Witam, chciałem poruszyć pewien temat. Otóż obecnie panuje taka wszechobecna opinia jak to ciężko zdać praktyczny, oblewają za głupoty itp. Ale do rzeczy. Dziś zdawałem praktyczny egzamin (pierwsze podejście), oczywiście w trakcie oczekiwania na moją kolej przez przypadek byłem świadkiem rozmowy gdzie klientka wspomniała że zdawała po raz dziesiąty (!) no ale ten dziesiąty raz okazał się szczęśliwy. Przyszła kolej na mnie. Egzaminator koło 30stki taki "nijaki" raczej taki oficjalny, bez rozluźniania atmosfery czy coś.
Już przy pokazywaniu świateł postojowych miałem małą wpadkę bo pokazałem przednie, mówiąc "tutaj i tutaj" a egzaminator do mnie " tylko ? " i od razu pokazałem tylnie, nie byłem pewny.
Łuk poszedł mi dobrze chociaż w pewnym momencie zwątpiłem czy dobrze przy cofaniu łuk pokonuje (na kursie 9/10 wychodziło mi bdb), ale udało się.
Pierwsze schody zaczynały się przy ruszaniu z ręcznego. Daje gazu, puszczam ręczny, samochód się cofa. Myślę - co jest ? Właściwie to nie była jedna próba a dwie takie szybkie, efekt był ten sam. W momencie kiedy egzaminator stojący podchodził już do mnie, kapnąłem się że nie włączyłem biegu (stres jak cholera). Ja zdygany już się domyślam że mi gościu podziękuje a on coś w stylu "samochód się cofnął więcej niż 20cm ... " i ja wtedy myśle " no to fajnie, chyba koniec" i dodał " a więc druga próba". Odetchnąłem i już widząc przyczynę pierwszej porażki wykonałem zadanie jak należy. Tuż po ruszaniu z ręcznego wyjazd z WORDu. Niestety kolejna pomyłka bo wyjeżdzając drogą jednokierunkową ustawiłem się na środku jezdni zamiast lewej krawędzi (zawsze miałem z tym kłopot). No ale uznałem to jeszcze jako mały błąd. Ogólnie podczas całego egzaminu miałem kilka takich wpadek. Oczywiście egzaminator informował mnie o nich. Np przekroczenie w jednym miejscu dopuszczalnej prędkości (zamiast 30 jechałem chwile 40) lub zmieniając pas ruchu w dość tłocznym miejscu (parking po lewej stronie i ogólnie wąsko) zmieniłem pas na lewy do skrętu po przejściu dla pieszych gdzie była już linia ciągła zamiast przed przejściem. Chwile później objechaliśmy kawałek i musiałem ponownie pojechać tą trasą, tym razem bezbłędnie. Była też sytuacja dość trudna dla mnie bo było zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury (coś jakby droga gruntowa) ale za wjazdem jakieś 3-4m stał samochód przez co zatrzymując się tuż za nim miałem praktycznie tył samochodu w miejscu gdzie już powinienem skręcać cofając. Niestety zgłupiałem bo nie widziałem w bocznym lusterku krawężnika i przejechałem ten wjazd, ale szybko się poprawiłem i wykonałem ponownie cofanie już w miare dobrze, ale chyba błąd został policzony. Później w innym miejscu kazał mi zrobić zawracanie i już bez problemów. Była jeszcze sytuacja że jechałem drogą główną i skrzyżowanie gdzie skręcałem w lewo a samochód z naprzeciwka jadąc prosto nie mógł wjechać na skrzyżowaniem gdyż musiał zostawić miejsce bo za skrzyżowaniem nie było miejsca do kontynuowania jazdy. Ten oto kierowca dawał mi znaki ze przepuszcza ( ja tego nie widziałem ale egzaminator to mi wypomniał) i błąd jako nie reagowanie na zachowanie uczestnikow ruchu czy cos takiego. To chyba były wszystkie błędy które pamiętam, po wjechaniu na teren WORDu egzaminator trzymajac w napieciu wymienial moje bledy i dodal ze byly to male bledy a dlatego ze nie popelnilem ich drugi raz to wynik egzaminu pozytywny. Oczywiscie jestem happy ale nie daje mi spokoju myśl że generalnie Ci egzaminatorzy nawet u mnie w Wordzie oblewają za byle głupoty (poza tym przede mną było z 15 osób około a zdały może z 2,3) a błędy u mnie takie jak przejechanie po ciągłej przy zmianie pasa ruchu nie wpłyneły na końcowy wynik egzaminu. Jak byście to tłumaczyli ?
Sorki za esej.