Taki już jestem, (być może z racji wykształcenia czy zainteresowań) że nie pasuje mi podejście w stylu "samochód to tak jak komputer czy mikrofalówka, powciskam parę guzików i jakoś to będzie". Oczywiście, jazda autem to żadna filozofia, nie trzeba znać zasady działania silnika spalinowego żeby go używać. Tylko przeważnie tak już jest, że jak coś nas nie interesuje, to robimy to na odczepnego i po łebkach. A w wypadku poruszania się autem (gdzie łatwo zrobić komuś lub sobie krzywdę), warto postawić poprzeczkę nieco wyżej niż przy obsłudze pralki czy kuchenki i znać podstawowe zasady działania i przeznaczenie poszczególnych elementów. Jeśli nie będzie to nas interesować, to się do tego nie będziemy przykładać. Jak tokarz nie będzie wiedział co robi ta czy inna wajcha przy jego maszynie, to szybko zostanie bez rąk.
Przypomina mi się materiał tv z tej sytuacji, gdzie w Częstochowie babka wyjechała z Wordu razem z płotem. Potem podeszli do jakiejś zdającej, która chwaliła się, że przywiązuje sobie do nogi kokardkę żeby wiedzieć którą nogą się przyspiesza, a która jest do ruszania i zmiany biegu.

Zawsze mnie fascynowało jak w ogóle można pomylić pedały, ale jednak jak widać, można. Zwłaszcza jak się nie wie co powoduje wciśnięcie któregoś z nich, a zna się tylko wyuczony algorytm postępowania.
Dlatego jestem przeciwnikiem podejścia, jakie opisałem. Oczywiście to, co podaję to skrajność, niemniej jednak uważam, że lepiej skupiać się na rzeczach, które nas interesują i które będziemy chcieli zgłębiać, bo tylko wtedy będziemy w nich dobrzy. A przecież wszystkim chodzi o to, by kierowcy byli jak najlepiej i najwszechstronniej przygotowani.
Oczywiście, koleżance życzę powodzenia i mam nadzieję, że polubi jazdę autem, jak zacznie jeździć. Instruktor nie jest nikim strasznym, jest po to żeby pomóc i nauczyć od podstaw.

Pod warunkiem, że ktoś chce się nauczyć, a nie tylko jakimś cudem dostać plastik, ucząc się tylko tego, co łatwe i przyjemne. PJ to nie dowód osobisty, nie każdy musi (i nie każdy powinien) je mieć.