
Wersja Stefańskiego przemawia za używaniem zwrotu "wymuszenie pierwszeństwa" w kontekście osoby, która mimo że zobligowana była ustąpić pierwszeństwa świadomie tego nie uczyniła. Zachodzi wtedy wola przypisania sobie pierwszeństwa w sytuacji gdy faktycznie go się nie posiada o czym dana osoba nie wiedziała albo wola odebrania tego pierwszeństwa komuś w zdecydowany sposób wbrew znajomości przepisów lecz ich niestosowania.
Dodatkowo wchodzi w grę odróżnienie świadomego/nieświadomego od umyślnego/nieumyślnego działania.
Zgoła odmienny pogląd zaprezentował Wojciech Kotowski na łamach miesięcznika Palestra (z czerwca 2016 r.) na str. 145 (notabene tekst dotyczył interesującego wyroku dotyczącego interesującego zdarzenia drogowego).
Powołany do sprawy biegły z zakresu kryminalistycznej rekonstrukcji wypadków
nazwaną przez siebie analizę skonstatował kuriozalnym stwierdzeniem, że zawracający „wymusił pierwszeństwo przejazdu”.
Odpowiedzmy zatem na pytanie, kto może wymusić pierwszeństwo. Na pewno nie może tego dokonać podmiot, który nie ma pierwszeństwa, a zatem jest obowiązany do ustąpienia innemu podmiotowi, który to pierwszeństwo ma. Krótko mówiąc, wymuszenie pierwszeństwa może nastąpić w następującej sytuacji. Drogą z pierwszeństwem zbliża się do skrzyżowania pojazd, którego kierujący widzi, że zbliżający się drogą podporządkowaną pojazd porusza się z nadmierną prędkością, co wskazuje jednoznacznie, że jego kierujący nie zdoła zatrzymać pojazdu w celu ustąpienia pierwszeństwa. Jeżeli zatem kierujący mający pierwszeństwo będzie kontynuował jazdę, wówczas powiemy, że wymusił swoje pierwszeństwo, lekceważąc zasadę ograniczonego zaufania. Tak więc istotą sformułowania „wymusił pierwszeństwo”, ujętego w opinii biegłego, jest „nieustąpienie pierwszeństwa”, które jednak do omawianego zdarzenia, ze względu na jego przebieg, nie ma zastosowania.
Moim zdaniem obydwie interpretacje nie zawierają błędu logicznego i każda ma swój sens a to oznacza, że nie powinno się używać zwrotu "wymuszenie pierwszeństwa", bo bez późniejszego sprecyzowania czym ono jest, stanie się określeniem pseudoinformującym/dezinformującym.
Wniosek? Uważajmy na słowa
