2jacek2 napisał(a):To tak jakby na początku pierwszego semestru zakładać z góry potrzebę korepetycji.
Porównanie nietrafne. W przypadku przedmiotów szkolnych jest możliwość, że uczeń zewrze poślady i dołoży ileś godzin samodzielnej pracy.
W przypadku nauki jazdy, jak ktoś nie opanuje podstaw w określonym czasie, to musi na nie poświęcić dalsze godziny kursu zamiast nabywać kolejne umiejętności. Pewnie można zrealizować cały program nie licząc się z brakami z pierwszych godzi, ale podejrzewam, że to jest dopiero marnowanie czasu.
Jeszcze można ćwiczyć te podstawy z kimś z rodziny, kwestia z jakim skutkiem, ale dopóki nie zostaną opanowane, to raczej nic dalej nie drgnie.
------------------------
Mnie zastanawia skąd podejrzenie, że instruktorka jest zła.
To, że miała mało czasu na umawianie lekcji i że z dużym wyprzedzeniem umawia dodatki może przecież świadczyć o tym, że jest dobra i oblegana.
Rozważanie cudzego problemu wiąże się z dużą ilością teoretyzowania.
Koleżanka musi sobie odpowiedzieć na parę pytań, choćby na ile wyuczyła się tego, czego instruktorka na tym etapie od niej oczekuje i dlaczego tyle a nie więcej; czy jest coś, co jej zdaniem powinna robić instruktorka by było lepiej...
I zawsze to widać?
To chyba proste.
Uważam się ciągle za początkującego kierowcę, ale jeżdżąc po mieście widzę, która L-ka dopiero zaczyna, a która kończy naukę. Jeśli instruktor widzi, że ktoś w połowie kursu jeździ jak ci co zaczynają czy od początku z godziny na godzinę nie ma postępu albo jest minimalny... Sam sobie odpowiedz.
Można nie przewidzieć odrobiny dodatków na jakieś niedoróbki, ale tam gdzie problem jest poważniejszy to widać na pewno.