
Czy tylko ja widzę na nim sytuację kuriozalną i groteskową? W życiu, jak w życiu - bezpiecznie może nie jest, ale nikt tam jeszcze nie zginął, póki co. Jazda na egzaminie tam (który na szczęście osobiście mam za sobą) wydaje mi się zaś zwyczajnie niemożliwa.
Powiedzcie mi - czy dobrze rozumiem? Osoba, która jedzie z ulicy B teoretycznie zmuszona jest zawrócić. Nie może skręcić w jednokierunkową ulicę A, nie może też pojechać ulicą C - musiałaby notabene złamać ustawiony zakaz wjazdu - czyż nie?
Osoby skręcające z ulicy A w ulicę B z kolei powinny cały czas jechać przy lewej krawędzi jezdni - aż do narożnika przy słupku od znaku zakaz wjazdu, z tego miejsca wykonać manewr skrętu w ulicę B, czyż nie?
Taki sposób jazdy osób wyjeżdżających z "A" uniemożliwia fizycznie osobom zamierzającym jechać z "B" w ulicę "C" zastosowanie się do znaku nakazującego objechać wysepkę z prawej strony. Geometria skrzyżowania sprawia tutaj, że taka osoba najpierw musiałaby wykonać manewr skrętu w przesmyk pomiędzy słupkiem zakazu wjazdu a nakazu jazdy z prawej strony znaku, i tam oczekiwanie na możliwość ponownego skrętu, tym razem w lewo - w stronę wysepki, by ją objechać i znaleźć się na ulicy C. Ale stając tam w ten sposób mamy murowaną czołówkę z jadącymi autami, zamierzającymi skręcić z "A" w "B"!
Albo moje rozumowanie posiada poważny błąd, albo ktoś porządnie skopał projekt tej krzyżówki. Proszę o głosy w tej sprawie, bo mój mały rozum póki co nie ogarnia, jak powinno się poprawnie pokonywać to skrzyżowanie. ;) A może sprawa jest banalnie prosta, a ja ze zmęczenia nie widzę jej rozwiązania i się tylko kompromituję przed milionami internautów? :X