przez abojawiem » sobota 28 lipca 2012, 19:46
Po 35 h jazd poruszam się po skrzyżowaniach jak czubek, ponieważ nie rozumiem ich układu. Facet każe mi skręcić w lewo, ale przepraszam bardzo w które lewo, jak tam jest tego od cholery,a tu zjazd na takie miasto, a tu coś tam, a tam smoś tam. Jaki sens ma nauka teorii, w której skrzyżowania mają układ skrzyżowanych ze sobą prostopadle zapałek, skoro w praktyce jest to jakaś bonanza z kilkunastoma odnogami. Czy ktoś może mi coś doradzić, bo kończę się psychicznie i nie mam problemu z niczym, poza tym badziewiem.