Na podstawie lakonicznego opisu sytuacji przez jedną tylko stronę nie ośmieliłbym się "wyrokować" kto był winien, tym bardziej, że nie mam możliwości obejrzenia sytuacji na miejscu.
Można więc snuć jedynie hipotezy.
Czy na ulicy jednokierunkowej mógł się znaleźć samochód ustawiony "pod prąd" bez naruszenia przepisów? Teoretycznie tak - dowiozła go tam laweta
Wątpliwe (choć nie niemożliwe), by tak było w tym przypadku - przy tym samochodzie był właściciel. Zresztą temperatura silnika w pewnością wykluczyłaby taką możliwość.
A skoro tak to ów kierowca naruszył przepis PoRD.
Teraz kwestia - czy wówczas jechał, czy stał? Bo właśnie ustalenie tego ma kluczowe znaczenie dla oceny zdarzenia.
Choć bezpośrednie wykazanie, że jechał nie będzie teraz możliwe (kłaniają się w tym miejscu rejestratory jazdy) to poszlaka o tym, że mógł jechać (na podstawie temperatury silnika) była możliwa do ustalenia bezpośrednio po zdarzeniu. Bo przy stojącym samochodzie to winy należałoby upatrywać w tym, który jechał. Natomiast jazda "pod prąd" już taka jednoznaczna nie jest. Nie może być bowiem np. tak, że ktoś celowo (odrębną kwestią jest wykazanie tego) uderza w tak jadący samochód. I dlatego ocena tej sytuacji, bez oceny na miejscu po zdarzeniu, jest w zasadzie niemożliwa. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać rodzaj uszkodzeń obu samochodów i ew. wnioski z tego płynące.
Wydaje mi się, że przybyli na miejsce policjanci nie umieli/nie chcieli (???) przeprowadzić takiej analizy i poszli "na skróty": jechał, więc mamy sprawcę!