przez benio101 » niedziela 24 kwietnia 2011, 16:48
1. Kilka dni temu, 2 pasy (lewy do jazdy w lewo na Most toruński, prawy do skrętu w prawo i jazdy prosto).
Sznur aut na lewym, ja jako jedyny jadę prawym, wiedząc, że za chwilę muszę zmienić pas, bo za 2 przecznice bd zjazd na most.
Jadę mniej więcej równo z autem z przodu (tym na czele sznura na lewym pasie). Za nim jakieś 2-3 auta by się jeszcze zmieściły, więc daję lewy migacz, czekając aż koleś zwolni lub przyspieszy, by albo wbić się przed gościa, albo w wolne miejsce za nim. A on nic, patrzy się na mnie i śmieje. No to przyspieszam do 60 km/h. On też i klakson z radości wciska, pokazując środkowy palec. Myślę - idiota, no cóż poradzę? Próbuję. Zwalniam do 30 - on też. Wracam do prędkości 50 km/h, on oczywiście także, bylebym nie zajął lewego pasa. Ale patrzę, na liczniku 10 sekund do końca zielonych świateł, drogi tak na jakieś 5 sekund przy 50 km/h. Więc powolutku hamuję do 15 km/h, by sprawić wrażenie, że staję na światłach. Koleś - zgadnijcie! również, pokazując fucka prze prawą szybę. Koleś się zatrzymuje, a ja nagle Sruu! przyspieszam do 60 km/h i przejeżdżam na ostatniej sekundzie przed pomarańczowym. Koleś, jako, że lewa ręka na klaksonie, a prawa za oknem, to zanim zmienił bieg i przyspieszył, to już dawno było czerwone. Ale co tam, jedzie za mną, chcąc mnie dogonić. Niestety (dla niego), nagle słyszę pisk opon, bo autobus jadący z prostopadłej ulicy prawie by w niego rąbnął, więc obaj hamują. Oczywiście nie daję się nigdy wciągnąć w tego typu gierki "na środkowy palec i rurę", tym bardziej cienkim `93. Dopiero na ostatniej przecznicy mogłem, tym razem już spokojnie, zmienić pas na lewy. Wynik: on + jakieś 20 aut za nim musiało przez jego imbecylizm stać 93 sekundy na światłach, ja za to 4 sekundy później opuściłem skrzyżowanie.
Niestety, tacy kretyni wciąż jeżdżą na drogach. I gdyby nie gwałtowne hamowanie jego i kierowcy busu, to mogłoby dojść do dość groźnego wypadku.
Zgubiła go brawura i ten palec za szybą, no, głupich pokonuje się inteligentnie. Co prawda, humor mi się polepszył, bo ostatecznie pas zmieniłem, to myślę, że się post do działu nadaje.
2. Jechałem sobie rowerem przez Plac Teatralny w mieście Kopernika, widzę, 3 sekundy do czerwonego. Ale, że jadę rowerem, to, jak zawsze, wjeżdżam na śluzę. Jako, że nie widać stamtąd świateł (ach, Ci drogowcy!), to jadę dalej, zresztą nie tylko mam takie prawo, jak i obowiązek, oczywiście ustępując pierwszeństwa. Auta przejechały, więc opuszczam skrzyżowanie, a tu nagle jakiś koleś w czerwonym merku dogania mnie i na mnie z mordą, "A Ciebie to czerwone nie obowiązuje?", a ja spokojnie, udaję, że nie słyszę, koleś już wnerwiony, ciska po klaksonie, że "jak ja tak mogę, przed wszystkich na czerwonym wyjeżdżać, i co ja sobie w ogóle wyobrażam, pirat jeden!" Koleś nie mógł przeboleć, jedzie dalej prosto, znów licznik wskazuje 5 sekund do końca, więc zwalnia, a piana mu z mordy ścieka za szybę, bo ja, jakby nigdy nic, dalej jadę. PRZED NIEGO! Jak ja tak mogę! I znów się sytuacja powtarza, znów mnie koleś dogania i wydziera pysk do mnie, "Jakim ku*** prawem, jedziesz na czerwonym, ślimaku pier****ny?", uznając pewnie, że jego autko to zając, a rower, jako, że wolniejszy, to ślimak. A ja do niego na to "ŚLUZ!". Koleś złapał zdziwko na maxa i odpuścił wreszcie, bo na niego zaczęli nieźle trąbić, że jechał ok. 35 km/h od prawie minuty. Nie wiem, czy załapał, że chodziło o "prawo śluz", czyli śluzę rowerową uchwaloną przed prawie kwartałem, bo pewno skojarzył śluz z infantylną odpowiedzią na ślimaka. No cóż, śmiesznie wyszło, ale swoją drogą, to też się nieźle wkurzyłem po występie orkiestry klaksonów.
Niestety, wielu kierowców nie zna przepisów, a zwłaszcza tych stosunkowo nowych. Najgorsze jest to, że pomimo nieznajomości, oni i tak wiedzą najlepiej i nie do pomyślenia dla nich jest, że owszem, rowerzystów czerwone światło nie obowiązuje! Eh, szkoda gadać.