Mialem dzisiaj pierwszy egzamin praktyczny, ktory zakonczylem mniej wiecej po 5 minutach.
Bariera moich mozliwosci okazal sie luk - a dokladniej pacholek,
ktory bardzo delikatnie dotknalem, co ciekawe podczas rozpoczynania
jazdy do tylu! =D
Zahamowalem okolo 10cm przed tym nieszczesnym pacholkiem i niestety nie
zdawalem sobie sprawy z tego, ze teren jest pod pewnym nachyleniem.
Bardzo delikanie 'stoczylo mnie' i zareagowalem zbyt pozno...
Gdy zobaczylem, ze 'przykleilem' sie do pacholka - wrzucilem reczny i natychmiast
wystartowalem do tylu juz z gazem, jednakze gdy zaczynalem juz zakrecac egzaminator
pomachal na mnie reka, po czym poprosil o zmiane miejsca na fotel obok.
Coz. Gdybym wiedzial, ze jest tam taki spad, to od razu cofalbym z recznego.
Dodam tylko, ze przed egzaminem mialem 2h jazdy z instruktorem i oczywiscie
bez problemu wykonalem miedzy innymi ten manewer. Szkoda tylko, ze na 'normalnym' (plaskim)
placu.
Przyznam, ze troche mi sie raczki trzasly! =D Czego sie nie spodziewalem.
Moral? Egzaminator mial wprawne oko, gdyz kontakt byl minimalny! Ale oczywiscie byl.
Szkoda troche tak szybko konczyc egzamin.
Druga ciekawoska jest taka, ze samochod egzaminacyjny byl kompletnie inny od tego, jakim
jezdzilem na kursie! Nie spodziewalem sie tak wielkiej roznicy. Luzniejsza kierownica,
luzniejsze sprzeglo, ostrzejszy hamulec i ten gaz. Dosc powiedziec, ze zupelnie 'nie czulem'
pojazdu.
Eh. To trudniejsze niz mi sie wydawalo

Jeszcze raz polamentuje, ze nie spodziewalem sie ani 'gorki do tylu', ani trzesacych sie rak,
ani takiej roznicy w 'prowadzeniu' (poprowadzilem sobie po luku) samochodu.