Ostatnio zastanawia mnie pewna (na szczęście dla mnie jak dotąd tylko hipotetyczna) sytuacja, która zapewne należy do kanonu sytuacji dyskusyjnych i spornych.
A mianowicie: Jest pora późnowieczorna lub nocna (czyli po prostu ciemno :) ). Wyjeżdżamy z drogi podporządkowanej na drogę z pierwszeństwem (albo wykonujemy jakikolwiek inny manewr wymagający zachowania szczególnej ostrożności i ustąpienia pierwszeństwa), gdy nagle "przydzwania" w nas samochód, którego nie zauważyliśmy, gdyż nie miał włączonych świateł mijania (ani jakichkolwiek innych. Coś mi mówi, że winnym spowodowania kolizji zostałby uznany "wymuszający pierwszeństwo". Ale czy słusznie? Zdrowy rozsądek podpowiada, że on nie zawinił, a bezpośrednio do zaistnienia kolizji przyczynił się kierowca, który nie włączył świateł. Po raz kolejny można tutaj dyskutować o "wyższości przykazu ustąpienia pierwszeństwa nad innymi przepisami".
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?