https://www.google.pl/maps/@52.2547142, ... a=!3m1!1e3
Kto nie jest z Warszawy: na początek warto wiedzieć, że jest to zatłoczone rondo o wysokim natężeniu ruchu przez cały dzień.
Wyobraźcie sobie jazdę al.Jana Pawła II z południa na północ, koło Arkadii.
Ponieważ ogrom kierowców ustawia się na rondzie na środkowym pasie (gnają do centrum handlowego, więc będą jechać jak ja na rondzie prosto czyli na północ i następnie za rondem zjadą do garaży w prawo).
Z reguły w pewnym stopniu omijam to całe oszalałe towarzystwo ustawiając się do jazdy prosto przed rondem na lewym pasie - czyli zgodnie z oznakowaniem poziomym.
Niestety... praktycznie średnio co 1-2 tygodnie WIDZĘ (na szczęście jeszcze się nie zderzyłem ale to już 2 razy ostatnio była kwestia sekund!) jak ludzie jadą zewnętrznym pasem i zajeżdżają mi drogę (jadę środkowym) bo oni nie zjeżdżają z ronda na północ tylko jadą dalej na zachód - tymczasem ja jestem na pasie środkowym i zjeżdżam z ronda północnym zjazdem. Trąbie, przyspieszam, hamuję i cudem jeszcze nikt mnie nie walną.
Czy oni mają prawo jechać tu prawym pasem i nie zjeżdżać w prawo?
https://www.google.pl/maps/@52.2551743, ... a=!3m1!1e3
Skrzyżowanie jest zwykle sterowane sygnalizacją. Jeśli ten po prawej ode mnie jechał jak ja od południa to zgodnie ze znakami poziomymi musiałby zająć mój pas aby skręcić w lewo.
Problem w tym że kierowca mógł jechać na zielonej strzałce z kierunku wschodniego (tu znaki zarówno na środkowym jak i prawym pasie pozwalają jechać prosto!) a w razie kolizji zawsze może powiedzieć, że nawet jak nie jechał, to że "jechał" z tego ostatniego wjazdu.
Czy oznacza to, że jak mam zielone światło na rondzie i jadę lewym pasem prosto to jeszcze mimo świateł i symboli na jezdni muszę uważać czy ktoś z prawego pasa nie pojedzie prosto zamiast skręcić?
Przecież to jawna paranoja

Na dodatek przed zjazdem pasy oddziela linia przerywana która niczego nie zakazuje - czyli formalnie można na tym rondzie od południa na północ jechać prosto z lewego pasa (wg. znaków przed rondem służącego do skrętu w lewo lub prosto) następnie na rondzie zmienić pas na prawy (bo linia przerywana pozwala) i następnie nie zjechać na północ tylko ciągnąć się do kolejnego, zachodniego zjazdu z ronda, legalnie uderzając w samochód zjeżający na północ z pasa po lewej stronie i na koniec policja orzeknie, że to moja wina bo "miałem go po prawej" będąc bardziej w środku ronda niż on na pasie zewnętrznym.
Jeśli to naprawdę tak jest to nic dziwnego, że często dochodzi tam do kolizji, bo rondo jest mega zatłoczone i trudno aby każdy jadący z południa lewym pasem prosto zwalniał i patrzył na wszystkie samochody na prawym pasie czy zjeżdżają czy przypadkiem nie będą kontynuować jazdy swoim pasem po rondzie.
Podsumowując gdyby widoczna tu karetka zjeżdżała z ronda i zderzyła się z niezjeżdżającym z ronda czerwonym autem, winna byłaby karetka. Na miejscu kierowcy czerwonego auta wystarczyłoby wmówić karetce, że wjechał na rondo ostatnim wjazdem (a nie tym co karetka) który to pas pozwala z prawego pasa jechać prosto.
Jeśli tak jest to czy nie uważacie że przed zjazdem z ronda w tym miejscu powinny być strzałki nakazujące zjazd w prawo dla jadących zewnętrznym pasem, a wschodni wjazd na rondo powinien dopuszczać z prawego pasa tylko jazdę w prawo?
Bo w tej sytuacji każdy chcący wyłudzić odszkodowanie za lewą lampę czy lewy bok wjedzie tu na prawym pasie, nie zjedzie z ronda i jeszcze dostanie odszkodowanie z cudzego OC.