Nie wiem czy się zgodzicie, ale ostatnio pojawiła się pewna "moda" na skrzyżowania równorzędne. Zastanawiam się jaka idea temu przyświeca - szczególnie na wąskich osiedlowych drogach, czy w miastach. Może chodzi o spowolnienie ruchu?
Ale mam inną kwestię. Zazwyczaj poruszając się po dużym mieście np. wojewódzkim (ale nie tylko) wiemy "domyślnie", która ulica jest z pierwszeństwem - mimo, że nie ma znaków. Ulica jest szeroka, wszyscy jadą na "pewniaka" więc my za nimi. Czasem spojrzymy tylko w boczną uliczkę czy nie widać tam znaku "ustąp pierwszeństwa". No właśnie - ale czy tak powinno być, że zaglądamy w boczną uliczkę licząc, że zobaczymy odwrócony trójkąt tego znaku, żeby upewnić się o pierwszeństwie? Tak np. jest w szczecinie - na uliczkach w okolicy ul. Krzywoustego. (ale takich skrzyżowań w polskich miastach jest multum)
A teraz przenieśmy się do Warszawy. Okolice Dworca Centralnego i Hotelu Marriott. Jedziemy sobie uliczkami... nie ma znaków drogowych i...niespodzianka skrzyżowania są RÓWNORZĘDNE! W centrum miasta. przynajmniej tak było 2-3 lata temu - teraz nie wiem jak jest. Podobnie jest w innych dzielnicach Warszawy. Część skrzyżowań jest bez znaków, że droga jest z pierwszeństwem - ale są one z pierszeństwem - bo świadczą o tym odwrócone trójkąty z bocznych uliczek, a część to zwykłe równorzędne.
No i o co w tym wszystkim chodzi? Czy tu chodzi o chaos?