Z coraz większym zdumieniem czytam kolejne wpisy, których autorzy próbują doszukiwać się winy kierującego samochodem, nie zauważając jednocześnie ewidentnej winy pieszych.
Jeszcze raz powtórzę fakty, które są bezsporne, bo wynikają z filmu:
polex napisał(a):Faktu wchodzenia, istotnie, nie widać, ale widać sygnalizatory i biegnący czas.
0 sek - start (zielone dla pojazdów, czerwone dla pieszych)
7 sek - zielone zaczyna pulsować
10 sek - dla pojazdów zapala się żółte, dla pieszych nadal czerwone
13 sek - dla pojazdów zapala się czerwone
14 sek - dla pieszych zapala się zielone.
Nie jest nam znana długość faz, ale skoro dla pojazdów zielone zaczęło pulsować po 7 sek filmu to można przyjąć, że paliło się minimum 5 sekund (mało prawdopodobne), a nawet 15-30 sek (bardzo prawdopodobne) lub ok. 50 sek (też możliwe).
Przez ten cały czas dla pieszych paliło się czerwone. Nie trzeba więc widzieć wcześniejszych momentów, by móc stwierdzić, że piesi nie mieli prawa w tym czasie wejść na jezdnię.
Głosy o umożliwieniu opuszczenia przejścia pieszym, a tym bardziej o posiadaniu przez nich pierwszeństwa

, są absurdalne!
To właśnie piesi wymusili pierwszeństwo (o ile w sytuacji sygnalizacji świetlnej można mówić o pierwszeństwie). Swoim zachowaniem (wahanie się, zatrzymanie) sprowokowali pierwszego kierującego do irracjonalnego zachowania jakim było zatrzymanie się.
Przytaczany tu przepis
§ 95.2. Sygnał zielony nie zezwala na wjazd za sygnalizator, jeżeli:
1) ruch pojazdu utrudniłby opuszczenie jezdni pieszym...
dotyczy sytuacji, gdy piesi weszli na przejście w czasie zielonego światła, a więc
do omawianej sytuacji nie ma zastosowania. Oni dokładnie zdawali sobie sprawę, że wchodzą na przejście na czerwonym i stąd ich niepewne zachowanie w pierwszych sekundach, a także podbieganie na środku jezdni.
Zwróćcie również uwagę, że jasny samochód rusza ponownie, gdy nie nadjechał jeszcze ten, który potrącił pieszego, a chwilę później zrobił to samochód czerwony. Jaki wniosek mógł z tego wysnuć ten który potrącił? Jest
zielone od dawna, oni jadą więc i ja jadę.
Ja rozumiem, że jest ludzkim odruchem współczuć poszkodowanym, ale nie przesadzajmy z tym współczuciem, bo w ten sposób wypacza się sens istniejącego porządku prawnego.
I jeszcze taka dygresja: gdybym miał się doszukiwać szansy dla pieszych to wskazywałbym kierującego czerwonym samochodem. Być może miał on szansę zapobiec zdarzeniu, gdyby we wstecznym zauważył jadącego lewym pasem i wolno wjechał na przejście (ew. zatrzymać się), blokując im drogę. On bowiem miał szansę widzieć pieszych (czy widział? - tego nie wiemy). Ale do takiego zachowania potrzebne jest spore doświadczenie i nie robię z tego zarzutu.