ja sie wpiszę, wreszcie :)
1 Luty, godzina 19.00, Powstańców Śląskich, 3 podejscie.
Jeszcze na godzinę przed egzaminem miałam kompletną pustkę w głowie, miałam wrażenie, ze zapomniałam wszystkiego tego czego się nauczyłam.
A skrzyżowanie Kochanowskiego / Powstańców Ślaskich śniło mi sie po nocach (bo to na nim właśnie "oblał" mnie instruktor poprzednim razem)
W końcu przyszła godzina 19.00, omówienie egazminu, stres osiągnął apogeum.
Losowanie instruktorów, okazało się, ze poszłam na pierwszy ogień.
Plac manewrowy bez zarzutu, górkę to chyba przejechałam z predkością światła ;)
Wyjazd na miasto.
Niestety nie napiszę jakimi ulicami jechałam, nie pamiętam - stres zrobił swoje..
Pamietam jedynie, i byłam tym naprawde bardzo zdziwiona, że egzaminator kierował mnie głownie na drogi z pierwszeństwem przejazdu.
W sumie były ze dwa, trzy skręty w lewo, z czego jedno na rondzie. I zawracanie przy pomocy infrastruktury. A kiedy to zrobiłam egzaminator z uśmiechem na ustach, odprężony powiedział: "no to kierujemy sie w stronę ośrodka".
OCZYWIśCIE przez skrzyżowanie (moje ukochane) Kochanowskiego / Powstańców Śląskich, jakżeby inaczej ;)
Poszło gładko, choc przy zmianie pasa ruchu z całą pewnością przekroczyłam dozwoloną 50-tkę ;)
Dojechaliśmy do ośrodka i wtedy to padło: "jestem z pani bardzo zadowolony, jechała pani bardzo dobrze, zaliczam pani egzamin".
Z wrażenia ucałowałam go w policzek. :) Pozniej zapytałam sie jego czy było widać moje zdenerwowanie, a on na to: "ależ skad, jak dla mnie była pani bardzo opanowana i spokojnie pani jechala"
Było dużo stresu ale finalnie... warto :)
Powodzenia wszystkim zdającym :)