No właśnie. Czy nie uważacie, że to jest trochę bez sensu? Egzamin ma sprawdzić, czy znam przepisy i potrafię kierować samochodem. Jak potrafię, to dają mi prawko i puszczają na drogę. A co to kogo obchodzi, skąd ja to umiem?! Może, jak Colin, uczyłam się na własnej działce, a w wolnych chwilach wkuwałam na pamięć kodeks drogowy. Jak nie mam działki i samochodu taty, to idę na kurs, ale jeśli mam, to po co tracić czas i pieniądze?
Tak jest np. z certyfikatami z języków. Zapisuję się na egzamin, zdaję go i mam papier potwierdzający znajomosć języka na danym poziomie. I nikogo nie interesuje, skąd go znam. Mogłam siedzieć parę lat w szkole językowej, mogłam wyjechać na wakacje do cioci w Szwajcarii, a może w ogóle od urodzenia jestem dwujęzyczna. Co za różnica? Ważne, że umiem!
Co o tym myślicie?