Witam, niedawno nie zdałem egzaminu na prawko C. Powód jest taki, że niezastosowalem się do znaku o zakazie wjazdu samochodom powyżej pewnej masy. Ale nie do końca tak było...
Zatrzymałem się na środku skrzyżowania, gdyż z lewej strony stanęła elka, która wg. mnie nie wiedziała za bardzo co robi, więc ja zwolniłem i się zatrzymałem, bo pani raczej nie wiedziała co robi. Potem miałem lukę w logicznym myśleniu i chciałem wjechać w drogę gdzie obowiązywał mnie powyższy zakaz. Droga, po której się poruszałem była jednokierunkowa, ale przed znakiem zakazu do dalszej jazdy tą drogą miałem możliwość skrętu w lewo i w prawo. Po wyjaśnieniu sprawy, że Elka stanęła i po propstu stoi postanowiłem jechać w ów zakaz (oczywiście bezmyślnie), ale egzaminator widząc najwidoczniej mój zamiar wjechania nadusił na hamulec i co dalej to wiadomo.
Wówczas kazał mi skręcić mocno w lewo na skrzyżowaniu i oczywiście pom zatrzymaniu mi podziękował z uśmiechem. Moje pytanie to:
Czy egzaminator nie postąpił pochopnie przerywając egzamin widząc tylko mój zamiar jazdy na wprost przy jednoczesnej możliwości skrętu w lewo. Bo przecież za zakaz nie wjechałem, a po przerwaniu egzaminu nie miałem kłopotu ze skręceniem w lewo. Bo wg. mnie to tk jakbym jeszcze błędu nie popełnił. Bo zgodziłbym się z egzaminatorem, gdybym na tę drogę już wjechał... wjachał czyli nie miałbym możliwości skrętu w lewo lub w prawo lub musiałbym cofnąć.
Czy dobrze rozumuję, bo przyznam, że nie jest to dla mnie jasne i wiadomo, że też chcę się trochę z tego przed samym sobą wytłumaczyć. Ale interesuje mnie bardziej czy egzaminator postąpił słusznie. Bo jeśli widzi sie, że ktoś ma jakiś zamiar, to nie można chyba oceniać tego kogoś negatywnie, jeśli błędu się jeszcze nie popełniło. Sam zamiar to nic złego!
Taka jest moja filozoficzna myśl, a jak Wy sądzicie?