Każdy z Was na pewno spotkał sie ze stereotypem, że młodzi kierowcy powodują najwięcej wypadków - brawura, szpan itd. Wszyscy to znamy.
Ja (również młody kierowca) zaobserwowałem jednak co innego (nawet wcześniej jako nie kierowca miałem podobne wnioski). Moim zdaniem jednym z większych zagrożeń na drodze są ludzie starsi, którzy prawo jazdy uzyskali często za pół darmo, albo w ogóle nie przychodząc na egzamin (takie czasy były, nikogo za to nie winię i nawet mnie to nie dziwi). Poza tym kierowcy starsi często zdrowotnie nie domagają na tyle, że nie powinni już prowadzić. Pomijam kwestię zmian w przepisach itd, bo za tym również nie nadążąją.
Żeby nie było, że to czysta teoria, póki co miałem 3 wyraźne konfliktowe sytuacje za kierownicą. W KAŻDEJ (sic!) poza mną brał udział kierowca na oko 40-70 lat:
- na parkingu podjechał mnie gość w momencie kiedy rozpoczynałem cofanie mimo, że poruszał się w przeciwnym kierunku (!!),
- na krzyżówce (z ustalonym pierwszeństwem przejazdu) wyjechał centralnie przede mnie z drogi podporządkowanej
- na Zakopiance z prędkości 100-110 km/h zaczął gwałtownie hamować do zera (oczywiście odpowiedni dystans do niego miałem dlatego nic się nie wydarzyło, ale nie jeden jechałby bliżej...)
Oczywiście nie wspominam o wymuszeniach itp. bo w Krakowie i okolicach to norma, więc nawet nie uznaję tego za jakąś konfliktową sytuację.
ps. Zanim miałem jeszcze prawo jazdy często jeździłem prywatnymi busikami na linii Kraków - Myślenice. Jeden z nich w stanie fatalnym prowadzony przez Pana ~80 lat to była istna rzeź. W ciągu 30 km gość potrafił z 10 razy wymusić pierwszeństwo, jechać po poboczu, po pasie dla autobusów, chodniku, przekroczyć 5 razy prędkość, przejechać na czerwonym i jeszcze z kilka innych. Dodam, że stan busa był taki, że drzwi wejściowe się nie domykały i były na wpół otwarte... :D