Blacksmth, Twoja ankieta pokazuje w jak niedojrzały - schematyczny, uproszczony - sposób postrzegasz świat.
Na uzyskiwane wyniki składa się wiele czynników. Można je zebrać w stwierdzeniu:
rozbieżność pomiędzy poziomem wymagań egzaminacyjnych a poziomem wyszkolenia i dojrzałości kandydata.Egzamin sam w sobie nie jest szczególnie trudny pod warunkiem, że jest się do niego przygotowanym i panuje się nad swoimi emocjami, a tym samym kontroluje swoje zachowanie.
Jako społeczeństwo jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do nieuczciwego uzyskiwania tego, czego chcemy oraz kupowania różnych uprawnień - "płacę, więc mi się należy", a nie do ciężkiej pracy na swoje osiągnięcia.
Dla ogromnej rzeszy ludzi jest to pierwszy egzamin, na który naprawdę trzeba się nauczyć. Trzeba umieć. Po prostu szok, płacę i jeszcze mam się nauczyć. Nie da się ściągnąć od kolegi, przeglądać slajdów na smartfonie czy wyszukać zagadnienia w wiki podczas egzaminu.
W egzaminie pewnie można coś pozmieniać tak, by był bliższy życiu. Pojawiały się różne pomysły, choćby puli punktów od której odejmuje się punkty za popełnione błędy, bo dwa błędy tego samego typu nie zawsze mają tę sama wagę dla BRD, a skutkują wynikiem negatywnym. Nie może się to jednak sprowadzać do "Wyrzućmy to, co kandydatom sprawia najwięcej trudności", tak jak Ty sugerujesz". Sztywna formuła egzaminu, może nie do końca sprawiedliwa, wprowadziła ważny element sprawiedliwości - wyeliminowała powszechne dawanie w łapę.
Generalnie jestem za większą swobodą oceny ze strony egzaminatora, jestem tak za, że aż przeciw, bo w polskich warunkach jest to niestety korupcjogenne. Czasem mam wrażenie, że wiele osób, które krzyczą jak im się ten egzamin nie podoba, tak naprawdę nie znosi go za to, że skończyły się czasy, że dało się w łapę i było po sprawie, że nie ma łatwo dostępnej ścieżki na skróty, która ciągle jest dostępna w wielu innych obszarach życia społecznego.
Poziom wyszkolenia to w skrócie wypadkowa motywacji i predyspozycji ucznia przekładających się na czas trwania nauki oraz poziom umiejętności dydaktycznych i zaangażowania instruktora.
Kursant. Generalnie wszystko to, o czym napisał Dylek. Narasta społeczna tendencja, że liczą się kwity, a nie umiejętności. Do tego dochodzi mnóstwo różnych emocji w trakcie nauki i egzaminu, także tych wynikających z przerostu motywacji. Dla części kursantów koszt szkolenia, stanowczo za niski dla prowadzenia profesjonalnej działalności szkoleniowej, jest ciągle relatywnie wysoki i też rodzi mnóstwo stresu.
Instruktor. Z instruktorami różnie bywa. Być może zaraz oberwie mi się od obecnych tu instruktorów, ale wożenie czterech liter po długiej prostej zamiast uczenia nie jest rzadkością. Ten zawód jest w Polsce bardzo słabo opłacany i jest w nim selekcja negatywna, wielu dobrych zawodowo ludzi z niego odeszło, odchodzi, bo są na tyle inteligentni, wykształceni, pracowici, że gdzie indziej mogą zarobić dużo więcej. Pracują głównie pasjonaci albo nieudacznicy, do tego trochę osób dla których nie jest to podstawowe źródło utrzymania, a więc często z mniejszą motywacją do pracy ("jak się nie podoba, to ja nie muszę") Już kiedyś rozmawialiśmy o cenie i jej związku z poziomem szkolenia, więc się tu nie będę powtarzać. Z tego bierze się duża część patologii - praca na ilość, a nie na jakość. Będzie coś o cenie w innym aspekcie.
Przerost motywacji silna presja, by szybko nauczyć się i zdać. Prawo jazdy z reklamy osk to Pikuś za 900 - 1000 złotych, więc z pieniędzy z osiemnastki powinno jeszcze zostać na oblewanie zdanego egzaminu. Rzeczywistość bywa inna. Dobre przygotowanie do egzaminu kosztuje sporo więcej, bo musi.
Z ceną tak to już bywa, że dla innych jest ona cały czas bardzo niska, wtedy też źle, bo motywacja nadmiernie spada - dwie stówy w tą czy w tą co za różnica.
Mity na temat egzaminu i egzaminatorów. Uważam je za niezwykle stresogenny element w podchodzeniu do egzaminu. Ludzie już na ileś dni wcześniej przeżywają lękowo wyobrażenia o strasznym egzaminie, wrogim egzaminatorze, oblewaniu z powodu fanaberii itd. Ten stres nie sprzyja koncentracji na zadaniach egzaminacyjnych. Uruchamia czujność skierowaną na osobę egzaminatora - "kiedy mnie zaatakuje, spróbuje podejść" a nie na to, co się robi.
Mity pochodzą z dwóch źródeł: od kiepskich instruktorów i źle przygotowanych kursantów podchodzących wielokrotnie do egzaminów. Wibruje nimi powietrze w poczekalni i Internet.
Wyszedł straszny "długas", ale to temat rzeka, a nie trzy zdania w ankiecie.
I na koniec
Blacksmith specjalnie dla Ciebie: egzaminatorzy tracą premię, jeśli mają
zbyt niski poziom zdawalności.
Jak to się ma do twoich teorii?