Stłuczka, bez policji, bez oswiadczeń...

Tu możecie podzielić się uwagami lub wątpliwościami związanymi z poruszaniem się na drogach

Moderatorzy: dylek, ella, klebek

Stłuczka, bez policji, bez oswiadczeń...

Postprzez adriano87 » środa 03 grudnia 2008, 00:58

Witam
Kolega miał ciekawą stłuczkę. Otóż wymusił pierwszeństwo przejazdu. Ale nie o tym mowa tak stricte, lecz o...
Otóż o tym, że kolega sprawę chciał załatwić polubownie, bo po co ma zebrać punkty i zniżki z OC. Więc jakoś dogadali się, że sprawca (kolega) spłaci poszkodowanemu wydatek związany z naprawą, dał też x000 zł zabezpieczenia dla poszkodowanego, które owy poszkodowany miałby zwrócić w sytuacji gdyby naprawa kosztowała mniej. Sprawa odbyła się bez policji lecz z świadkiem, który przyjechał na miejsce zdarzenia, aczkolwiek samego zdarzenia już nie widział. Samego momentu dawania pieniędzy nie widział również.
Sprawa ma się tak, że poszkodowany chce "wyciągnąć" na sprawcy wielkie koszty. Koszty irracjonalne w stosunku do samego nawet kosztu zakupu samochodu używanego. Uszkodzenia są bardzo niewielkie, dwukrotnie niższe niż zabezpieczenie. Sytuacja miała miejsce przy niskiej prędkości. Słownie się umówili - że samochód poszkodowanego biorą do mechanika, który na miejscu oceni wyrządzone szkody i sporządzi kosztorys. A poszkodowany zrobił tak, że pojechał kilka dni temu, bez poinformowania kolegi, do mechanika zaprzyjaźnionego. Szkodę telefonicznie wycenił na 5 000 zł wliczając do tego nową skrzynie biegów, sprzęgło itd - ogólnie chore, patrząc na to, że uszkodzoną miał tylko lampę + zderzak, nawet maska nietknięta - niemożliwe. Innymi słowy kolega nie chce sponsorowac komuś wymiany całego samochodu, oczywiste?
I teraz pytanie. Jak to wygląda w świetle prawa? "Ile" daje kolega widział tylko jego młodszy brat i żona poszkodowanego. Z kolei to "ile" dać powiedział wezwany na miejsce kolega poszkodowanego. Czy w świetle prawa kolizja ta w ogóle miała miejsce? Czy poszkodowany by wyłudzić, dosłownie wyłudzić, większą, horrendalą kwotę naprawy jak za samochód kosztujący 6 000 zł może się skierować do sądu? Co w sytuacji jak już oba samochody będą naprawione, a poszkodowany jednak zdecyduje napsuć koledze nieco krwi? A co w sytuacji teraźniejszej, że oba samochody są "stłuczone"? Co myślicie o tym?


A tak btw, z dniem dzisiejszym zdałem prawo jazdy :)
adriano87
 
Posty: 39
Dołączył(a): środa 03 września 2008, 19:15

Postprzez BOReK » środa 03 grudnia 2008, 01:11

Skoro się umawiali "na gębę", to teraz twój kolega (czyli sprawca) może się wypiąć na niego - nie ma żadnego dowodu, że to on mu przywalił. Zresztą jak tamten gra takiego buraka, to kolega tak własnie powinien teraz zrobić tym bardziej, jeśli coś już mu zapłacił. Powtarzam - o ile nie spisali żadnej umowy na papierze.
Avatar użytkownika
BOReK
 
Posty: 3051
Dołączył(a): niedziela 25 lutego 2007, 13:02

Postprzez kamix500 » środa 03 grudnia 2008, 12:08

szkoda ze ten twój kolega dał zabezpieczenie takie wysokie ;) tak to zaoszczędził by jeszcze więcej policz ile by musiał zapłacić za ubezpieczenie bez zniżek. na pewno wyszedł na plus i nie zarobił 6 punktów za spowodowanie kolizji drogowej ;)
kamix500
 
Posty: 288
Dołączył(a): niedziela 23 listopada 2008, 08:47
Lokalizacja: Izdebnik k Krakowa

Postprzez Cycu » środa 03 grudnia 2008, 14:15

BOReK napisał(a):Skoro się umawiali "na gębę", to teraz twój kolega (czyli sprawca) może się wypiąć na niego - nie ma żadnego dowodu, że to on mu przywalił.


No nie wiem czy to dobry pomysł :roll:
Są dowody.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :D :D :D
Avatar użytkownika
Cycu
 
Posty: 507
Dołączył(a): piątek 03 marca 2006, 18:37
Lokalizacja: Kielce/Warszawa

Postprzez megamind » środa 03 grudnia 2008, 16:20

Sprawę należy uznać za rozwiązaną na miejscu zdarzenia. Sprawca jednak nie może liczyć na zwrot pieniędzy, poszkodowany nie ma też szans na wymuszenie większej kwoty.

Cycu napisał(a):Są dowody.

Moim zdaniem żadna ze stron nie jest w stanie udowodnić jakie były faktycznie uszkodzenia.
megamind
 
Posty: 246
Dołączył(a): piątek 17 października 2008, 13:33

Postprzez BOReK » środa 03 grudnia 2008, 19:13

Bez odpowiednich zdjęć obecnie nie jest to możliwe, a założę się, że nikt nie fotografował uszkodzeń na miejscu kolizji. Co więcej - obecnie żadna ze stron nie jest w stanie dowieść, że to było dokładnie takie zdarzenie, jakie było. Ktoś może rzucić hipotezę, że sam sobie młotem rozwalił samochód albo wjechał na latarnię, a z drugim wcale się nie spotkał i tej też nie da się potwierdzić ani zaprzeczyć jednoznacznie.
Avatar użytkownika
BOReK
 
Posty: 3051
Dołączył(a): niedziela 25 lutego 2007, 13:02

Postprzez qwer0 » środa 03 grudnia 2008, 19:56

No nie wiem czy to dobry pomysł Rolling Eyes
Są dowody.

dobry, jesli faktycznie wyskoczyl z kasy wystarczajacej na pokrycie kosztow naprawy.
No bo co ten gostek mu teraz moze zrobic? Zglosi kolizje? x dni po jej wydarzeniu? No weex...
To jest blok tekstu, który może być dodawany do Twoich postów. Ma limit 255 znaków
Avatar użytkownika
qwer0
 
Posty: 2422
Dołączył(a): poniedziałek 21 kwietnia 2008, 20:36
Lokalizacja: Lublin

Postprzez adriano87 » środa 03 grudnia 2008, 20:56

jesli faktycznie wyskoczyl z kasy wystarczajacej na pokrycie kosztow naprawy.

Kolega za przednie uszkodzenie poszkodowanego - lampa, zderzak, zbiornik płynu do spryskiwaczy dał tyle jako "zabezpieczenie", że przekracza to połowę ceny całego samochodu, przerdzewiałego trupa. A to, że poszkodowany życzy sobie od kolegi jeszcze jakieś 2 tysiące złotych za wymianę skrzyni na nową, a do tego podobno jeszcze sprzęgło? To już jawne oszustwo, wyłudzanie i naciąganie. Kolega za naprawę własnego, uczestniczącego w kolizji samochodu, zapłaci około 300 złotych, co wynegocjował z mechanikiem, w dodatku w tym wliczona wymiana części. A trzeba dodać, że to te same samochody, a inny rocznik. Poszkodowany z kolei poleciał w kulki łamiąc ich "umowę" - pojechał sobie bez wiedzy kolegi do własnego mechanika, wcześniej umawiając się, że do mechanika pojadą wyłącznie razem a mechanik na miejscu wyceni szkody. A teraz? Gdy nawet kolega nie wie gdzie samochód stoi, nie mówiąc o wycenie szkód?
W dodatku zaczęli straszyć sądem. Sądem w sprawie kolizji. Notabene, nikt kolizji nie widział, ba, nikt w momencie kolizji nie przebywał w jej pobliżu. Dopiero później pokazali się jacyś ludzie, ale sam fakt kolizji nie może zostać potwierdzony. Chyba, że kogoś sobie "nastuka" do tej sprawy odpowiednio mu płacąc "flachą".
Jedna z ich rozmów była ostrzejsza, aczkolwiek bez wyzwisk i gróźb, poszkodowany oczywiście pijany. Później okazało się, że zaczęli kolegę straszyć, że zadzwonią na policję bo "ich straszył, że zabije". Co za lud...
Dodatkowo, od znajomego, usłyszałem, że "poszkodowany" praktycznie dzień w dzień jeździ na podwójnym gazie, czasami mocno wypity. Gdyby kolega miał alkomat przy sobie i wiedział jak ten facet się wozi to wiadomo jakby sprawy się potoczyły.
Ten temat nieco uspokoił kolegę. Bał się właściwie wyłącznie sądu i tego typu spraw.
Sprawca nie liczy na zwrot pieniędzy, tylko na spokój i życei bez strachu, że policja mu zapuka do drzwi albo przyjdzie wezwanie do sądu.

Bez odpowiednich zdjęć obecnie nie jest to możliwe, a założę się, że nikt nie fotografował uszkodzeń na miejscu kolizji.

Absolutnie nikt.

Powtarzam - o ile nie spisali żadnej umowy na papierze.

Zero nawet najmniejszego skrawka podpisanego papieru.
adriano87
 
Posty: 39
Dołączył(a): środa 03 września 2008, 19:15

Postprzez loser » czwartek 04 grudnia 2008, 18:55

Olać typa.
Następną rozmowę czy rozmowy z dziadem, nagrać.
Postarać się, żeby w rozmowie potwierdził jaką kwotę dostał.

Wątpię, żeby ten prymityw poszedł do Sądu.
loser
 
Posty: 330
Dołączył(a): poniedziałek 15 stycznia 2007, 15:25

Postprzez Cycu » czwartek 04 grudnia 2008, 22:19

qwer0 napisał(a):No bo co ten gostek mu teraz moze zrobic? Zglosi kolizje? x dni po jej wydarzeniu? No weex...


Na zgłoszenie kolizji ma rok czasu...

Jeżeli samochody nie są jeszcze naprawione, to sprawa byłaby prosta, jeśli chodzi o udowodnienie faktu zderzenia tych pojazdów. A nawet jeśli naprawione, można łatwo sprawdzić co i jak "było robione" i czy pasuje do opisu.

Notabene, nikt kolizji nie widział, ba, nikt w momencie kolizji nie przebywał w jej pobliżu

No a kierowcy, pasażerowie pojazdów?

Ten temat nieco uspokoił kolegę. Bał się właściwie wyłącznie sądu i tego typu spraw.
Sprawca nie liczy na zwrot pieniędzy, tylko na spokój i życei bez strachu, że policja mu zapuka do drzwi albo przyjdzie wezwanie do sądu.


Ale jeśli jest tak, jak piszesz, to tamten raczej powinien się bać. Poszkodowany nie może wyłudzać pieniędzy (nienależnych) i straszyć nie wiadomo czym tylko dlatego, że jest poszkodowanym :wink:
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :D :D :D
Avatar użytkownika
Cycu
 
Posty: 507
Dołączył(a): piątek 03 marca 2006, 18:37
Lokalizacja: Kielce/Warszawa

Postprzez BOReK » czwartek 04 grudnia 2008, 23:04

Nie udowodnisz jednoznacznie, że któraś ze stron (pewnie poszkodowany) nie zniszczyła sobie samochodu celowo później, by np. przy okazji wymienić stare lusterko na nowe itd. Co do kierowców i pasażerów to masz słowo przeciw słowu - co to da? Martwe prawo i tyle.
Avatar użytkownika
BOReK
 
Posty: 3051
Dołączył(a): niedziela 25 lutego 2007, 13:02

Postprzez adriano87 » czwartek 04 grudnia 2008, 23:58

Ale jeśli jest tak, jak piszesz, to tamten raczej powinien się bać. Poszkodowany nie może wyłudzać pieniędzy (nienależnych) i straszyć nie wiadomo czym tylko dlatego, że jest poszkodowanym


Poszkodowany więcej nie dostanie, na to nie ma szans. Kolega się zaparł wiedzac ile kosztuje naprawa samochodu, a ile sobie ten pijaczek zażyczył. Bo co poszkodowany zrobi? Wyłudzi? To jest karalne. Tym bardziej, że "sprawy nie było". Kolega postanowił nie odbierać telefonów, a jak facet przyjdzie - nie wychodzić z domu. Tyle, może da sobie z nim spokój.

Pijaczek jechał sam, kolega wiózł młodszego brata.

Jeżeli samochody nie są jeszcze naprawione, to sprawa byłaby prosta, jeśli chodzi o udowodnienie faktu zderzenia tych pojazdów. A nawet jeśli naprawione, można łatwo sprawdzić co i jak "było robione" i czy pasuje do opisu.


Ale jakiego opisu, na gębę? Zero zdjęć itd, zero protołu, nic...Nie wiem, może zbyt pozytywnie myślę, ale nie sądze, żeby policja czy ubezpieczalnia na to poszła, biorąc pod uwagę dodatkowo to, że zapewne szkodę oceniliby jako całkowitą - wiadomo, rupiecie. Tym bardziej po naprawie, moim zdaniem bez jaj, żeby sąd po zatarciu śladów na miejscu kolizji czy też naprawieniu samochodu załatwił sprawę pozytywnie dla którejś ze stron...Swoją drogą ciekaw jestem decyzji Policji na tą sprawę, bo ja mam wrażenie, że gdyby dostali telefon:
- Była kolizja, samochody już są naprawione, żadna umowa nie została spisana, nie miałem wgladu do prawa jazdy czy umowy oc. Nie mam żadnego podpisu, że zdarzenie w ogóle miało miejsce.
To raczej nie byliby optymistycznie nastawieni, żeby założyć sprawę.
Rozumiem, gdyby wezwał policję na miejscu wypadku - wtedy wszystko jest starannie mierzone, sprawdzane bezpośrednio po wypadku bez tknięcia przedmiotów. Ale teraz? Skąd kolega ma wiedzieć czy, jak ktoś wspomniał, facet sobie młotek nie rozbił pół samochodu? Albo kto mu udowodni, że sprawa powstała z jego winy? To by było chore prawo i martwe sprawy, ja bym mógł uderzyć kijem w reflektor i powiedzieć, że prezydent mi zepsuł, też by wszczęli postępowanie? Miał poszkodowany swoje pięć minut na miejscu wypadku, załatwił sprawe jak chciał, a teraz chce wyłudzać...Tacy ludzie, tacy ludzie...

Czyli reasumując:
- Może zostać założona sprawa w sądzie?
- Poszkodowany może wyegzekwować punkty karne czy jakieś problemy dla kolegi?
- Czy np. hipotetycznie jakby kolega nie miał prawka, dodatkowo nie miałby dowodu rejestracyjnego oraz umowy oc? Oczywiście teraz sobie żartuję, ale ciekawi mnie sprawa, czy jakby policja się tym zainteresowała, czy odpowiedziałby za brak każdego z tych dokumentów, skoro policjanci nie złapali go na miejscu bez posiadania owych uprawnień, umów oc, czy dowodu rejestracyjnego? Jakby to wyglądało myślicie? Ja myślę, że nie odpowiedziałby za brak każdego z dokumentów. W końcu samochód w chwili przyjścia policji do jego domu stałby w ogródku - po co więc mu prawko, dowód rej. czy też oc? Ciekawa sprawa :)
adriano87
 
Posty: 39
Dołączył(a): środa 03 września 2008, 19:15

Postprzez BOReK » piątek 05 grudnia 2008, 00:37

Ile to można powtarzać? Odpowiednio:
- sprawa moze być, każdy może każdemu wytoczyć sprawę o cokolwiek,
- tylko jeśli udowodni, że było jak mówi,
- nie da rady.
Avatar użytkownika
BOReK
 
Posty: 3051
Dołączył(a): niedziela 25 lutego 2007, 13:02

Postprzez Cycu » piątek 05 grudnia 2008, 12:28

adriano87 napisał(a):
Jeżeli samochody nie są jeszcze naprawione, to sprawa byłaby prosta, jeśli chodzi o udowodnienie faktu zderzenia tych pojazdów. A nawet jeśli naprawione, można łatwo sprawdzić co i jak "było robione" i czy pasuje do opisu.


Ale jakiego opisu, na gębę? Zero zdjęć itd, zero protołu, nic...


Nie tyle na gębę, co na protokół przesłuchania świadka, z uprzedzeniem o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań.

gdyby wezwał policję na miejscu wypadku - wtedy wszystko jest starannie mierzone, sprawdzane bezpośrednio po wypadku bez tknięcia przedmiotów.

Mierzone i fotografowane jest tylko wtedy, gdy istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa (wypadku drogowego-gdy są osoby ranne lub zabici). Przy zwykłej kolizji czegoś takiego się nie robi.

Ale teraz? Skąd kolega ma wiedzieć czy, jak ktoś wspomniał, facet sobie młotek nie rozbił pół samochodu? Albo kto mu udowodni, że sprawa powstała z jego winy? To by było chore prawo i martwe sprawy, ja bym mógł uderzyć kijem w reflektor i powiedzieć, że prezydent mi zepsuł, też by wszczęli postępowanie?

Hehe ale jest różnica, jeśli widać tylko rozbity reflektor, a bardziej "wystający" zderzak jest nie tknięty, nigdzie nie ma śladów obcego lakieru.
Nawet po naprawie można sprawdzić, co i w jakim zakresie zostało "zrobione", widać nowy reflektor, sklejony zderzak, jest świeży lakier i zakres tych uszkodzeń odpowiada tym w drugim pojeździe, podobnie jak ich umiejscowienie, i w dodatku odpowiada opisowi podanemu przez poszkodowanego, to wszystko staje się jasne. Ale to tak dla wiadomości tych, którzy uciekają z miejsca kolizji bądź wypadku :wink:
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :D :D :D
Avatar użytkownika
Cycu
 
Posty: 507
Dołączył(a): piątek 03 marca 2006, 18:37
Lokalizacja: Kielce/Warszawa

Postprzez loser » piątek 05 grudnia 2008, 23:19

adriano87 napisał(a):Kolega za przednie uszkodzenie poszkodowanego - lampa, zderzak, zbiornik płynu do spryskiwaczy dał tyle jako "zabezpieczenie", że przekracza to połowę ceny całego samochodu, przerdzewiałego trupa.



adriano87 napisał(a):Kolega za naprawę własnego, uczestniczącego w kolizji samochodu, zapłaci około 300 złotych, co wynegocjował z mechanikiem, w dodatku w tym wliczona wymiana części. A trzeba dodać, że to te same samochody, a inny rocznik



adriano87 napisał(a):Jedna z ich rozmów była ostrzejsza, aczkolwiek bez wyzwisk i gróźb, poszkodowany oczywiście pijany. Później okazało się, że zaczęli kolegę straszyć, że zadzwonią na policję bo "ich straszył, że zabije".



adriano87 napisał(a):Ten temat nieco uspokoił kolegę. Bał się właściwie wyłącznie sądu i tego typu spraw.
Sprawca nie liczy na zwrot pieniędzy, tylko na spokój i życei bez strachu, że policja mu zapuka do drzwi albo przyjdzie wezwanie do sądu.


adriano87 napisał(a):Kolega postanowił nie odbierać telefonów, a jak facet przyjdzie - nie wychodzić z domu.




Ta historia jest dla mnie nielogiczna.
Poszkodowany dostał kasę wystarczającą na naprawę.
Chce jeszcze więcej.
A sprawca wypadku boi się sądu, policji, nie chce z tamtym rozmawiać.
Była jakaś ostrzejsza rozmowa. Z powodu lampy? zderzaka?

Spotkać się z dziadem, w obecności świadka, nagrać. Uzyskać w trakcie rozmowy potwierdzenie, ile dostał kasy. I niech idzie sobie do sądu.

Albo ten wypadek miał inny przebieg niż opisuje to Adriano87.

Albo problem kolegi jest tutaj:


adriano87 napisał(a):Czy np. hipotetycznie jakby kolega nie miał prawka, dodatkowo nie miałby dowodu rejestracyjnego oraz umowy oc? Oczywiście teraz sobie żartuję, ale ciekawi mnie sprawa, czy jakby policja się tym zainteresowała, czy odpowiedziałby za brak każdego z tych dokumentów, skoro policjanci nie złapali go na miejscu bez posiadania owych uprawnień, umów oc, czy dowodu rejestracyjnego? Jakby to wyglądało myślicie? Ja myślę, że nie odpowiedziałby za brak każdego z dokumentów. W końcu samochód w chwili przyjścia policji do jego domu stałby w ogródku - po co więc mu prawko, dowód rej. czy też oc? Ciekawa sprawa


To by tłumaczyło dlaczego boi się Sądu czy policji.

A zarazem wyjaśnia dlaczego poszkodowany ma tupet żądać więcej kasy.
loser
 
Posty: 330
Dołączył(a): poniedziałek 15 stycznia 2007, 15:25

Następna strona

Powrót do Sytuacje na drodze

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 20 gości