Pierwsze podejście - 3 tygodnie oczekiwania na egzamin po zaliczeniu teorii, zero jazdy samochodem między egz. wewn., a praktycznym, ogromny stres. W poczekalni WORDu nakręciłem się, że chcę mieć egzamin z jakimś "starszym panem". Był jeden wysoki młody, który wszedł na salę, a w moich myślach... "Boże, tylko nie z nim!" Zawołał inną osobę, po 5 minutach wrócił. Dwóch starszych panów, no i... pan Marek E. Ten, którego się tak obawiałem (niepotrzebnie wydaje mi się).
Idziemy na plac, miałem taką pustkę w głowie, że zapomniałem nawet jak włączyć światła drogowe. W momencie, kiedy już miałem mówić, że są niesprawne naszło mnie olśnienie i przesunąłem dźwignię do przodu. I padły słowa "proszę usiąść na fotelu pasażera". Usłyszałem to i zacząłem sobie zadawać sto pytań - dlaczego?! A po prostu egzaminator podjechał na stanowisko do zadania nr 2.
Szybkie wyjaśnienie - przygotowanie do jazdy, wykonanie zadania, ja decyduję kiedy ruszam.
Błąd nr 1 - brak upewnienia się o możliwości jazdy
Błąd nr 2 - zatrzymanie w trakcie wykonywania zadania (zdawało mi się, że nie wszedł wsteczny, a jednak się cofnąłem parę cm i koniec egzaminu).
Szybko poszło. Od razu zapisać się na kolejny egzamin i dwie godziny doszkalania w OSK Kursant.
Kolejny raz w poniedziałek około południa, oczekiwania dobre 50 minut, a z każdą kolejną minutą znowu stres narastał. Tym razem jednak byłem choć trochę bardziej pewny o plac i łuk, który przećwiczyłem dokładnie w sobotę.
Zaliczone, pan Wawrzyniec W. bardzo zamknięty w sobie, mówi cicho, jakby sam do siebie. Jedziemy na stanowisko ruszanie na wzniesieniu. Zawsze lepiej obsługiwało mi się hamulec roboczy, dlatego udało się za drugim razem, przy pierwszym podejściu auto zgasło, ewidentnie moja wina. Egzaminator wymruczał pod nosem, że wybieramy się na miasto oraz będziemy wykonywać zatrzymanie na żądanie, podkreślając, że nie jest to zatrzymanie awaryjne. Sio na miasto.
Wyjazd z WORDu, pierwsze skrzyżowanie w lewo i już złapał mi za kierownicę - no przecież za blisko pojazdów po prawej! Nie odezwał się słowem. Zjazd z Armii Krajowej w Krakowską, skrzyżowanie z drogą z pierwszeństwem w przejazdu / wlot drogi podporządkowanej. Zbliżałem się do drogi z pierwszeństwem z prędkością 40 km/h, przepuściłem jedno auto i chciałem płynnie wjechać przed kolejne. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, koniec egzaminu, przesiadka.
Przejdźmy do meritum. Do trzech razy sztuka.Dzień wcześniej godzina dodatkowa w Szkole Jazdy W&G w luźnej atmosferze. 3 razy łuk, trochę parkowania, zawracanie... auto podczas tej godziny zgasło mi z 10 razy, ale znam swój błąd.
24.05. - wtorek, egzamin wyznaczony na godz. 8:00 - pobudka 7:58, panika w oczach, szybki telefon po taksówkę i... zero stresu. Raczej rozgoryczenie, że pewnie przepadnie mi kolejne 140zł, a nawet nie spróbuję podejść do egzaminu. O 8:40 pojawiam się w WORDzie, czekam aż pojawi się jakiś egzaminator, kierują mnie do koordynatora - jest pan w tym momencie zawieszony, jak egzaminator wróci z egzaminu to będzie pana wywoływał. Czyli jednak pojadę. Minęło może 10 minut, spokojnie i bez stresu po raz trzeci wylosowałem to samo pytanie (płyn hamulcowy), wskazałem co było trzeba, jedziemy na łuk. Tak jak w pierwszym przypadku sam się przygotowałem i ruszyłem, zaliczone. Ruszanie na wzniesieniu też za pierwszym podejściem. Egzaminator - Bogusław P. wytłumaczył jasno - jeżeli ktoś chce ustąpić mi pierwszeństwa mam korzystać, musi to być sytuacja jasna i informuję o tym jednocześnie na głos. Jeżeli nie ma komendy jedziemy prosto lub wg. znaków. Tu zapytałem o możliwość nakazu w lewo lub w prawo - w odpowiedzi, że wie o które miejsce chodzi i tam nie jedziemy. Początek taki sam, na feralnym wlocie podporządkowanej zatrzymałem się, mimo że nic nie jechało. Czułem się jak na kolejnej jeździe doszkalającej, lub na kursie w szkole. W prawo w Karwińską, prosto w Mościckiego, w prawo w Topolową. Tam na rondzie w lewo, następnie parkowanie prostopadłe i zawracanie przy użyciu wjazdu na parking - formalność. Zawracanie na rondzie i powrót. W lewo w Gazową, tam zatrzymanie na żądanie w zatoce po prawej. Potem już tylko w prawo w Bardzką, Armii Krajowej i z powrotem do WORDu. Na mieście równe 25 minut z okazji wyprzedzania na Krakowskiej. Auto zgasło mi dwa razy - raz przed światłami gdzie byłem ostatnim pojazdem i raz przy parkowaniu, gdzie nie było w ogóle ruchu. Za trzecim razem myślę, że udało mi się nie tylko dlatego, że trafiłem na nie zmęczonego życiem egzaminatora, a głownie przez fakt, że nie zdążyłem się zestresować. Zdecydowanie stres jest największym wrogiem na egzaminie i przez niego można przeoczyć coś, co normalnie robimy odruchowo.
Pozdrawiam serdecznie
