Mogę Was ostrzec przed OSK Klakson przy Łabiszyńskiej (stadion OSiR Polonez).
Zależało mi na szybkim zrobieniu kursu, toteż zapisałem się tam, bo jednego dnia idziesz,
a następnego (przy odrobinie szczęścia tego samego dnia) już masz zajęcia z teorii.
Nie powiem, teoria prowadzona była dosyć dobrze, wykładający zawsze przychodził na czas,
pytał czy wszystko rozumiemy. Nie było dla niego problemem żeby te zajęcia z teorii trwały
parę minut dłużej niż powinny (jeden wykład - 2 godziny zegarowe). Niestety, w koszt kursu
(1100 zł + 90 zł lekarz) nie były wliczone materiały dydaktyczne. Kto chciał "teczkę kursanta"
(książka + płyta z testami), musiał zapłacić 40 złotych. Nie został też przeprowadzony egzamin
wewnętrzny z teorii, dlatego nie było szansy na zapoznanie się z obsługą klawiatury egzaminacyjnej.
No, ale nie ma z tego powodu aż takiej tragedii, testy są dostępne w internecie, to samo książki
dotyczące tematyki szkolenia kierowców, a na egzaminie teoretycznym będzie specjalny test próbny,
aby zapoznać się z klawiaturą egzaminacyjną. Dlatego moja ocena w skali od 1 do 6 pod względem zajęć
teoretycznych w tym ośrodku wynosi 4.
Dużo większy problem jest z instruktorem od jazd. Jest on tam tylko jeden, więc na pewno zapisując się tam, trafi się na niego.
Już na pierwszą jazdę spóźnił się około 10 minut. Łuk uczyłem się robić na połamanych tyczkach, niektórych nie było wcale, inne z kolei
były powykrzywiane. Na placu manewrowym nie ma górki (btw z obowiązkowych 30 godzin "robiłem" ją tylko raz). Za naukę górki służy... podjazd
do wyładunku towaru nalężący do Lidl-a. Tyle, że po takiej nauce nie ma się pewności, czy pojazd nie cofnie się o więcej niż 20 cm, które jest
dozwolone na egzaminie. Poza tym instruktor, Pan Darek, chyba ignoruje znaki drogowe, bo jest tam wyraźny zakaz wjazdu dla nauki jazdy.
Co do samochodu od nauki, ciągle były jakieś drobne problemy. A to któreś ze świateł nie działało, a to blokada od zwalniania maski odpadała,
a gdy naciskało się pedał sprzęgła, odgłos był jakby się stłukło szklankę.
Wracając jednak do osoby samego instruktora - porażka. Na żadne jazdy nie przyszedł o czasie, przeciętnie spóźniał się 10-15 minut, dawał kluczyki do
auta żeby wszystko poustawiać, a na kolejne 10-15 minut biegł do ośrodka, niby po dokumenty, a w rzeczywistości to rozmawiał tam ze stróżem i wracał
z kawą. Efekt był taki, że wyjeżdżaliśmy zwykle 20-30 minut po czasie (na jazdy umawiało się na 2 godziny zegarowe). Z kolei koniec jazd był zawsze o
czasie, a nawet przed, średnio 10 minut przed końcem. W czasie jazd przerywa je 3-4 razy na 10,20, czasem i 30 minut. Wychodzi wtedy do sklepu,
zapłacić swoje rachunki, do apteki, zrobić zakupy, zapalić, a nawet do swojego mieszkania. Częste było tankowanie samochodu w czasie jazd i jego mycie
w osiedlowej myjni. Kiedyś nawet pojechaliśmy aż na Bielany, aby odebrać ze szpitala wyniki badań kogoś z jego rodziny, bo nie mógł tego załatwić kiedy
indziej. Nie było go chyba ze 45 minut. W czasie jazd ciągle głośno gra radio, a on rozmawia przez telefon i pisze SMS-y. Oczywiście podwoziliśmy także
innych kursantów, którzy po większości byli jego dobrymi znajomymi, niekoniecznie trasami egzaminacyjnymi. Strasznie wtedy pogania, żeby się popisać,
zwraca uwagę na błędy których nie ma, podczas gdy normalnie na błędy uwagi nie zwracał, rzucił tylko od czasu do czasu "Za blisko prawej strony",
"Krawężnik !". Potrafi być wyjątkowo niemiły, gdy ma gorszy dzień. Rzuca się wtedy na kierownicę, blokuje pedały sprzęgła i hamulca, aż silnik gaśnie,
niejednokrotnie powoduje przez to niebezpieczne sytuacje, a winę zwala na kursanta. Kiedyś kazał mi skręcić w zakaz skrętu, gdy nie chciałem, to
powiedział że nie będzie mi 10 razy powtarzać. Gdy na jego życzenie to zrobiłem, rzucił się na kierownicę i zaczął bluzgać.
Przecież ten gość ma jakieś zaburzenia psychiczne, jak taka osoba może kogokolwiek uczyć. Niech zacznie się leczyć psychiatrycznie.
Na placu manewrowym albo go nie ma, a jak już jest, to nie patrzy jak się robi łuk. W jednej z rozmów telefonicznych na placu, myśląc że nie słyszę,
nazwał mnie "fujarą". Nie pozwolę żeby taki prymityw mnie poniżał. Ogólnie na jazdach panuje atmosfera w stylu "Mądry Instruktor - głupi kursant".
Łuk nauczył mnie robić taką metodą, że "wychodził" tylko na placu obok OSK, gdzie nie było wszystkich tyczek. Nie zrobił parkowania skośnego, a o
hamowaniu awaryjnym wogóle nie wspomniał, że takie coś jest. Jak jakiś manewr nie wychodzi, to on na to nic nie poradzi, "robi się" następny.
Na ostatniej jeździe dalej korzystał ze swoich pedałów. Pił również kawę i jadł sałatkę. Często mawia: "Nawet dobrze, ale nie zaliczone".
Teraz najważniejsze: Chyba wielu kursantów się na nim poznało, bo umówić się można z nim w zasadzie na każdy dzień i na każdą godzinę, mimo że jest
jedynym instruktorem w tym OSK. A to o czymś świadczy, niekoniecznie pozytywnie. Parę razy przekładał jazdy, wskutek czego 2 godzin nie wyjeździłem,
choć on uważa, że były jeżdżone. Egzaminu wewnętrznego oczywiście też nie przeprowadził. Jazdy dodatkowe odbywają się w tajemnicy przed kierownikiem
OSK, najprawdopodobniej na czarno, bo nie wystawia za to żadnego rachunku. Słyszałem też jak zgodził się na wystawienie zaświadczenia o szkoleniu
dodatkowym osobie, która nie wyjeździła 5 godzin, które należy wykupić po 3 niezdanych egzaminach. Z pewnych źródeł wiem, iż w tym OSK pracuje
stosunkowo krótko, poprzednio pracował w kilku innych, miał też własną szkołę, ale nigdzie długo nie zagrzał miejsca. Nie dać się nabrać na jakieś
tam dyplomy od WORDu, które ma, bo dostaje je każdy instruktor po określonym czasie pracy. Uważać też trzeba na czynności kontrolne przy samochodzie,
bo samochód egzaminacyjny ma inny rozstaw świateł oraz gdzie indziej otwarcie maski, i na nic będzie tłumaczenie, że "jak się uczyłem to było tam inaczej".
Co do mnie: Egzaminu praktycznego oczywiście nie zdałem. Oblałem już na łuku, ponieważ przez obserwowanie złej linii w złym lusterku, przy cofaniu,
uderzyłem w tyczkę, której nie było na placu przy OSK. Mało kursantów wie, ale po takim błędzie, już z wynikiem negatywnym egzaminu, można wykonać resztę
zadań egzaminacyjnych. Wyjeździłem ok. 50 godzin (brałem dodatkowe, bo myślałem że na dodatkowych będzie mnie lepiej traktował, ale było jeszcze gorzej,
płatne oczywiście z góry), a że niczego mnie nie nauczył, to egzaminator stwierdził, iż moje umiejętności są na poziomie 5 godziny. Omijać szerokim
łukiem.
Jednym zdaniem: NIE POLECAM !!!
p.s. Egzaminator zapewnił mnie, że WORD zajmie się sprawą tego instruktora, jak mu pokrótce opisałem co i jak.