jak już gdzieś tam wspomniałam pojechałm dziś z ukochanym na Odlewniczą prześledzic trasę egzaminacyjną... jest tam jak mrówek samochodów z elką na dachu - każda kompetentna szkoła jazdy jedzie z kursantem choć raz w miejsce docelowego egzaminowania, stąd swoista dzielnica pretendentów do kierownicy.
Pokręciliśmy się wpierw na własną rękę - conieco pamiętałam z wizyty z instruktorem a potem... pojechaliśmy wprost za samochodem w którymś ktoś zdawał egzamin. Samiochodem cywilnym. Za nami dołączyła się elka, potem druga i tak kluczyliśmy w tym orszaku po osiedlowych uliczkach 20 na godzinę...
nie miałam specjalnych skrupołw, bo wyobrażając sobie siebie - taki egzaminowany ma chyba tysiąc innych zmartwień niż to kto za nim jedzie. ja przynajmniej akurat tym nie miałabym się czasu ni glowy przejąc.
dziewczyna na egzaminie nie jechała bynajmniej super poprawnie, nie przestrzegała ograniczenia prędkości, nie zwalniała przed równorzędnym, mimoże nie dało sie inaczej upewnić co z prawej... no takie tam "drobnostki"(?)
ale o dziwo pojeżdziła może z pare minut, raz raptem skręciła w lewo i po egzaminie. eskortowaliśmy ją do samego ośrodka i zdała!!
może egzaminator myślał,że eskortuje go jej niezyczliwa jemu "rodzina", zewnętrzna inspekca, trzecie oko czuwające nad prawym przebiegiem egzaminu :D i bał się nawet przesiąść...
hehe, niemniej śmiesznie....
ukochany zaoferował z tej wesołości,że może wobec tego skorzystamy ,że są u niego obecnie bracia zza wschodniej granicy i mogą we trójkę samochodem na tamtejszych numerach służyć mi eskortą... :lol: :lol:
eh, zabawnie by było, nie mniej co do mnie , to jeśli nie zdam to NAPEWNO z zwiny własnej i egzaminator ani troche nie bedzie się musiał silić jeśli zechce sobie troche sam poprowadzić.