Witam serdecznie, przychodzę tutaj z taką sytuacją:
Ulica jednokierunkowa, skrzyżowanie. Podjeżdżam od przyporządkowanej ulicy dwukierunkowej do skrzyżowania. Znak stop, zatrzymuję się. Po lewej nie widzę żadnego uczestnika ruchu, po prawej stoją pojazdy na chodniku które utrudniają widoczność nadjeżdżających samochodów na ulicy jednokierunkowej. (kierunek od prawej do lewej) Podjeżdżam powoli aby po upewnieniu się że mogę wjechać na ulice dodać gazu, nagle co? Wjeżdzam na tył samochodu który własnie cofał. Wyjechał spod chodnika i w momencie kiedy ja wjezdzałem na ulice on był już poza chodnikiem - mówiąc formalnie - włączony do ruchu, lecz cały czas wykonywał manewr cofania - gdyż jak się okazało starszy pan chciał sobie wyjechać na środek skrzyżowania i wjechać na ulice podporządkowaną.
Pytanie czyja wina? Nie wezwaliśmy policji, gdyż dałem się przekonać że to moja wina, lecz teraz targają mną wątpliwości. Kto był winny? Oświadczenie zostało spisane "na kolanie", że wjechałem w tył samochodu i teoretycznie mogę powiedzieć ubezpieczycielowi że nie zgadzam się z kolizją i jestem gotowy na ewentualne postępowania. Nie wiem tylko jak daleko zajdę i czy rzeczywiście jest to moja wina, czy jednak współwina i nam obu kierowcom należał się mandat za kolizje?
Bardzo proszę o fachową opinię.
Dziękuje!!