przez Driver'ka » sobota 29 grudnia 2007, 17:34
Ja miałam egzamin wewnętrzny zarówno z praktyki, jak i z teorii. Umownie przyjęło się u mnie, że wewnętrzny z praktyki odbywał się na 30h jazdy, chyba, że dana osoba nie czuła się jeszcze pewnie za kierownicą i wykupiła sobie więcej jazd niż 30, no to ten egzamin zdawała później. Na teorię można się było indywidualnie umówić.
Jakoś szczególnie się nie bałam tego wewnętrznego z praktyki i szłam na niego pewna siebie. Myślałam, że będzie to wyglądało jak w czasie kursu - ot godzinka jazdy, to wszystko.
Umawiając się na ostatnie jazdy, na tą 30h wybrałam sobie szefa mojego OSK ;P Później żałowałam, że nie był to mój instruktor, z którym najczęściej pomykałam elką, no ale miałam kilka jazd z tym szefem, świetnie mi się z nim jeździło, więc sobie pomyślałam, że na ten egzamin wybiorę jego (chociaż mój instruktor mnie przed nim ostrzegał ;) ). No i przyszłam na tą 30h jazdy pewna siebie, nie powtórzyłam nawet świateł i silnika, które miałam na ściądze od mojego instruktora, no bo i po co ;P Przecież to proste. A w ogóle to byłam przeświadczona, że to się tylko tak nazywa "egzaminem" i że nawet nie trzeba sobie tego brać do serca.
Wsiadam do samochodu, a szef OSK od razu na wstępie: "no to witam na egzaminie wewnętrznym z jazdy" Już mi się ta oficjalność nie spodobała ;P I od razu sru - na placyk i po kolei wszystkie światełka pokazać i to co pod maską. Wpadłam trochę w panikę, bo od razu nerw mnie bierze jak wiem, że ktoś mnie właśnie ma ocenić i przesądzić, czy przejdę dalej, czy nie. Pod maską pokazałam wszystko dobrze, ze światłami była tragedia :lol: Pozapominałam wszystkiego! Jeszcze na dodatek powiedziałam, że z tyłu są światła mijania zamiast pozycyjne :lol: Facet mnie wybrechtał i kazał pokazać wszystko od początku. Jeszcze bardziej się przez to zdenerwowałam i później już przez resztę egzaminy zestresowana jeździłam.
Następnie przyszła kolej na łuk. Zrobiłam bezbłędnie, a szef do mnie mówi: "proszę jeszcze raz, bo nie patrzyłem - to była dopiero rozgrzeweczka :twisted: " No to zrobiłam jeszcze raz i też bezbłędnie. Później podjazd. No tu to była porażka jeszcze gorsza niż przy światłach :lol: Przy jakiś 5 próbach 5 razy auto mi się stoczyło, bo za cholere nie mogłam wyczuć sprzęgła :lol: Za 6 razem się dopiero udało ;P Myślę sobie, że już pewnie egzamin mam niezaliczony ;P Po tym okropnym placu przyszła kolej na miasto i jeszcze jedną gafę, bo pochrzaniły mi się kierunki. Szef już się za głowę łapał ;P
W końcu podjeżdżamy pod biuro. Gaszę auto i czekam na werdykt ;P Szef na mnie patrzy i mówi: "No coś chyba nie najlepiej Pani dzisiaj wychodziło... Zaliczyłaby sobie Pani ten egzamin, czy nie?"
No to ja skromnie odpowiadam, że chyba raczej nie ;P Na co szef rzecze: "Nie? To ja Pani zaliczam. Niech już Pani będzie... Ale proszę koniecznie powtórzyć sobie światła, maskę, jeszcze raz poćwiczyć podjazd." Koniec tematu, papier podpisany ;)
Miałam chyba szczęście, bo ten koleś potrafił ludzi na tym wewnętrznym oblewać. Jeździłam z nim parę razy wcześniej, to mnie tam chwalił, że dobrze jeżdżę, że na pewno bez problemu zdam egzamin wewnętrzny :lol: , więc może właśnie to, że widział jak jeżdżę przesądziło o tym, że mi ten egzamin zaliczył. No ale cyrki były co nie miara. Na szczęście wyciągnęłam z tego konsekwencje i podeszłam do sprawy poważnie.
Samego więc egzaminu praktycznego bać się raczej nie trzeba, ale też nie warto go sobie olewać ;) Do teorii już się bardziej przyłożyłam, bo siedziałam i się testów uczyłam solidnie. Pamiętam jeszcze, że na egzaminie wewn. teoretycznym przyszedł mój instruktor i zaglądał mi przez ramię, czy dobrze testy rozwiązuję ;)
