przez fibi » sobota 15 września 2007, 14:06
A ja przekornie wrócę do tematu wątku...
Cwaniakzpekaesu w Twoim pomyśle szkolenia kierowców podobają mi się dwie rzeczy - po pierwsze to, że nie idziesz na masowość - nie ma chyba nic gorszego niż kazać czekać kursantoiw 2 tygodnie na jazdę tylko dlatego, że ktoś pozwolił zapisać się na kurs większej ilości kursantów niż instruktorzy są w stanie wyszkolić.
Po drugie - cieszę się, że są jeszcze instruktorzy, którzy nie traktują teorii jak straty czasu, którą można by wykorzystac na objeżdżenie kursantów (tak - nie bez przyczyny piszę - objeżdzenia, a nie szkolenie). Dziwi mnie lightowe podjeście do uczenia teorii, bo przecież dobre wyuczenie teorii - to mniej problemów potem na drodze z tłumaczniem kursantowi podstaw. Jeśli instruktorzy/ wykładowcy nie traktują teorii poważnie, to nic dziwnego, że tak samo traktują to kursanci. A potem możemy poczytać na róznych forach frustracje kursanta, który żali się jakiego to wrednego miał egzaminatora, bo przerwał egzamin, gdy kursant nie zatrzymał się na STOPie, a przecież kursant widział, że nic nie jedzie, więc skąd ta niesprwiedliwość :evil: Ja bym miała jeszcze inną uwagę - wydaje mi się, że niesłusznie założono, że cała teoria powinna się odbywać tuż przed szkoleniem praktycznym. Owszem kursant nie może rozpoczynać jazd nie znając teorii ale z własnego doświadczenia przekonałam się, że to co wydaje się oczywiste podczas teorii nie jest jużt akie proste, gdy jesteśmy w ruchu i gdzie nie ma czasu na zastanawianie się. Moim zdaniem kilka godzin teorii powinno odbywać się już w trakcie szkolenia praktycznego - po to, żeby wyjasniać kursantom wszelkie wątpliwości, jakie pojawiły się na drodze. Ja sama do Kodeksu zajrzałam dopiero po rozpoczęciu jazd, wczesniej wydawało mi się, że już wszystko wiem. Oczywiście takie wyjasnianie najlepiej, żeby odbywało się podczs jazd, ale nie zawsze jest na to czas, a wątpliwości kursant moze mieć sporo, no i wtedy przydatna byłąby wymiana poglądów między kursantami. Nic mnie bardziej nie rozbraja jak błagalne pytania kursantów tuż przed egzaminem o podstawowe sprawy, bo nikt im tego nie wyjasnił, czasem nawet bali się o to spytać swojego instruktora :?
A od siebie dodałabym jeszcze, że czasem wystarczy na prawdę niewiele, żeby być dobrym instruktorem - wystarczy każdego traktować indywidualnie i nie zakładać, że kursant przychodząc na pierwszą jazdę będzie już wszystkowiedzący, a instruktor nie będzie się musiał "męczyć" wyjaśnieniami. I nie wyobrażam sobie uczenia kursanta niesamodzielnosci (przez przytrzymywanie sprzęgła do 30 jazdy), ani uznawania całkowitej samodzielności kursanta - i niech się potem domyśla, co zrobił źle, albo niech sobie doczyta:/
Pozdrawiam
"...z wiarą w następny zakręt drogi,
co znów okaże się nie ten...
w tajne przymierze z panem Bogiem,
naszego trudu ... jakiś sens..."