Polski rygor?

W tym miejscu zamieszczamy posty związane z egzaminami

Moderatorzy: ella, klebek

Re: Polski rygor?

Postprzez POWERPLAY » sobota 08 czerwca 2013, 17:30

Ja zacząłem robić prawko 2,5 roku temu, w wieku 23 lat. Po kursie i 30h poszedłem na egzamin. Za pierwszym razem przywaliłem w słupek bo zapomniałem że jeden z łuków zaczyna się od spadu i rusza się tam z podparcia na sprzęgle. Instruktor przypominał mi o tym, ale oczywiście zapomniałem i ruszyłem normalnie, a samochód stoczył się kilka centymetrów i puknął w słupek :)

No cóż, bywa :)

Za drugim razem tak się rozpędziłem że znowu zapomniałem, że po łuku robi się jeszcze ruszanie na wzniesieniu i jest tam znak stopu, a ja po prostu sobie tamtędy przejechałem szczęśliwy że ruszamy na miasto :)

No cóż, bywa :)

Po drugim razie jakoś mi się nie chciało i zrobiłem ponad rok przerwy.

Poszedłem w końcu na jakieś jazdy i po 15h znowu ruszyłem na egzamin.

Znowu zapomniałem (roztrzepany ze mnie typ) i nie wyłączyłem długich świateł które miałem podczas pierwszego etapu i wyjechałem z nimi w miasto. Egzaminator pytał mnie przed wyjazdem czy na pewno wszystko jest ok, a ja potwierdziłem. Później dał mi radę, że jak ktoś tak pyta, to znaczy że na pewno coś jest nie tak jak trzeba i żebym następnym razem pamiętał o tym. Pożegnaliśmy się przyjaźnie i podziękowałem za radę.

Za czwartym razem był ten jeden, jedyny raz kiedy mogłem się o coś przyczepić do egzaminatora. Nie chodzi tutaj w ogóle o same zadania egzaminacyjne, ale naprawdę, był takim burakiem że od samego początku wiedziałem, że z nim się nic nie uda. Nawet na dzień dobry nie odpowiedział. Po przejechaniu łuku, ledwo wsiadł do samochodu i ruszyliśmy na wzniesienie, zaczęło się burczenie że co tak jadę jak baba na sprzęgle, że mam dać gazu i nie zamulać. Szczerze mówiąc "wyłożyłem laskę" na to co mówi i dalej spokojnie jechałem sobie na puszczonym sprzęgle, nie dodając gazu, co jeszcze bardziej go wkurzyło :)
W końcu gdzieś tam po kilku minutach burczenia, narzekania na to jaki to mało jestem dynamiczny itd, zjechałem na pobocze i przerwałem egzamin i miałem go z głowy. Szczerze mówiąc zupełnie nie miałem nawet ochoty dalej z nim jeździć.

Moja kasa, mój problem.

Za piątym razem trafiłem na bardzo fajnego gościa. Zapytał po co mi prawo jazdy i odpowiedziałem że dziecko niebawem idzie do przedszkola i muszę mieć je czym zawozić. Egzamin trwał 1h i 15 min i koleś przerobił ze mną wszystko co się da. Czemu nie zdałem? Na własne życzenie. Mówił że gdybym słuchał co do mnie mówi i skręcił 30 min wcześniej tam gdzie kazał (udawałem że nie słyszę tego polecenia bo skrzyżowanie było trudne i wolałem jechać na inne :-) ) to już byśmy wracali do ośrodka, a tak trzeba było jechać dłuższą drogą. W końcu zrobiłem drugi raz błąd i musieliśmy przerwać egzamin. W drodze powrotnej trochę sobie pogadaliśmy i muszę przyznać że ten facet otworzył mi oczy. Powiedział że nie może sobie pozwolić na takie przymykanie oczu, szczególnie w tym wypadku, bo przecież mam później po tym egzaminie wozić dzieciaka do przedszkola. Miał rację. Wziąłem to sobie do serca i tym razem schowałem swoje olewactwo do kieszeni i wykupiłem nowy, wydłużony kurs na prawo jazdy. Dopiero jak wyjeżdżę 40h w ogóle się na niego wybiorę, a jak będzie trzeba to i 50h wyjeżdżę. Nie chodzi mi o to że boję się że nie zdam, bo naprawdę, strach przed egzaminatorem czy poprawkami, to ostatnie o czym myślę i nie wiem czemu tylu ludzi się w ogóle tym przejmuje. Chodzi o to że chcę mieć później czyste sumienie że dobrze przygotowałem się nie do egzaminu ale do wożenia własnego dziecka. Egzamin to dla mnie kwestia drugorzędna, a nawet i trzeciorzędna.

Teraz na egzamin czeka się faktycznie, tydzień. Mogę sobie zdawać do woli, nawet 4 razy w tygodniu. Faktycznie, kiedyś, gdy trwało to miesiąc, to było bardzo irytujące to oczekiwanie. Obecnie problem ten odpada.

Ogólnie potraktowałem sprawę honorowo. Już dawno bym mógł mieć to prawo jazdy, bo znajomy zna egzaminatora w mieście niedaleko i powiedział że nawet za darmo mi ustawi egzamin, ale podziękowałem. Później bym sobie nie darował w razie jakiegoś wypadku że zrobiłem komuś krzywdę na "lewym" prawku, a jeszcze gdybym zrobił krzywdę własnemu dziecku to już nic tylko sznur i do lasu.
Owszem, nie wierzę że ten egzamin i jego zdanie sprawi że będę dobrym kierowcą ale cóż, tak samo po egzaminach na medycynę nie mamy dobrych lekarzy. Praktyka, praktyka, praktyka.

Na luzie sobie ćwiczę. Zostało mi jeszcze 30h do wyjeżdżenia, myślę że w sierpniu podejdę do egzaminu i go zdam, a jak nie zdam, to trudno. Zdam tydzień później.

Histeria nic tutaj nie da.

Na ostatnim egzaminie, ten egzaminator który przerabiał ze mną co się da przez ponad godzinę powiedział że ogólnie dobrze sobie radzę i jak jeszcze trochę popracuję nad szczegółami to zdam, bo nie zrobiłem ani razu jakiegoś groźnego błędu i że nie bał się jadąc ze mną. Mam nadzieję że w sierpniu wpadnę tutaj i pochwalę się że prawdę mówił :D
POWERPLAY
 
Posty: 16
Dołączył(a): sobota 08 czerwca 2013, 16:49

Re: Polski rygor?

Postprzez ribozom » sobota 08 czerwca 2013, 17:52

rusel napisał(a):kolezank ellka 4-6 osob dziennie trafia do szpitala z roznymi obrazeniami gdyby nie interwencja, ludzie blagaja prosza o jeszcze jedna szanse a ja tlumacze ze wlasnie jada do szpitala a samochod nie nadaje sie do jazdy, nie dziw sie ze jest sprzeciw wobec takich stanowczych twierdzen typu oszukany kursant, robienie kasy itd itd na takie argumenty nie bede przytakiwac


Chyba troszkę koloryzujesz to 4-6 to chyba w porywach i w całej Polsce, a nie w jednym WORD. Tak się składa, że mam widok na plac manewrowy WORD Radom i przez 10 lat od kiedy tu mieszkam karetkę w WORD widziałem może z cztery-pięć razy.Ostatnio interweniowała z powodu zasłabnięcia kursantki.

I z takich wypadków jak ty wymieniasz to tylko raz gość przywalił Micrą w słupek bramy wyjazdowej, wykonując w dziwny sposób zdanie nr 2. :)
Kategoria B
28.12.2012- egzamin teoretyczny (18/18)- ZDANY
04.03.2013- egzamin praktyczny-Zdany(4 podejscie)
ribozom
 
Posty: 14
Dołączył(a): poniedziałek 14 maja 2012, 17:15

Re: Polski rygor?

Postprzez POWERPLAY » sobota 08 czerwca 2013, 18:10

Rusel pisał czysto teoretycznie, że gdyby nie jego interwencja to pewnie z 4-6 razy dziennie by musiał wzywać karetkę, bo musi zapewne dawać po hamulcu żeby ktoś nie wjechał w inne auto/pieszego.

Jak dla mnie to mało ambitni są niektórzy. Coś na zasadzie: "ojej nie zdałem, koniec świata".
Moja promotorka przez całe studia mówiła mi prosto w oczy że prędzej umrze niż ja zostanę magistrem. Od pierwszego roku, każde kolokwium, każdy egzamin, każda sesja, to poprawki, warunki, komisje. Na 3 tygodnie przed obroną kazała mi praktycznie od nowa pisać połowę pracy i co?

Obroniłem się, a promotorka gratulując mi na zakończeniu powiedziała że za wytrwałość i dążenie do celu należy mi się 5, bo w końcu jej samej pomysłów zabrakło jak się mnie pozbyć i doceniła mój wysiłek ;)

Tak samo należy podejść do prawa jazdy. Nie będzie mi nikt mówił że nie zostanę kierowcą, bo nim zostanę i tyle ;)

Jacyś tacy ludzie strasznie delikatni w dzisiejszych czasach. Coś im nie wyjdzie kilka razy i już by się wieszać chcieli. To właśnie takiego typu osoby odpadały u mnie na studiach. Nie zaliczali egzaminu i kiedy ja biegałem po zezwolenia na komisyjny i gdy wyrzucali mnie drzwiami, wracałem oknem, oni siedzieli zamknięci w akademiku i powoli pakowali swoje rzeczy. Nie tędy droga. Tak to w życiu się nic nie osiągnie.

I nie piszę tego jako "mądrala" co ma już prawko, bo go nie mam i mam za sobą sporo oblanych egzaminów. Ja po prostu wiem, że w końcu zdam i że będę z podniesioną głową mijać swój ośrodek egzaminacyjny w duchu śmiejąc się do wspomnień związanych ze zdaniem egzaminu, tak jak teraz śmieję się gdy w pocie czoła zarywałem po 5 nocy pod rząd żeby wyrobić się ze zdaniem pracy na kilka dni przed obroną. Wtedy też było bardzo ciężko, bo jeszcze obok płakało mi dziecko ale jakoś się udało i obecnie wspominam to z łezką w oku ;)
POWERPLAY
 
Posty: 16
Dołączył(a): sobota 08 czerwca 2013, 16:49

Re: Polski rygor?

Postprzez eLLLka » sobota 08 czerwca 2013, 18:18

powerplay Twoje doświadczenia dowodzą, że umiejętność jest ostatnią rzeczą na egzaminie, najważniejsza rzecz to nastawienie egzaminatora, a oni mi tu oczy mydlą dyrdymałami o umiejętnościach, a gdy mówię, że czegoś się tam musiałam nauczyć żeby zdać, to zaraz tu czytam, że się wymądrzam bo co też mogę wiedzieć po kursie. I tak sobie zaprzeczają, ale to my płacimy.
Ja też mam małe dziecko, które muszę wozić do przedszkola, moje odległości do pokonania to 60 km dziennie, dla jednych mało dla innych dużo, dla nowicjusza jak ja to na pewno dużo.
Po kursie ekspertem nie jestem i nauka nadal przede mną, ale to że jestem po kursie nie oznacza, że jestem ostatnią kretynką, jednakże wypowiedzi szanownych panów egzaminatorów dowodzą, że nasze umiejętności i tak nic nie znaczą, bo przecież jesteśmy zieloni po kursie i raptem wiemy jak auto wygląda ale świadomości jego kształtu auta na pewno jest nam obca. Zatem jeśli zdajemy to na pewno nie za to co wiemy a nie daj Boże że myślimy, tylko dlatego że nam się udaje. Tak, udaje. Bo egzamin to loteria. Zależy od tego jaki nastrój ma egzaminator, jaka jest pogoda, ilu pieszych i rowerzystów na drodze i jakie jest natężenie ruchu. Egzaminatorzy w wypowiedziach tutaj wykazali, że szybko tracą cierpliwość, więc im dalej po południu tym gorzej zdać i owszem, dwa moje pierwsze egzaminy były po południu, na trzeci zapisałam się z samego rana. Na pewno umiałam więcej, bo przejechać 30 a 60 godzin to różnica, chociaż oczywiście w niczym to nie zadowoli panów egzaminatorów, bo przecież wiem tyle co zjem, ale jednak pozwoliło mi to na tyle czuć się pewnie, że skręcę w każde kolizyjne skrzyżowanie jakie wskaże mi egzaminator, a okazało się, że miałam ulice czyste jak łza i egzamin poszedł mi jak z płatka. Można powiedzieć szczęście i na pewno coś w tym jest, bo jakbym trafiła na gbura czepliwego to na pewno miałby się do czego przyczepić i mnie oblać, ale miałam szczęście i trafiłam na przemiłego człowieka, zatem wśród egzaminatorów zdarzają się ludzie, ale po tym co piszą tu na forum to tylko przychodzi się załamać przyszłym zdającym, bo człowiek podchodzi do egzaminu i nie ma żadnej gwarancji prócz ułudy jak w grze w totka, to może budzić słuszne oburzenie, a wy sobie tego powiedzieć nie dajecie; natomiast ci co zdali to mogą się cieszyć, że ten koszmar mają już za sobą.

ps.
dopiero teraz przeczytałam Twoją wypowiedź, Twoja postawa jest zaskakująca, gratuluję opanowania, jednakże czasami są okoliczności, że się nie da, tymi okolicznościami jest forsa, której nie ma na wieczne finansowanie word a druga to potrzeba prawa jazdy, gdy przed nami pokonywanie ogromnych odległości. Ciśnienie na zdanie też nie ułatwia sprawy. Najeździłam się z małym dzieckiem w wózku pociągami, tym wózkiem pokonywałam kilka kilometrów na stację, na dworcach schody i zero chętnych do pomocy przy dźwiganiu wózka, obecnie mam kręgosłup w proszku, moje dalsze życie bez prawa jazdy jest po prostu niemożliwe, taka ciuciubabka z egzaminami doprowadzała mnie do rozpaczy, bo kolejna choroba dziecka skazywała mnie na kolejną gehennę przeprawiania się te kilometry z wózkiem, a wiedziałam, że żeby zdać, to ta umiejętność, która przecież jest żadna, nie jest moim argumentem żeby zdać i oto się tutaj piekle na tym forum. By zdać pomogłam sobie wykupując jeszcze raz tyle godzin i jeżdżąc z instruktorem co dziennie, do tego w każdy wolny dzień trenując na własnym podwórku, ale wiedziałam, że jak się egzaminator uprze to i tak mnie uwali.
eLLLka
 
Posty: 193
Dołączył(a): poniedziałek 29 kwietnia 2013, 11:52

Re: Polski rygor?

Postprzez ribozom » sobota 08 czerwca 2013, 18:40

Teraz wejdzie głęboki niż demograficzny do OSK/WORD i dopiero panowie egzaminatorzy będą mieli nakazy by zdających nie pozbywać się w miarę możliwości za szybko. No bo to przecież dla bezpieczeństwa...i nie piszę tu o wypadkach przejazdu na czerwonym czy nieustępowaniu pierwszeństwa. I nikt nie przekona mnie, że egzaminator i jego postawa nie ma znaczącego wpływu na wynik egzaminu.
Kategoria B
28.12.2012- egzamin teoretyczny (18/18)- ZDANY
04.03.2013- egzamin praktyczny-Zdany(4 podejscie)
ribozom
 
Posty: 14
Dołączył(a): poniedziałek 14 maja 2012, 17:15

Re: Polski rygor?

Postprzez ks-rider » sobota 08 czerwca 2013, 18:49

szerszon napisał(a):A obecni kierowcy nie potrafią rozróżnić jakie paliwo trzeba zatankować.....


Kurde, wykrakales ! Dzisiaj Kursant by mi do motocykla diesel'a nalal :mrgreen: No bo nie wie jakie paliwi :wow: :help:

:wink:
ks-rider
 
Posty: 3820
Dołączył(a): sobota 19 grudnia 2009, 21:47

Re: Polski rygor?

Postprzez POWERPLAY » sobota 08 czerwca 2013, 18:52

Elu, ja również mam dziecko i wiem jak to jest tarabanić się z nim autobusami, kolejkami czy prosić w wieku 26 lat rodziców żeby Cie zawieźli do hipermarketu na zakupy. Na szczęście moi rodzice są zakochani w mojej córce i nigdy nie odmawiają bo mają okazję spędzić z nią czas a ja z żoną mogę sobie spokojnie robić zakupy.

Z dojazdami do pracy też nie jest lekko. Rano autobus, później kolejka i tak pięć dni w tygodniu. Trudno. Też mam tak zwane "ciśnienie" żeby mieć prawo jazdy ale nie dajmy się zwariować. Tyle lat wytrzymałem bez niego że jeszcze kilka miesięcy mnie nie zbawi.

Zresztą nie rozumiem, co tak narzekasz, przecież masz prawko i zdałaś szybciej niż ja :D.
Zamiast się cieszyć i korzystać to rozgrzebujesz stare "rany" :)
POWERPLAY
 
Posty: 16
Dołączył(a): sobota 08 czerwca 2013, 16:49

Re: Polski rygor?

Postprzez eLLLka » sobota 08 czerwca 2013, 19:03

Kobiety tak mają. Oczywiście, że się cieszę, ale mnie to tyle kosztowało, że odreagowuję, bo można inaczej, ale nie w tym kraju niestety.
Tobie życzę powodzenia, tak jak wcześniej wspomniałam, dowodzisz, że zdanie egzaminu a umiejętności jeżdżenia to nie idzie w parze, i dlatego się tak denerwuję. Mam nadzieję, że następnym razem trafisz na życzliwego egzaminatora i będziesz mógł się pożegnać z gehenną komunikacji miejskiej. Zapisz się na jak najwcześniejsze godziny. Mój egzamin ten zdany był o 7:50.
eLLLka
 
Posty: 193
Dołączył(a): poniedziałek 29 kwietnia 2013, 11:52

Re: Polski rygor?

Postprzez POWERPLAY » sobota 08 czerwca 2013, 19:06

Zapisuję się na godziny wieczorne, po pracy. Nie obchodzi mnie godzina i sytuacja na drodze. Im będzie trudniejsza tym lepiej. Tak samo z moim instruktorem ustaliliśmy że jeździć po trasach egzaminacyjnych będziemy na sam koniec, przed egzaminem i teraz 30h będziemy ćwiczyć jeżdżąc po całym Gdańsku i Sopocie (zdaję w Gdyni) żeby nauczyć się JEŹDZIĆ, a nie jeździć po wyznaczonej trasie.

Dla mnie to sprawa ambicji i nie odpuszczę. Może być nawet szczyt i mogę wtedy zdawać. Smak zwycięstwa będzie jeszcze lepszy. Po tym wszystkim otworzę sobie zimne piwko i poczekam na odbiór prawka. Wtedy pojeżdżę jeszcze kilkadziesiąt godzin sam i dopiero później zacznę śmigać z córką.

Też nie mam lekko, łącznie będę miał chyba 80 wyjeżdżonych godzin ale jak będzie trzeba to i 100 wyjeżdżę.

Nie będzie mi PORD pluć w twarz :D

Ciesz się, a nie się przejmujesz jak było kiedyś. Masz to za sobą. Teraz szanuj to co zdobyłaś żeby nie musieć powtarzać egzaminu i będzie dobrze :)
POWERPLAY
 
Posty: 16
Dołączył(a): sobota 08 czerwca 2013, 16:49

Re: Polski rygor?

Postprzez ks-rider » sobota 08 czerwca 2013, 19:15

rusel napisał(a):
jezeli ciagniesz osobe ktora dowiaduje sie ze tu jest dzwignia zmiany biegow, tu jest kierowcnica i wycieraczki w miasto to ja naprawde nie widze w tym zadnego sesnu, bez obrazy ale nie ma to nic wspolnego z nauką,

Do mnie przychodzi osoba o ktorej nic nie wiem, z automatu jestem za nią odpowiedzialny a nie jestem w stanie usiasc obok z nogą na hamulcu, wiec z duszą na ramieniu patrze jak robi luk 1m od sciany osrodka z gazem wbitym w podloge na 6 tys obrotow i nogą na sprzęgle ktora zaraz moze uciec i delikwent wyladuje mi na betonowych podporach wiec nie mow mi o ryzyku...


Rusel,

Szkole od 2007. Do auta wsiada kursant. 20 min omawiam z nim pozycje siedzenia i kierownicy, pedaly, biegi lusterka i ich ustawienie.

Jak dotad mialem jednego kursanta ( z Palestyny ) ktory na zo co robia Rosjanki w 90 min . Potrzebowal 270.

Wystarczy, ze ruszy, i wiem, czy mam mu pomoc czy tez nie. W naprawde trudnych przypadkach przejmuje biegi, gaz , sprzeglo, hamulec, kursant kreci jedynie kierownica. I teraz przychodzisz Ty i mowisz, ze to niema nic wspolnego z nauka.

To moze mi wytlumaczysz jak sprawa nauki przedstawia sie np w Niemczech gdzie zadna szkola nauki jazdy nie dysponuje placen i zaczynaja od normalnych ulic ?

Co do Ciebie, to powiem Ci szczerze, ze stojac przy WORD'zie widzialem jak niektorzy egzaminowani podchodzili do auta, i juz bym ich oblal, za samo podejscie, notabene otworzenia drzwi, notabene zajecie miejsca za kierownica. W pewnych przypadkach nie zazdroszcze Wam egzaminatorom, bo przypadki sa czasami naprawde patologiczne i widac na dzien dobry, czy cos z tego bedzie czy nie.

:wink:
ks-rider
 
Posty: 3820
Dołączył(a): sobota 19 grudnia 2009, 21:47

Re: Polski rygor?

Postprzez eLLLka » sobota 08 czerwca 2013, 19:20

powerplay dobrze planujesz. Podobnie się uczyłam. Miałam jazdy w godzinach szczytu, bo inaczej nie mogłam tego z pracą poukładać. Często to było tkwienie w korku, ale też jest to pouczające. Mój instruktor tras egzaminacyjnych unikał jak ognia i mnie w najtrudniejsze krzyżówki kierował, same kolizyjne zakręty w lewo, w prawo mogłam skręcić czasem w nagrodę. Na trasie egzaminacyjnej byłam może kilka razy na 60 godzin jazd. Jeździłam po osiedlach, wąskich uliczkach, dwukierunkowych żeby było śmieszniej i same skrzyżowania równorzędne, za każdym razem gdzie indziej, żeby nie uczyć się na pamięć. To mi dało pewien pogląd o prawidłowej jeździe i na pewno pomogło w zdaniu egzaminu, bo nie bałam się poleceń egzaminatora i nastawiłam się, że mnie żaden zakręt w lewo, pieszy czy rowerzysta nie pozbawi prawa do poruszania się po drodze.
Oprócz jazd z instruktorem oczywiście jeździłam trochę po okolicy ale głównie po własnym trawniku trenując manewry do oporu by nie bać się niczego. Ale jednak powtórzę, co tu powtarzam, że gdybym trafiła na egzaminatora o negatywnym nastawieniu to na nic moje wysiłki.
Trzymam za Ciebie kciuki.
eLLLka
 
Posty: 193
Dołączył(a): poniedziałek 29 kwietnia 2013, 11:52

Re: Polski rygor?

Postprzez matri » sobota 08 czerwca 2013, 19:47

eLLLka napisał(a):powerplay dobrze planujesz. Podobnie się uczyłam. Miałam jazdy w godzinach szczytu, bo inaczej nie mogłam tego z pracą poukładać. Często to było tkwienie w korku, ale też jest to pouczające. Mój instruktor tras egzaminacyjnych unikał jak ognia i mnie w najtrudniejsze krzyżówki kierował, same kolizyjne zakręty w lewo, w prawo mogłam skręcić czasem w nagrodę. Na trasie egzaminacyjnej byłam może kilka razy na 60 godzin jazd. Jeździłam po osiedlach, wąskich uliczkach, dwukierunkowych żeby było śmieszniej i same skrzyżowania równorzędne, za każdym razem gdzie indziej, żeby nie uczyć się na pamięć. To mi dało pewien pogląd o prawidłowej jeździe i na pewno pomogło w zdaniu egzaminu, bo nie bałam się poleceń egzaminatora i nastawiłam się, że mnie żaden zakręt w lewo, pieszy czy rowerzysta nie pozbawi prawa do poruszania się po drodze.
Oprócz jazd z instruktorem oczywiście jeździłam trochę po okolicy ale głównie po własnym trawniku trenując manewry do oporu by nie bać się niczego. Ale jednak powtórzę, co tu powtarzam, że gdybym trafiła na egzaminatora o negatywnym nastawieniu to na nic moje wysiłki.
Trzymam za Ciebie kciuki.


Hm, a nie było też tak, że potrzebowałaś zwyczajnie więcej godzin bo wolniej / ciężej uczysz się jeździć, a nie dlatego, że "nie da się zdać"? Znam osoby, które lubiły się chwalić, jak to oni dobrze na kursie nie jeżdżą, a gdy sobie z nimi ustaliłem jazdy to wyglądało to wszystko marnie. :P Generalnie uważam, że zamiast 30h powinno być co najmniej 40h kursu praktycznego. Niemniej jednak są osoby, które po 30h zdają "od strzała".

Nie mieszkam w mieście, w którym jest WORD, dlatego musiałem dojeżdżać "L" i w trasie spędzałem na każdej jeździe 40 minut, czasami dłużej o kilka minut, jeśli trzeba było drugiego kursanta zabrać / odwieźć po drodze. Nie żałuję, że tak było, bo miałem okazję pojeździć w różnych okolicznościach przy większych prędkościach, czasami też innych, mniejszych miastach.
matri
 
Posty: 27
Dołączył(a): poniedziałek 20 maja 2013, 23:36

Re: Polski rygor?

Postprzez eLLLka » sobota 08 czerwca 2013, 20:05

Matri na pewno tak jest, że potrzebowałam więcej godzin, ale to nie wystarczy żeby zdać egzamin, bo to jest zawsze za mało, bo nie wiemy co się wydarzy na drodze i nie wiemy też czy egzaminator jest nie w sosie, bo z naszym małym doświadczeniem można nas uwalić na wszystkim, o czym mowa jest w tym wątku między innymi. Stąd nerwy, stres i to całe narzekanie.
eLLLka
 
Posty: 193
Dołączył(a): poniedziałek 29 kwietnia 2013, 11:52

Re: Polski rygor?

Postprzez albin » sobota 08 czerwca 2013, 20:06

eLLLka napisał(a):powerplayMój instruktor tras egzaminacyjnych unikał jak ognia i mnie w najtrudniejsze krzyżówki kierował, same kolizyjne zakręty w lewo, w prawo mogłam skręcić czasem w nagrodę. Na trasie egzaminacyjnej byłam może kilka razy na 60 godzin jazd


No i wychodzi twoja znajomość przepisów o egzaminowaniu, jaka trasa egzaminacyjna??? czyżbyś prawo jazdy robiła na kat B1 (bez możliwości siedzenia egzaminatora w pojeździe) lub T (traktor)?

Na kat B nie ma czegoś takiego jakie trasy egzaminacyjne, każdy egzaminator jedzie sobie gdzie chce i na ile chce, ma zrealizować zadania egzaminacyjne, a gdzie on je zrealizuje to już jego sprawa. No chyba że zna trasy którymi jeżdżą wszyscy egzaminatorzy....to przepraszam.
Ostatnio zmieniony sobota 08 czerwca 2013, 20:16 przez albin, łącznie zmieniany 1 raz
A, B, C, D, E -
albin
 
Posty: 387
Dołączył(a): niedziela 29 października 2006, 21:42

Re: Polski rygor?

Postprzez matri » sobota 08 czerwca 2013, 20:08

albin napisał(a):
eLLLka napisał(a):powerplayMój instruktor tras egzaminacyjnych unikał jak ognia i mnie w najtrudniejsze krzyżówki kierował, same kolizyjne zakręty w lewo, w prawo mogłam skręcić czasem w nagrodę. Na trasie egzaminacyjnej byłam może kilka razy na 60 godzin jazd


No i wychodzi twoja znajomość przepisów o egzaminowaniu, jaka trasa egzaminacyjna??? czyżbyś prawo jazdy robiła na kat B1 (bez możliwości siedzenia egzaminatora w pojeździe) lub T (traktor)?

Na kat B nie ma czegoś takiego jak trasa egzaminacyjna, każdy egzaminator jedzie sobie gdzie chce i na ile chce, ma zrealizować zadania egzaminacyjne, a gdzie on je zrealizuje to już jego sprawa.


Oczywiście, ale nie oszukujmy się - szkoły jazdy pocztą pantoflową od kursantów po egzaminach wiedzą gdzie i kto lubi jeździć.
matri
 
Posty: 27
Dołączył(a): poniedziałek 20 maja 2013, 23:36

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Egzamin na prawo jazdy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 35 gości