Przestańcie rzucać procentami, bo to jest idiotyczne - najpierw trzeba mieć o tym jakie-takie pojęcie. Przy ustalaniu tej magicznej "znacznej" zmiany prędkości posługujcie się
bezwzględną wartością, czyli np. zwolnienie o 10 km/h a nie procentami, które nie mówią w tej kwestii absolutnie NIC

Przykład: zwolnienie z 1 km/h do 0 km/h, które tak na dobrą sprawę jest niezauważalne/niewyczuwalne, to jest zwolnienie o 100 % !

Polecam sobie poczytać o paradoksie Zenona z Elei - to tak luźno związane z tym tematem
rusel napisał(a):tutaj wystarczy art 26
lith napisał(a):@Zonaimad
Jakby przechodził pieszy to byłaby wina tego z cc. Jakby był tam korek to by piła wina cc, jakby stał tam samochód na awaryjnych i z trójkątem to by byłą wina tego z cc, bo to, że doszło do kolizji byłoby wyłącznie jego winą. Ale w tym wypadku 'przeszkoda' nie miała prawa tam się znaleźć...
Tu dochodzimy do jednej z kwestii, których bardzo nie lubię w prawie drogowym - uzależnianiu kwalifikacji czynu od czynników, na które nie mamy najmniejszego wpływu. No bo patrząc zdroworozsądkowo: jakim cudem wina lub jej brak u kierowcy cc ma zależeć wyłącznie od tego, jaki jest status prawny przeszkody za zakrętem? Znaczy że co - jeśli przeszkoda "miała prawo" się tam znaleźć, to kierowca jest winny, ale jeśli identyczna przeszkoda w identycznych okolicznościach "nie miała prawa" się tam znaleźć, to już niewinny? Na troszkę podobnej zasadzie (niestety) zapadają wyroki o spowodowanie/współwinę spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym albo z długotrwałym uszczerbkiem na zdrowiu. To, jak bardzo ktoś w takiej sytuacji "beknie", zależy od takich idiotycznych czynników jak to, czy "ofiara" (jaśnie wyzwolona i niezależna

) zapięła pasy.
rusel napisał(a):ograniczona widocznosc przy wyjezdzie, nieskorzystanie z pomocy osoby trzeciej
Tylko że pomoc osoby trzeciej ma sobie zapewnić wyłącznie gdy nie może się samodzielnie upewnić, że za pojazdem nie znajduje się przeszkoda.
rusel napisał(a):cofanie do tylu
Trudno cofać do przodu
rusel napisał(a):wlaczanie sie do ruchu to chyba fakt, reszta pt "gdyby" jest jedynie proba domyslow co i w jakim stopniu moglo stanowic realne zagrozenie
Rozumiem, że gdybyś przejechał pieszego na przejściu (czego oczywiście nie życzę i oby nigdy się nie wydarzyło), to bez jednego "ale" powiedziałbyś "Tak, panie władzo, te zwłoki na przejściu to jest
fakt, a wszelkie moje tłumaczenia są jedynie "gdybaniem" i próbą domysłów, zatem proszę o wymierzenie mi sprawiedliwej kary"? Jak w ogóle można argumentować w ten sposób? "ważne są tylko fakty, które można stwierdzić naocznie godzinę po zdarzeniu. wszelkie inne okoliczności są już tylko domysłami i nie mogą decydować o winie"

Chyba że po prostu źle cię zrozumiałem i chodziło po prostu o to, że z treści wątku mamy za mało wiarygodnych informacji jak naprawdę było.