Kopan (taki user) napisał kiedyś prawdę, że policja w większości przypadków wyznaje świętość przepisów regulujących pierwszeństwo przy określaniu winy. Po prostu chcą jak najmniejszym kosztem zakończyć sprawę, więc ustalają kto skąd wyjechał i kto miał pierwszeństwo - reszta ich nie interesuje (obywatelu kłopocz się w sądzie, jak będziesz miał rację to stracisz i tak wiele czasu mimo że koszty postępowania pokryje Skarb Państwa).
Autobusiarz napisał(a):Jeżeli tam była linia przerywana to również nie zmiania to faktu że to seicento spowodowało kolizję.
Na czym opierasz to stwierdzenie? Czyżbym nie znał jakiegoś aktu prawnego, który wskazywałby iż sąd zobligowany jest z góry orzekać na niekorzyść oskarżonego, który nie ustąpił pierwszeństwa? Nie ma takiego przepisu, nie ma też w Polsce wykładni precedensowej jako zasady prawnej.
Autobusiarz napisał(a):Jeżeli chce skręcać w lewo i zajeżdża drogę pojazdowi który go wyprzedza to jest to jego wina.
Udowodnij. Skoro bawisz się w sędziego, czekam na uzasadnienie Twojego "wyroku". Kiedyś w "kodeksie drogowym" był przepis, który literalnie ujmował zakaz zajeżdżania drogi innemu uczestnikowi, ale to chyba jeszcze czasy gdy przepis o pierwszeństwie podczas zmiany pasa ruchu nie funkcjonował (nie pamiętam, ale mogę sprawdzić, posiadam wszystkie akty prawne od 1921 roku

).
Autobusiarz napisał(a):Ma upewnić się że wykona swój manewr bezpiecznie.
Identyczny obowiązek leży po stronie kierującego pojazdem uprzywilejowanym (szczególna ostrożność cały czas, nie tylko w pewnych sytuacjach). Pojazd uprzywilejowany nie ma pierwszeństwa, posiada przywilej (konstrukcja prawna nieco podobna do włączania się do ruchu z przystanku przez kierującego autobusem w o.z.).
Autobusiarz napisał(a):Najwidoczniej nie patrzył w lusterko wystarczająco uważnie skoro przepuścił jeden pojazd i władował się pod drugi.
Skąd wiesz, że nie patrzył? Właśnie patrzył, bo ustąpił pierwszemu pojazdowi! Jak przejechała pierwsza limuzyna, nikogo nie widział w lusterku więc wykonał manewr, problem w tym że limuzyna p. Premier jechała zbyt szybko i w zbyt dużym odstępie i wjechała w seicento.
Autobusiarz napisał(a):A nawet jeżeli patrzył super uważnie to life is brutal i ma pecha.
Pecha może mieć na początku, ale wystarczy trochę konsekwencji, wiary w siebie by zostać uniewinnionym prawomocnie, jak tutaj:
http://natemat.pl/201553,podobny-wypadek-juz-sie-kiedys-zdarzyl-nie-bylo-latwo-ale-sad-wydal-wyrok-zgadnijcie-kto-okazal-sie-winnyAutobusiarz napisał(a):też mi powiesz że na moją korzyść świadczy to że upewiniłem się 100 razy w lusterku że nie zachaczę nikogo tyłem autobusu a i tak zachaczyłem? Jakoś Pana Policjanta nie interesowały te tłumacznia i kierowca autobusu otrzymał mandat.
Gdyby rozstrzygniecie kończyło się na postępowaniu mandatowym, to mielibyśmy standardy z Korei Pn. Żyjemy jednak w innym ustroju. Nie rozumiesz na czym polega art. 4 ustawy PoRD (zasada ograniczonego zaufania). Włączasz do dyskusji zupełnie inne sytuacje.
Autobusiarz napisał(a):Kolejna sytuacja.Mojemu koledze w strefie "30" wyjechał z prawej strony małolat w BMW z prędkością 60 km/h jak nie więcej.Pana policjanta też jakoś nie interesowały tłumacznia kolegi i świadków że kierowca BMW jechał za szybko i jest współwinny kolizji.Jakoś pana Policjanta nie interesowały takie rzeczy jak prędkość,stan techniczny BMW czy młody wiek jego kierowcy.Masz mu ustąpić bo ma pierwszeństwo.
Może poczuwał się do winy i dlatego przyjął mandat. Skorzystał z prawa do uproszczonego trybu prawomocnego rozstrzygnięcia o winie.
Autobusiarz napisał(a):Ostatnio widziałem na ulicy karetkę pogotowi, której wszyscy ustępowali pierwszeństwa.
Pierwszeństwa ustępujemy wtedy, gdy wynika to z przepisów ustawy (rozporządzenia o znakach). Pojazdowi uprzywilejowanemu musimy się usunąć z drogi - w miarę możliwości, gdyż nie zawsze taka występuje a przynajmniej rozciąga się w czasie. Jadąc po torowisku, też usuwamy się z torów, gdy jedzie za nami tramwaj i nie ma to nic wspólnego z pierwszeństwem (!).
Moim zdaniem masz braki pojęciowe, więc cięzko będzie merytorycznie rozmawiać. Masz przeświadczenie o swojej racji - niestety ułomnie argumentowanej
