przypadku.
Na tym zakończyła się druga próba zdobycia przeze mnie prawa jazdy kategorii B.

Trzecia, na szczęście zakończona powodzeniem, próba zaliczenia egzaminu, rozpoczęła się w maju bieżącego roku w jednym z ośrodków szkoleniowych niedaleko miejsca mojego zamieszkania. Zacząłem od nowa cały kurs prawa jazdy, najpierw wykłady z przepisów drogowych, później jazdy na Toyocie Yaris. Kurs, z przyczyn moich (wypadek w pracy), nieco się wydłużył, ale to w moim przypadku może i wyszło na dobre. Koniec końców, po zakończeniu kursu w połowie września, udałem się z niezbędnymi dokumentami do MORD-u przy ulicy Nowohuckiej (dawna Koszykarska) celem ustalenia najbliższego możliwego terminu egzaminu łączonego na prawo jazdy kategorii B. Padło na dzień 6 października na godzinę 17.30. W dniu egzaminu wziąłem w pracy dzień wolny, wystarałem się również o dodatkowe jazdy u mojego instruktora (w sumie, poza obowiązkowymi godzinami w ramach kursu, dokupiłem 6 godzin). Jeździłem również w dniu egzaminu.

Testy, po wstępie prowadzącego, rozpoczęły się około godziny 17.45. Po ponad 15 minutach właściwego egzaminu, zgłosiłem prowadzącemu chęć zakończenia takowego, co wykonałem z wynikiem pozytywnym :-) Popełniłem 2 na 2 możliwe błędy. Prawdopodobnie pomyliłem się w pytaniu dotyczącym światełek odblaskowych umieszczanych na jezdni (pytanie brzmiało: Co oznaczają białe światełka odblaskowe umieszczane na jezdni? Odpowiedzi: a. środek jezdni b. prawą krawędź jezdni c. lewą krawędź jezdni) oraz w pytaniu dotyczącym znaczenia lampek na pulpicie samochodu (pytanie brzmiało: Która lampka, po zaświeceniu się, zobowiązuje kierującego pojazdem do natychmiastowego zatrzymania pojazdu? I tu były umieszczone 3 lampki, oznaczające ciśnienie oleju w silniku, temperaturę cieczy chłodzącej oraz zaciągnięty hamulec ręczny. Mój problem polegał na tym, że zaznaczyłem dwie pierwsze odpowiedzi, tzn. ciśnienie oleju i temperaturę cieczy chłodzącej – bo to jest oczywiste, a nie pamiętam czy zaznaczyłem czy nie odp dotyczącą zaciągniętego hamulca ręcznego)
Tyle o teorii.

Praktyka.
Po około godzinnym oczekiwaniu w poczekalni, zobaczyłem swoje nazwisko na tablicy z wylosowanymi samochodami egzaminacyjnymi. Numer „boczny” samochodu był taki sam jak numer mojego mieszkania w bloku. Pomyślałem: „K..., może tym razem mi się uda” :P Ciśnienie skoczyło mi jak cholera :P Zresztą miałem je już od kilku poprzedzających dni, a mija dopiero teraz, dlatego też dopiero teraz mogę pisać ten tekst ;-)
Ale teraz do rzezy.
Egzamin praktyczny rozpocząłem około godziny 19. Pan Egzaminator, średniego wzrostu, między 60 a 65 lat, grubawy, ubrany normalnie (w sensie bez garniaka czy coś w tym stylu). Przyszedł po kilku minutach od wypisania mnie na monitorze. Pierwsze moje wrażenie na jego temat: Z obycia raczej szorstki, małomówny, typowy formalista i biurokrata, pewnie jakiś inżynier albo partyjniak. Ale to tylko moje osobiste odczucia, które i tak teraz nie mają znaczenia.
Po wejściu do samochodu i uruchomieniu kamer, klepnął swoją regułkę o egzaminie, sprawdził mi dowód osobisty, zadał pytania o znajomość reguł egzaminu oraz poinformował o wylosowanych przez pierwszego zdającego w mojej grupie pytaniach z przygotowania do jazdy. Miałem sprawdzić działanie kierunkowskazów oraz poziom oleju w silniku. Światła poszły jak po maśle, przy sprawdzaniu oleju przywalił się do tego, że nie powiedziałem, że bagnet po wyjęciu z silnika należy przetrzeć szmatką, po czym następnie włożyć na swoje miejsce i wyciągnąć ponownie w celu sprawdzenia oleju. Ale zaliczył mi.
Po tym, kazał uruchomić silnik, wycofać i jechać na plac manewrowy. Po ustawieniu się na łuku, ruszyłem. Łuk i ruszanie pod górkę poszły jak po maśle. Z tym, że przy ruszaniu pod górkę, ze stresu, pochrzaniło mi się i nie zaciągnąłem hamulca ręcznego, chcąc jednocześnie ruszać, używając hamulca roboczego. Pan Egzaminator przypomniał czy aby na pewno pamiętam o zasadach wykonywania tego manewru. Oczywiście bardzo szybko otrzeźwiałem i wykonałem go jak należny ;-)

Po zaliczeniu placu, wyjazd na miasto. Przy szlabanie przyczepił się, że za daleko od jezdni poprzecznej zatrzymałem samochód przed stopem. Ale ok, podjechałem jak należy i jademy dalej. Po dojeździe do świateł wydał polecenie skrętu w prawo w kierunku Nowej Huty. Po wjeździe na Nowohucką z (dawnej) Koszykarskiej polecenie na najbliższym skrzyżowaniu w lewo. Przed Mostem Nowohuckim jest taka niezbyt szeroka, mało chyba uczęszczana, a co ważniejsze, słabo oświetlona uliczka. Na niej kazał jechać za drogą z pierwszeństwem przejazdu, a następnie zawrócić „na trzy”, co wykonałem prawidłowo. Po zawróceniu i dojeździe z powrotem do skrzyżowania z Nowohucką, polecenie skrętu w prawo w kierunku Podgórza. Później skręt w prawo w Stoczniowców, zapora na Wiśle, Ofiar Dąbia, skręt w lewo na światłach w Aleję Pokoju. Skręt w prawo w Kordylewskiego, kluczenie w uliczkach osiedlowych oraz uliczkach jednokierunkowych/dwukierunkowych za sądem (patrzeć na znaki i pamiętać o strefie ograniczonej prędkości do 30 km/godz). Tam zaliczyłem parkowanie prostopadłe między zaparkowanymi samochodami. Uwaga na dziury w jezdni, zaparkowane na ulicy samochody oraz święte krowy łażące gdzie się da :P Powrót w ulicę Kordylewskiego, na światłach skręt w prawo w Aleję Pokoju w kierunku Ronda Grzegórzeckiego (nie da się inaczej, bo jest nakaz jazdy w prawo za znakiem no i wjazd w nitkę A.P.) Tutaj uważajcie,aby za wcześniej nie włączyć prawego kierunkowskazu, bo tuż przed sygnalizatorem Kordylewskiego/Al. Pokoju jest przecznica w prawo, więc złośliwy egzaminator może się do tego przyczepić. Uwaga druga jest taka, że przy włączaniu zielonego światła na tym skrzyżowaniu, włączają się też zielone światła dla pieszych przechodzących przez Aleję Pokoju do przystanku tramwajowego między jezdniami.
Tu miałem jedną z poważniejszych wpadek na egzaminie. Polegało to na tym, że przede mną, po włączeniu zielonego światła, bardzo powoli (być może złośliwie, widząc za sobą pojazd egzaminacyjny) ruszył jedyny, poprzedzający mnie samochód na tych światłach. Finał był taki, że na szczęście, po słownej interwencji Pana Egzaminatora, zatrzymałem samochód tak, że przednia oś znajdowała się pomiędzy linią zatrzymania a przejściem dla pieszych. Teoretycznie Pan Egzaminator miał co najmniej pierwszy powód do oblania mnie. Nie zrobił tego :-)
Po wyjeździe z Kordylewskiego, padło polecenie skrętu w prawo na R. Grzegórzeckim, następnie Aleją Powstania Warszawskiego do Ronda Grzegórzeckiego, na którym miałem skręcić w lewo. Wykonałem bez większych problemów, z tym że z nerwów, za wcześniej włączyłem kierunkowskaz, gdyż byłem dopiero na pierwszych światłach R. Grzegórzeckiego i strzałkach na jezdni pokazujących kierunek jazdy na wprost. Jednak szybko otrzeźwiałem, wyłączając go. Pan Egzaminator nie skomentował tego w żaden sposób (być może nie chciał mnie stresować i być złośliwym). Kierunkowskaz włączyłem ponownie oczywiście dopiero po najechaniu na strzałki kierujące w lewo w ulicę A. Lubomirskiego.
Dalej, nie mam pojęcia jak (niestety nie pamiętam w jaki sposób ani którędy zawracałem), znalazłem się spowrotem w Alei Powstania Warszawskiego. Pamiętam jedynie, że skręcałem na R. Mogilskim w prawo w Al. Powst. Warszawskiego z ulicy Lubicz albo Lubomirskiego (pamiętam, że widziałem z prawej strony ogrodzenie ogrodu botanicznego od strony ul. Kopernika). Tam, przy pustej drodze dałem po garach, rozpędzając samochód do „zawrotnej” prędkości 60 km/godz., po to, aby Pan Egzaminator nie powiedział, że tamuję ruch czy jeżdżę mało dynamicznie. Na R. Grzegórzeckim dostałem polecenie jazdy na wprost przez skrzyżowanie, dalej przez Most Kotlarski, ulicą Gustawa Herlinga-Grudzińskiego na Zabłocie i kluczenie po fabrycznych dróżkach.
Jakie są ważne informacje o Zabłociu? Po zmroku ciemno jak w d.... u murzyna (źle oświetlone drogi), dziury jak diabli (należy uważać na pozapadane studzienki kanalizacyjne, głębokie dziury w asfalcie i ogólnie bardzo złą jakość tamtejszych nawierzchni). Po drugie, należy mieć się na baczności przy dojeździe do torów kolejowych, występujących tam często i gęsto. Innymi słowy, pomimo tego, że od dawna nie widziały one żadnego składu kolejowego jadącego po nich i chyba częściowo są nawet zdemontowane, należy zatrzymać się przed krzyżem Świętego Andrzeja, rozglądnąć się czy aby jakiś pociąg – widmo nie wjedzie nam w tyłek i jechać dalej. Ja zatrzymałem pojazd szkoleniowy tak sugestywnie, że aż mi silnik zgasł ! :D Ale zdławienie silnika zdarzyło mi się w trakcie egzaminu kilkukrotnie, co potęgowało mój stres :-(
Koniec końców, po kilkuminutowym zwiedzaniu okolic fabryki Oskara Schindlera, udałem się za poleceniem Pana Egzaminatora w ulicę Klimeckiego, skąd na światłach miałem skręcić w lewo w ulicę Powstańców Wielkopolskich, na następnych światłach prosto przez skrzyżowanie w ulicę Nowohucką oraz na najbliższych światłach w prawo w dawną ulicę Koszykarską....
Więcej grzechów nie pamiętam....

Jakie są wnioski z mojego wynurzenia?
Moim zdaniem takie, że:
1)Na egzaminie teoretycznym i praktycznym stres będzie zawsze obecny, niezależnie od wszystkich innych okoliczności;
2)Cała filozofia zdania egzaminu sprowadza się do:
- solidnego opanowania techniki jazdy oraz przepisów ruchu drogowego w teorii oraz w praktyce;
- udowodnienia egzaminatorowi, że nawet jeśli jest się w silnym stresie (na przykład w trakcie egzaminu), potrafi się logicznie myśleć oraz wprowadzać w życie sensowne działania zmierzające do niwelowania sytuacji potencjalnie niebezpiecznych (co w pewnych momentach Pan Egzaminator wypomniał mi przy sławnej „rozmowie końcowej”);
- podejścia do nauki jazdy nie jak do działań krótkodystansowych zmierzających tylko i wyłącznie do pozytywnego zaliczenia egzaminu państwowego, ale jako do czegoś, co niewątpliwie będzie nam bardzo przydatne w życiu i będzie miało bezpośredni wpływ na nasze bezpieczeństwo. Naszym zadaniem na egzaminie jest udowodnienie tego osobie, która nas sprawdza;
- olewania beznadziejnych moim zdaniem, opinii o egzaminatorach, że są tacy siacy czy owacy. To są ludzie tacy sami jak my. Ich oceny bywają różne, i jak każdy człowiek, bywają w swoich osądach omylni, nawet jeśli jechaliśmy na egzaminie dokładnie zgodnie ze sztuką prowadzenia samochodu (po swoim przykładzie wiem, że jest to jednak mało prawdopodobne). Wynika z tego prosty fakt, że jeśli raz, dwa, trzy lub nawet więcej nam się nie powiedzie, należy wziąć sobie do serca przynajmniej część z ich uwag. Wynika z tego też to, że praca egzaminatora jest bardzo odpowiedzialna, ponieważ w końcu nie może on dopuścić potencjalnego mordercy do ruchu drogowego ;-)A co z tego wynika:
- nie uważajmy się za lepszych od Hołowczyca tylko dlatego, że wsiedliśmy do pojazdu z napisem „egzamin” na masce. Odrobina skromności i pokory z pewnością przyda się każdemu, nawet jeśli zda egzamin. Co każdemu życzę ;-)

Amen :P :-)
1) Wiosna 2002 T (+) P (-)
2) Zima 2003 T (-) P (-)
3) Egzamin 06 10 2009 T (+) P (+)
4) 13 10 2009 Prawo jazdy kat. B zajęło honorową przegródkę w moim portfelu ;-)

Wszystkim zdającym życzę uporu maniaka i powodzenia na egzaminie.
romex
 
Posty: 2
Dołączył(a): środa 07 października 2009, 20:25

Postprzez dk310 » środa 14 października 2009, 15:45

romex napisał(a): Odrobina skromności i pokory z pewnością przyda się każdemu, nawet jeśli zda egzamin. Co każdemu życzę ;-)

Amen :P :-)


Masz całkowitą rację. Ja w Krakowie zdałem za czwartym razem. I naprawdę warto "ugryźć się czasami w język" i przytakiwać chociażby na najgłupsze teksty egzaminatora, żeby móc w końcu usłyszeć długo wyczekiwane "Gratuluję, zdał Pan / Pani" a następnie omijanie już własnym autem szerokim łukiem ul. Koszykarskiej. Ja podczas mojego egzaminu dwukrotnie widziałem stopę egzaminatora na hamulcu, ale grunt to spokój...
18.11.2008 - egzamin zdany
26.11.2008 - wniosek przyjęty...
02.12.2008 - prawko do odbioru!!!!!!..i śmigamy Hondeczką..;)
dk310
 
Posty: 9
Dołączył(a): piątek 21 listopada 2008, 16:24
Lokalizacja: Kraków / Kraśnik

Postprzez franek636 » środa 21 października 2009, 12:46

Witam wszystkich!

Tak sobie wczoraj obiecałem, że jak zdam egzamin na kategoria A (co właśnie wczoraj miało miejsce :) to napisze troszkę swoich spostrzeżeń, które być może przydadzą się innym użytkownikom forum.

A więc tak egzamin teoretyczny, wiadomo nie ma się co rozpisywać, albo odpowiesz na te 18 pytań, albo nie tu sprawa jest jasna.
Kilkanaście minut przerwy i w kilka osób przeszliśmy do egzaminu na placu.
Mała rada dla zdających jeszcze teraz jesienią,ale też pewnie i wczesną wiosną w przyszłym roku. O ile na placu jest zimno, to na mieście jest już niezła alaska( tym bardziej jak się wyjeżdża na egzamin po zmroku). Tak, że radze się naprawdę ciepło ubrać i mieć przy sobie rękawiczki (spore grono osób zdających nie miało ich).

Egzaminator omawia co będziemy musieli zrobić na placu, choć też zaznaczył, że mógłby tego nie robić, bo powinniśmy to wiedzieć...

Generalnie rzec biorąc zadania na placu w Krakowie wyglądały następująco:

Podchodzimy do egzaminatora losujemy po jednej karcie pytań ze świateł i jednej z płynów, ja miałem światła drogowe oraz olej w silniku. Mała rada nie zapominajcie dodać, że motocykl musi stać koniecznie prosto podczas sprawdzania oleju silnikowego.. bo może być nieciekawie. ;) Jako trzecie stałe pytanie jest sprawdzenie łańcucha. Polecam to robić na wysokości koła, ponieważ dostałem pytanie w, którym dokładnie miejscu to sprawdzamy.

Następnie ubieramy kask + czepek chirurgiczny ;) i przeprowadzamy motor parę metrów, następnie wsiadamy odpalamy sprzęta, KONIECZNIE! oglądamy się za siebie przed ruszeniem, parę osób z grupy prawie by tak oblało...

Następnie robimy ósemke tzn. samą ósemke bez wjazdu slalomem( to mnie zdziwiło bo słyszałem, że przed ósemką najpierw robimy slalom), po 5 okrążeniach egzaminator daje komende, że w tym momencie zaczynamy slalom, a więc jedziemy od skrajnego pachołka wyznaczającego ósemkę do ostatniego 5 pachołka i z powrotem( pamiętajcie o obracaniu głowy przed minięciem kolejnego słupka).

Po tym zadaniu zjeżdżamy lekko na dół na małe wzniesienie, ruszenie pod górkę i po tym zadaniu śmigamy znowu na dół zajmujemy pozycje do hamowania awaryjnego. Egzaminujący wymagał wbicia 3 biegu tak więc jakąś tam prędkość zbliżoną do 50 kmh na pewno mieliśmy, miejsca na rozpędzenie się jest wystarczająco, ale na pewno należy to robić dynamicznie, bo później rośnie żywopłot i takie tam ;) Wczoraj było ślisko bo w krk rano mocno polało, ale wszyscy, którzy doszli do tego momentu poradzili sobie z zadaniem( można było zblokować koła, a nawet motocykl mógł nam zgasnąć na samym końcu hamowania, ważne było żeby się zatrzymać bez jakiś przygód).

Po placu nadeszła pora na miasto. Osoby, które było ostatnie na placu, na miasto jechały jako pierwsze i tak jest pewnie zawsze.
Generalnie jeśli ktoś ma pecha to przy 6, 7 osobowej grupie przyjdzie mu troszkę czasu spędzić w MORDzie... Mój czas to ponad 4 godziny licząc egzamin teoretyczny + plac + miasto, a byłem za każdym razem w środku stawki, tak więc ostatnia osoba doliczyć sobie może spokojnie jeszcze z półtorej godzinki.

Co do jazdy w samym mieście to polecam jazdę dynamiczną tzn nie łamać przepisów(chociaż ja zwykle miałem o 5 za dużo na każdym ograniczeniu i po zdanym egzaminie usłyszałem od egzaminatora, że była to bardzo dobra dynamiczna jazda i że, nie ma żadnych zastrzeżeń).
Nie wiem czy u każdego egzaminującego należy wyprzedzić na trasie chociaż jeden raz jakiś pojazd, w moim przypadku tak właśnie było, także jeśli będziecie mieli podobnie to polecam za "ofiarę" upatrzyć sobie jakąś eLke mającą właśnie egzamin, lub co jeszcze lepsze osobę uczącą się dopiero ;)

Acha jeszcze jedna sprawa bardzo fajna zresztą, wczoraj mogliśmy sobie wybrać(pewnie jest tak zawsze) czy chcemy, żeby komendy co do kierunku jazdy były wydawane, czy jedziemy w kompletnej ciszy, po trasie, którą przecież wszyscy dobrze znamy na pamięć.
Ja wybrałem wariant w głośniku OFF ;) i powiem Wam, że jedzie się naprawdę super, tak jakbyście jechali sobie sami na wycieczkę, można praktycznie zapomnieć, że jest to egzamin.

Życzę powodzonka i zdania za pierwszym razem.
pozdrawiam.
franek636
 
Posty: 1
Dołączył(a): środa 21 października 2009, 12:02

Postprzez All » środa 21 października 2009, 15:44

To ja powiem coś od siebie. Zacznę ab ovo.

Małopolski Ośrodek Ruchu Drogowego, znajdujący się na ulicy Nowohuckiej (nie Koszykarskiej, jak się powszechnie sądzi), jest wręcz fatalnie skomunikowany z miastem. Ja, mieszkając w centrum Krakowa, aby tam dojechać, muszę dwa razy się przesiadać, najpierw na tramwaj, potem znowuż na tramwaj i na Podgórzu na autobus. Trwa to około godziny, w godzinach szczytu półtorej. Taksówkarz kasuje średnio 40-50 złotych za kurs tam.

Terminy oczekiwania, to około miesiąca na egzamin, koło godziny na to, aż wyświetli się numerek identyczny z tym na bloczku. Być może emanuję jakąś energią kosmiczną, bo za każdym razem, trafiam na panie, które raczej nie przeszły kursu z zakresu uprzejmości. Zupełnie jak w dziekanacie mojej uczelni.

Gdy już dostanę swój termin, na za jakieś cztery tygodnie, z konkretną godziną egzaminu praktycznego, muszę oczekiwać w poczekalni, ubogiej w jakiekolwiek czasopisma, aż moja godność pojawi się na którymś z ekranów, najczęściej oba są zepsute. Gdy już odczekam swoje dwie godziny, czasem nieco więcej, mam tę wątpliwą przyjemność podchodzić do egzaminu.

Egzaminatorzy. Trzech już ich spotkałem, bo i trzy razy oblałem. Albo raczej, zostałem oblany. Cóż zrobić, egzaminator musi kawę wypić, papieros sam się też nie zapali, a tu jeszcze trzeba się na kanapie położyć. Znowu analogia do dziekanatu nasuwa się sama. Nie zamierzam podawać nazwisk, z uwagi na ochronę danych osobowych, niemniej jeszcze ani razu nie oblałem na czymś obiektywnym, lub czymś z własnej winy. Za każdym razem, egzaminator zacytował przepis, najczęściej przed chwilą stworzony, albo tak nieścisły w brzmieniu, że nie da się go konkretnie sprecyzować.

Jest jeszcze jedno ale, i bynajmniej nie jest to gatunek piwa. Zaskakuje mnie niezmiernie, że prawo jazdy dostają ludzie, którzy w ogóle nie powinni siadać za kierownicą. Potem tacy ludzie, rozbijają się sprowadzanymi z Niemiec, dziesięcioletnimi złomami, korkując ulice i zajmując miejsca parkingowe. Ja zaś, mimo iż wielu instruktorów, bo jeździłem już z siedmioma, twierdzi że jeżdżę płynnie i bezpiecznie, jestem oblewany raz, za razem.

Nie wiem, jakie są wasze doświadczenia z Małopolskim Ośrodkiem Ruchu Drogowego w Krakowie, czy też z innymi podobnymi placówkami, aczkolwiek zaczynam odnosić wrażenie, że z uczciwością, sama zasada funkcjonowania tego ośrodka, jak i część zachowań części pracowników ma z zasadami ustrojowymi państwa, takimi jak transparentność, działanie w ramach prawa, ma tyle wspólnego, co gospodarka Zimbabwe.
All
 
Posty: 2
Dołączył(a): środa 21 października 2009, 15:16

(...) do All

Postprzez polo » czwartek 22 października 2009, 11:23

Aż przykro czytać! Wszystko nie tak!
Bardzo dużo zarzutów pod adresem ośrodka i egzaminatorów... zero winy po Twojej stronie.
Musisz być wyjątkowym człowiekiem a pewnie i kierowcą będziesz wzorowym :lol:

Nie jest winą ośrodka, że krakowskie MPK tak urządziło komunikację w tym rejonie, że kursują tam trzy czy cztery linie autobusowe.

Może warto zastanowić się dlaczego kontakt z ludźmi pracującymi np. w dziekanacie czy w obsłudze ośrodka egzaminowania wyzwala u Ciebie negatywne emocje?

Ośrodek egzaminowania to nie czytelnia czy empik żeby na stołach rozkładać prasę do czytania. Wiesz, że oczekiwanie na egzamin trwa więc dlaczego nie zaopatrzyłeś się w jakąś książkę czy gazetę - w budynku jest kiosk kolportera - ale rozumiem koszty :lol:

Nie wiem o jakim to polegiwaniu na kanapie piszesz? A na niemal sześćdziesięciu egzaminatorów pracujących w MORD Kraków pali czterech, poza tym, kawa, herbata czy posiłek dla kogoś kto 8 czy 10 godzin pracuje na powietrzu to sprawa normalnego funkcjonowania a nie fanaberie.

Jeśli nie zgadzasz się z wynikiem możesz porozmawiać z egzaminatorem nadzorującym - nadzoruje pracę egzaminatorów i udziela wyjaśnień zdającym, możesz złożyć skargę za pośrednictwem dyrektora, możesz po drugim egzaminie niezaliczonym zawnioskować do urzędu marszałkowskiego o udział przedstawiciela tegoż urzędu w następnym egzaminie.

Nie znam gospodarki Zimbabwe ale już sam fakt że jeździłeś z siedmioma instruktorami daje do myślenia... tacy słabi byli? czy nie możesz się z nimi dogadać? może pozwól sobie pomóc... może postaw się tym razem w pozycji ucznia. Tak ucznia a nie eksperta. Bo gdybyś nim był wystarczyłoby jedno podejścia do egzaminu i wynik pozytywny.

Naszą wadą narodową jest między innymi to, że wszyscy znamy się na polityce, medycynie, piłce nożnej no i oczywiście jesteśmy najlepszymi kierowcami jakich ta ziemia wydała.
Trzy razy wynik negatywny więc szkolenie dodatkowe musisz odbyć. Postaraj się z niego skorzystać, postaraj się chcieć nauczyć. Zajrzyj do kodeksu drogowego żeby cytowany przez egzaminatora przepis nie brzmiał obco jak "najczęściej przed chwilą stworzony, albo tak nieścisły w brzmieniu, że nie da się go konkretnie sprecyzować".

Powodzenia i pozdrawiam
polo
 
Posty: 4
Dołączył(a): poniedziałek 06 lipca 2009, 19:12
Lokalizacja: Kraków

Postprzez prokrak » czwartek 22 października 2009, 17:02

To ja też powiem coś od siebie.
Nie zgadzam sie zupelnie z bardzo krytycznymi uwagami Alla.Rownież przystępowałam do egzaminu 3 razy , roznica taka ze 3 zaliczony.Moje spostrzezenia sa takie.
Dojazd : z Huty a wiec blisko aczkolwiek też z mojego osiedla najpierw tramwaj , przesiadka na autobus . W sumie 20 minut w porywach do pol godziny. Taksowka odpada.
Terminy: zgadza sie czekalam miesiąc , a nawet 1,5 miesiąca . Przeżyłam jakoś.Na numerek nie czekalam ani minuty , to pani w okienku czekala na mnie. Panie ok.
Moja godnosc pojawiała sie na zupełnie sprawnie dzialajacych ekranach.
Egzaminatorzy. Przy moich 3 egzaminach 2 ok , jeden taki sobie ale konkretnych zarzutów brak.Nie wiem co robili za zamkniętymi drzwiami ,ale raczej sie nie wylegiwali.Kazdy ktory wrocil z egzaminu po chwili wywolywal nastepnego kursanta.
Jednak najbardziej rozbawił mnie tekst o tych co nie powinni miec prawka i rozbijaja sie niemieckimi autkami. Najpierw zdaj egzamin a potem krytykuj. I przyjmij z pokorą wynik negatywny,widocznie nie jezdzisz płynnie i bezpiecznie.
Dziekuje za uwagę.
:wink:
prokrak
 
Posty: 6
Dołączył(a): czwartek 22 października 2009, 16:03
Lokalizacja: Kraków

Postprzez Quille » czwartek 29 października 2009, 19:57

No to czas na relacje z moich 3 egzaminów.

1 podejście - jakoś na początku 2007 r. (10 stycznia były zmiany, więc chyba 7 zdawałam). Egzamin łączony, teoria bezbłędnie, trochę się długo wyczekałam na praktykę (jakieś 1,5 h). Egzaminator (kompletnie nie pamiętam jak się nazywał) sympatyczny, ale bez przesady. Na łuku do tyłu wyjechałam na linię, bo mi się całkiem ze stresu pokiełbasiło kiedy i o ile kręcić (na tej węższej wersji łuku było trudniej niż teraz). Potem za drugą próbą pojechałam tak jak widziałam i było ok. Potem skośne - też ok. Padłam na kopercie (równoległym) - już nie pamiętam dokładnie jak to trzeba było jechać, ale gdzieś tam się miała linia pokazać no i przegapiłam ten moment, bo na moim placu linia była ciągła a na placu MORDu przerywana. Za drugim razem skapowałam co zrobiłam nie tak i zaczęłam kręcić wcześniej, ale i tak za późno - żeby się zmieścić z lewej strony (nie stać na linii) dojechałam do tyłu odrobinkę i dotknęłam lekko pachołka :D No i kuniec. Trochę durne było to podejście, bo nie czułam się specjalnie przygotowana i jakbym zrobiła dobrze tę kopertę to pewnie i tak padłabym na mieście - chodziło o to, żeby zdawać przed zmianami, bo połowę z godzin kursowych spędziłam na placu i nie umiałam w ogóle parkować na mieście.

2 podejście - 2 października 2009 r. Znów łączony. Przyjechałam z tatą godzinę za wcześnie (pomyliło mi się coś :P), teoria (o 10:30) zaliczona z jednym błędem. Potem koło godziny czekanie na egzamin. W końcu mnie wywołali. Egzaminator (Zbigniew Sz.) średnio sympatyczny - nie złośliwy, ani nie chamski, ale straszny formalista - nie zrobił nic, abym była mniej spięta. Miałam sprawdzić klakson i przeciwmgłowe. Przy światłach, jak wysiadłam, to on został w samochodzie, a ja popatrzyłam na tylne prawe i lewe, co pewnie zauważył we wstecznym, bo potem mnie pytał po której są stronie i jakiego koloru. Ale odpowiedziałam i było ok. Potem kazał ustawić wszystko i podjechać na łuk. I tu pierwsza wtopa, bo nie wrzuciłam kierunkowskazu i powiedział, że po placu jeździmy też z kierunkowskazami. Stanęłam na łuku, on wysiadł. Zapytałam czy mogę sobie trochę szybkę uchylić, ale nie pozwolił, bo "przecież nie będziemy z opuszczoną szybą na miasto jechać" :? Czyli co? Raz opuszczonej nie da się podnieść? :D To fajne samochody mają. No to ruszam na łuku, podnoszę sprzęgło... za wysoko i zgasł. Koleś zagląda przez szybkę (po jego stronie była opuszczona nieco) i mówi "to była pierwsza próba na łuku...". Se myślę, nie no wyrąbiście :D Ale ruszyłam bez problemu za drugim razem, do przodu luzik, choć się wystraszyłam, że się trochę za wcześnie zatrzymałam - ale nie, było ok, choć wcześniej niż zazwyczaj, na jazdach. Do tyłu też ok. Potem koleś wziął środkowy pachołek zza samochodu, wsiadł i kazał wycofać, bo w krakowskim MORDzie górka jest przed łukiem. Wycofałam, zaciągnęłam ręczny i jeszcze nic nie zdążyłam zrobić, a koleś: "ale do przodu będziemy jechać, tak?". No to mówię, że oczywiście i wrzuciłam jedynkę. Ruszyłam, potem jeszcze raz przez łuk i między pachołkami. Kazał się zatrzymać i włączyć światła. No i ruszyliśmy z placu. Zatrzymałam się na stopie przy wyjeździe, więc się trochę uspokoiłam, bo oblać tam, to obciach :D Potem w prawo na skrzyżowaniu i Nowohucką na Hutę. Koleś cały czas się nie odzywał, odezwał się dopiero jak w dziurę wjechałam, że "w sam środek dziury". Potem na Rondzie 308 prosto, a potem w prawo, do góry na to dwupoziomowe skrzyżowanie i tam w lewo. Stanęłam na czerwonym, a że tam pod górkę, to podniosłam lekko sprzęgło - tak, że ciągle było na tym jałowym luzie, samochód ani nie zadrżał, ale koleś to zobaczył na swoim sprzęgle i mówi: "no przecież spali pani sprzęgło, jak je pani będzie trzymać podniesione stojąc na światłach". No to wbiłam z powrotem. Potem miałam skręcić w jakąś uliczkę w prawo, ale na prawym pasie się dwa samochody rozkraczyły, bo jeden się szykował do holowania drugiego. Musiałam wjechać na lewy, a tam ciągle jechali. W końcu jeden się zatrzymał, ale ja czekam, bo wiem jak to może być - że wymusiłam. W końcu gość powiedział, że "no przecież panią puszcza", więc pojechałam. Przy skręcie w prawo było przejście dla rowerzystów z zielonym światłem i jechał rower, ale go widziałam i się zatrzymałam. Gościu syknął tak, jakby mu się coś nie udało, więc mi średnio przyjemnie było. Potem parkowanie prostopadłe przodem, od razu zawracanie. Nie było idealnie, trochę z impetem wjechałam, ale dało radę i nic nie powiedział. Potem skręt w lewo przy Grochowskiej był źle zrobiony, bo sobie ubzdurałam, że to jednokierunkowa i pojechałam z lewego pasa :? Więc objechaliśmy dookoła i wróciliśmy na to miejsce i już wiedziałam, że to nie jednokierunkowa, więc zrobiłam dobrze. Następnie jechałam dwukierunkową przecznicą od Byliny-Prażmowskiego (prawa przecznica, na wysokości poczty), a tam z obu stron stoją samochody, więc mieści się jedno auto środkiem. Jechał z naprzeciwka taksiarz, ale się schował w lukę. Tylko, że mu trochę tył wystawał, więc odbiłam lekko w prawo,a gościu wtedy na hamulec. No to sobie myślę: koniec. Chyba nawet to powiedziałam na głos. Ale on, że nie, żeby jechać, tylko wolniej. Nie wjechałabym w te samochody, bo zaraz chciałam w lewo z powrotem odbijać, ale rozumiem, że mógł nie być pewny, że zdążę. Choć nieco dziwna sytuacja, bo uczyli mnie, że na 99% wciśnięcie hamulca oznacza koniec egzaminu. Potem pojechałam na Mogilskie, zawróciłam i wjechałam w tą ulicę pod sądami. Tam, przed dojazdem do przecznicy, która się łączy z Powstania Warszawskiego rozkraczył się jakiś SUV i staliśmy chwilę za nim (nie bezpośrednio). Wszyscy trąbią, ja się stresuję. W końcu przejechał, ja mam skręcać w lewo, więc się przybliżyłam do lewej strony, bo to jednokierunkowa, taxi przede mną jechało w prawo. Patrzyłam do przodu, że tam dwa przejścia są i nakaz w prawo zaraz no i umknął mi ten pikny stop po prawej stronie i się przetoczyłam po taxi z 3 km/h na liczniku. Przepuściłam pieszego jeszcze, pojechałam zgodnie z nakazem, no ale koleś mówi, że nie zatrzymałam się na stopie i musimy przerwać egzamin. No cóż, moja wina. Przesiedliśmy się, potem zawrócił na przełączce na Alei i do MORDu przez stopień na Dąbiu. Wtedy się nieco rozgadał. Wcześniej bacznie się temu sprzęgłu przyglądał i zwracał uwagę, że go nadużywam, raz weszłam w zakręt z wciśniętym, bo za późno redukowałam i nie zdążyłam puścić. Pytał czemu tak robię, a ja mówiłam, że boję się, że zgaśnie. A on, że nie ma prawa, nawet jak będziemy się bez gazu toczyć 5 km/h, co mi nawet pokazywał na Kordylewskiego :D Tym sprzęgłem mnie najbardziej stresował. Zwracał też uwagę, że ze 3 albo 4 razy po zmianie biegu dodawałam gazu jeszcze nie przy całkiem puszczonym sprzęgle co też jest błędem. Powiedział, żeby to doszlifować, bo to ważne jest. Aha i żebym nie zawsze wrzucała kierunku jak coś omijam, tylko jak wjeżdżam na pas obok, bo sygnalizuję zawsze, a to niepotrzebne i mogę wprowadzać w błąd. Na koniec powiedział, żeby zapisywać się jak najszybciej na kolejny termin, bo pomimo tych błędów, to myślał już, że mi zaliczy, no ale nie mógł nie zauważyć tego, że na stopie się nie zatrzymałam. Mówił jeszcze, że ma nadzieję, że nie mam pretensji. Oczywiście, że nie mam, bo błąd był mój, choć on nie pomagał mi się nie stresować, no ale w końcu nie taka jego rola. A jego uwagi były całkiem słuszne i zastosowanie się do nich pozwoliło mi zdać za kolejnym razem :)

3 podejście - 9 października 2009 r. Zaraz po oblaniu 2 paź poleciałam się zapisać na kolejny termin, poprosiłam o jak najwcześniejszy i dostałam za tydzień :D Co prawda o 15:30, więc godzina taka se, no ale już nie wybrzydzałam. Przyjechałam znowu z tatą, który nie zrażony tym, że tydzień wcześniej przyjechałam do ośrodka na siedzeniu pasażera, postanowił nadal trzymać kciuki :) Staliśmy na korytarzu przed poczekalnią, na monitorze była jakaś dziewczyna o takim samym imieniu jak ja, ale innym nazwisku, więc stałam spokojnie. Wyszedł gościu i woła po imieniu. Mój tata mówi, że może mnie, ale mówię, że nie, że tamtą dziewczynę. Ale tata mówi, że chyba słyszał moje nazwisko. A gościu tymczasem odwrócił się i mówi: "no masz". Więc wychyliłam się z korytarza i pytam kogo woła, a on podaje moje imię i nazwisko :shock: No to skoczyłam do niego szybko i przepraszam, mówię, że myślałam, że tamtą poprzednią. Gościu nawet się nie wkurzał, ale poczekalnie zamarła. Wyszliśmy i on (Zbigniew O. się nazywał) mi sympatycznie zaczyna mówić, że on zawsze po imieniu woła i że się nic nie stało. Pokazuje, który samochód mamy. Kazał usiąść na siedzeniu pasażera, od razu starał się, żebym się uspokoiła, żartował itp. Powiedział te swoje kwestie i mówi, że mam poziom płynu chłodzącego i światła awaryjne sprawdzić. No to wysiadłam, otworzyłam maskę, zabezpieczyłam tym metalowym badziewiem (nie wiem nawet jak to się nazywa :lol: ), pokazuję mu zbiornik i mówię, że charakterystyczny kolor różowy, że nie wolno zaraz po jeździe odkręcać, bo się można popatrzyć, że jest go nawet za dużo, że na prostym podłożu trzeba. Na co gościu, że chyba na płaskim, a nie na prostym. Generalnie śmiał się i przytakiwał. Potem mi mówi, że światła awaryjne to nawet nie muszę wsiadać. No więc przez okno sięgnęłam i nacisnęłam. Obeszłam omawiając, prawe przednie, prawe boczne, prawe tylne etc. Potem wsiadłam na siedzenie pasażera, wyłączyłam awaryjne, na co się śmiał, że dobrze, bo jeszcze by pojechał z nimi. Trochę mnie to speszyło i mówię, że myślałam, że całe zadanie ja robię, więc wyłączyłam, a on, że bardzo dobrze i żebym się nie stresowała tak. Potem pytał w drodze na łuk co obejmuje przygotowanie do jazdy. Więc mówię, powiedziałam, że na końcu pas, a on, żebym o tym pamiętała, bo szkoda tak oblać. Normalnie podpowiadał niemal :D Potem an łuku chwilę czekaliśmy, bo na motorze gościu 8 robił na jednym, a przed drugim dziewczyna ruszał pod górkę. Niestety zgasł jej 3 razy (za 3 razem jak chciała już zwolnić miejsce) i się musiała z gościem zamienić miejscami. A gościu do mnie tak: "teraz się przesiądziemy, pojedzie pani do przodu, zatrzyma się i ja podejdę i co powiem?" No to mówię: "powie pan, że bardzo ładnie do przodu pojechałam i że mam wycofywać". No to się zaczął śmiać i mówi, że dokładnie tak. Zaciągnął ręczny i wysiadł. Ja siadłam za kółkiem, poustawiałam wszystko, zapięłam pas, złapałam hamulec, złapałam sprzęgło, opuściłam ręczny, podnoszę lekko sprzęgło... i nic. No to podnoszę jeszcze trochę, dodaję gazu... i nic. Se myślę, ja pitolę, zaraz zgaśnie, tak jak ostatnio. Sprawdzam jeszcze czy na pewno ten ręczny całkiem w dole, no i mnie oświeciło. A bieg to gdzie!?! Więc wrzuciłam jedynkę i pojechałam. Zatrzymałam się, a gościu podchodzi i mówi "no nie mogę powiedzieć, że było dobrze..." Ja już serce w gardle, a on, zanim miałam stan przedzawałowy, dodaje: "było bardzo dobrze". :D Rozluźniło mnie to, wycofałam, zatrzymałam się ok. Potem znowu wycofałam na górkę, ruszyłam i wyjechaliśmy z łuku. Jeszcze 3 czy 4 chłopaków, którzy kibicowali temu na motorze życzyło mi powodzenia :D Potem kazał się zatrzymać i mówi tak: "czemu się zatrzymujemy?" No to mówię, że trzeba światła włączyć. A on: "i co jeszcze, dla zdrowia?" No to ja, że szybkę podnieść? A on, że dokładnie tak. Jeszcze mi podpowiedział, że tam na stopie mam się zatrzymać :D I wyjechaliśmy. Gościu mówi, że teraz tylko spokojnie, a ja, że "spokojnie jak na wojnie". Zaczął się śmiać i mówi, że musi sobie to zapamiętać. Pierwsza wtopa - na skrzyżowaniu Koszykarskiej z Nowohucką. Mam skręcać w prawo, zatrzymałam się za samochodem innym. Jest zielona strzałka, samochód przejechał, a strzałka zgasła. No to stoję, wgapiam się w czerwone na sygnalizatorze górnym. A on nagle: "a czemu nie jedziemy?", no to looknełąm na sygnalizator z boku, a tam strzałeczka znowu się świeci. No to mówię, że mi wsteczne zasłoniło, a po drugie myślałam, że będzie wcześniej zielone. A on, że przecież ja decyduję, gdzie się zatrzymać. Przyznałam rację (no bo tak przecież jest). Ale nawet to pod tamowanie ruchu nie podpadało, bo nikogo za nami nie było. Pojechałam w prawo, minęłam tę dziurę, w którą centralnie wjechałam ostatnio. Na Rondzie 308 prosto. Coś tam gadaliśmy sobie o egzaminach i takie tam. Potem na tym skrzyżowaniu dwupoziomowym, do góry w prawo i potem jeszcze raz w prawo. I tu mi się słabo nieco zrobiło, bo dojeżdżam do świateł, a tak słońce świeciło, że nie byłam pewna jakie światło się pali. Więc szybka kalkulacja - przejadę na czerwonym - będzie oblane, staną jak jest zielone - będzie najwyżej błąd, że tamowanie ruchu (też nikt a nami nie jechał). Stanęłam i całe szczęście, bo było czerwone. Rzuciłam nonszalancko, że tak się słonce odbija, że aż nie widać jakie światło, a on chyba skumał o co chodzi i powiedział spokojnie, że czasem jest jeszcze gorzej. Potem na Czyżyńskie, tam zawracanie. Potem w prawo na rondko pod Carefourem i tam też zawracanie. Potem na przełączce zawracanie. I tu mi pierwszy raz zwrócił uwagę, bo wjechałam na tory, nic nie jechało, ale chwilkę tak stałam i dopiero wjechałam na pas prawy. I on mówi, żebym się nie denerwowała, bo to nie jest błąd na egzaminie, ale można by to lepiej zrobić, tj. poczekać przed torami, patrzyć czy coś jedzie i dopiero jednym "ciurkiem" przejechać tory i wjechać na pasy. No co racja, to racja. Dodałam jeszcze, że w sumie to nigdy nie wiadomo kiedy będzie można wjechać, a tramwaj może się pojawić "znikąd". Potem pojechaliśmy na Plac Centralny, tam miałam skręcić w prawo i jechać wolniutko, żeby znaleźć miejsce do parkowania. Jechałam jednak za szybko (ze stresu, że parkujemy) i przegapiłam dwa :? Ale w końcu zaparkowałam, wyjechałam, a on, że nie bardzo mu się to podobało, ale że nie liczy jako błąd. Nic więcej nie powiedział. Potem miałam kolizyjny skręt w lewo i trochę za daleko się ustawiłam. Mogłam bliżej podjechać. Najlepsze, że z naprzeciwka samochód skręcał też w lewo i tam jakieś dresy miny robiły i darły się, że nie zdam :D Ale zero reakcji z mojej strony. Po tym skrzyżowaniu mi powiedział, że mogłam bliżej podjechać, to bym więcej widziała i dodał, że on tak nudzi, bo przecież każda okazja, żeby się nauczyć jest dobra. Potem na Rondo Kocmyrzowskie i mówi mi, że na tym rondzie mam do wyboru, albo jechać na Rzeszów albo na Chyżne. Se myślę, jakieś jaja, jaki wybór? No ale się wyjaśniło, jak zobaczyłam tablicę i obie miejscowości w lewo były :D Pośmialiśmy się z tego. Potem nie pamiętam za dobrze jak, ale znowu znaleźliśmy się na Rondzie 308 i jechaliśmy już na wprost. Więc myślę, że wracamy, ale jeszcze zawracania nie było. I faktycznie, gościu mówi, proszę w najbliższą w prawo. Jechałam jakieś 60 na h i trochę to za późno jak dla mnie powiedział, więc redukowałam szybko, ale weszłam w zakręt z wciśniętym sprzęgłem (znowu!) puszczając je w trakcie (bardziej na początku niż końcu, ale zawsze). Tam miałam zawracanie z wykorzystaniem biegu wstecznego. Dojechałam w lewo i jechał jakiś koleś. Więc się oglądnęłam czy się za mną zmieści, zmieścił się, poczekałam. No i potem mam dalej zawracać i aż na głos powiedziałam, że się pogubiłam :D Ale zaraz się odnalazłam, wbiłam wsteczny, dałam maks w prawo i jakoś poszło. Wyjechałam na Nowohucką i myślę, no to już wracamy do MORDu i powtarzam sobie "tylko nie spitol teraz, tylko nie spitol". Jakaś pani, pasażerka w samochodzie stojącym obok na światłach jeszcze mi kciuka w górę pokazywała, więc się pośmialiśmy z egzaminatorem. On mówił nawet wcześniej, że on wyznaje zasadę, że do ludzi to zawsze z sympatią trzeba, ale on nigdy nie chwali na egzaminie, bo parę razy pochwalił i ktoś durne błędy zaraz robił. I mówi, że jest nawet takie powiedzenie, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca, a ja dodałam, że jest ciąg dalszy, że też nie baby przed śmiercią. Więc się zaczął śmiać i mówi, że dokładnie tak, tylko nie chciał przy mnie dodawać. Potem jeszcze parę świateł i skręt w lewo z Nowohuckiej, w Koszykarską. Tata uchchany stał na parkingu przy wjeździe, bo już wiedział, że wracanie na siedzeniu kierowcy lepiej wróży niż wracanie na siedzeniu pasażera. Dojechaliśmy, kazał zaparkować prostopadle po lewej stronie, ale z tej radości trochę to dennie zrobiłam, a korekta nic nie dała :D Ale gościu wiedział, że już nie mogę się doczekać czy zdałam. Zaczął wypełniać kartę i mówi, że wpisze mi parę negatywnych, choć nie powinien tego nawet liczyć za błędy na egzaminie, ale żeby wiedziała, co do poprawki, bo zawsze może być lepiej. No i dał N przy zawracaniu na przełączce, dał N przy parkowaniu i mówi, że jak szukam miejsca to już powinien być prawy kierunkowskaz wrzucony, bo zwalniam i samochód za mną nie wie co się dzieje, a ja dopiero przy samym wjeździe dałam. No i mówi, że da mi też N przy używaniu mechanizmów sterowania samochodem. Ja na to, że "aha, sprzęgło". A on, "no właśnie, a kiedy?". No to mówię, że jak skręcałam do tego zawracania, to weszłam w zakręt z wciśniętym. A on, że dokładnie o to mu chodzi, i pyta czy wiem czym to grozi. A ja, że wiem, że jak ślisko będzie to mogę tak wpaść w poślizg. A on na to, że wszystko wiem, i wiadomo, że lepiej błędu nie robić, ale lepiej zrobić i wiedzieć co się źle zrobiło, niż zrobić i nie wiedzieć, że się zrobiło, albo czemu było źle. Na koniec napisał, że wynik pozytywny, poszliśmy sobie razem do ośrodka i jeszcze mówił, że on ma takie pozytywne nastawienie chyba dlatego, że nie pracuje tu na cały etat, więc ma dystans. No i tyle. Bardzo sympatycznie, pan w ogóle nie stresował, nie był złośliwy, a co cenię najbardziej, jeszcze podczas egzaminu mu się chciało mnie uczyć!
Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne, nie tylko przy tym ostatnim egzaminie. Pierwszego nie pamiętam dobrze, ale pan był ok, jedyny minus to to czekanie, ale to zależy od losowania. Za drugim razem pan mnie stresował, ale przynajmniej był sprawiedliwy i jego uwagi były cenne. A za trzecim o panu nie mogę złego słowa powiedzieć. No i wielki plus za to, że tak szybko po 2 razie dostałam termin. A największy plus za to, że nigdy więcej tam już moja noga nie postanie, bo nie planuję stracić prawka :P
(straszny elaborat mi wyszedł :D)
trudna sztuka kiedy "wrrrrrrum" a kiedy "iiiiiiiiii"
Quille
 
Posty: 11
Dołączył(a): czwartek 29 października 2009, 17:54
Lokalizacja: Kraków

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ośrodki egzaminowania kierowców

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości