Kasia napisał(a):Widzę, że ktoś chyba dawno zdawał egzamin instruktorski...
Ktoś może tak. Nie wiem o jakiego ktosia Ci chodzi.
Kasia napisał(a):Wymagań dla kandydatów na instruktorów jest więcej niż tu wymienione: badania lekarskie, psychologiczne, niekaralność, ukończenie kursu i zdanie egzaminu państwowego.
Lekarz: No tak, widzi tablicę z cyferkami
Psycholog: Tak, trzeba umieć po kolei przeczytać literki z tablic, zauważyć błyskające światło i odpowiedzieć na kilka pytań z klasycznego testu z podręcznika. Nie wiem co to sprawdza poza wytrzymałością kieszeni na opłaty.
Niekaralność: faktycznie mogliby jeszcze przestępców dopuścić, w końcu jako resocjalizacja idealne zajęcie.
No i jaki jest poziom egzaminu? Kilka durnowatych pytań z metodyki, które się zna przed egzaminem, bo inaczej można myśleć inaczej niż układający pytanie i nie zdać. A praktyka: Umiejętność wjechania w ciasną zatoczkę, gdzie większość oblewa, bo wjazd jest na milimetry.... No cenne... Ale nijak nie związane z zawodem. Za to musiałem se kupić dodatkowe lekcje na placyku i ćwiczyć celowanie w ciasne słupki w tym paściatym GP.
Kasia napisał(a):Zarówno na kursie jak i na egzaminie są zagadnienia związane ze szkoleniem kandydatów na kierowców - zasady, metodyka, itd.
No i kul... Oczywiście każdy o tym zapomina albo realia zmuszają :D
Kasia napisał(a):Natomiast jeśli chodzi o praktyki czy staż - w programie szkolenia kandydatów na instruktorów kategorii B przewidzianych jest 80 godzin tzw. "praktyk instruktorskich" - uczestniczenie w wykładach w OSK, prowadzenie ich, jazdy jako obserwator z instruktorem, prowadzenie zajęć praktycznych na placu manewrowym, itd. Oczywiście wszystko pod okiem wykładowcy prowadzącego zajęcia na kursie.
Niestety tylko w teorii. Bo w praktyce to kosztuje. A ślicznie można na tym zaoszczędzić. Więc ośrodki oszczędzają.
Ja osobiście miałem zajęcia praktyczne takie:
1) Spotkanie pierwsze: Ruszanie i zatrzymywanie się bez kursantki.
2) Spotkanie drugie: Jeździliśmy chwilę po placu, potem z żywą kursantką: ruszanie i zatrzymywanie się.
3) Spotkanie trzecie: Na mieście, jeden z nas udawał kursanta, drugi instruktora, potem zmiana. Ponieważ udający umiał jeździć, ,,praca'' ,,instruktora'' sprowadzała się do wymyślenia trasy wokoło rynku i wydawania poleceń ,,na najbliższym skrzyżowaniu w lewo/prawo/prosto''
Mi to akurat odpowiadało, bo ja jestem tylko od teorii, więc tematy praktyczne mnie nie kręcą...
Kasia napisał(a): Po dobrym kursie instruktor radzi sobie już dobrze w pracy z kursantami. Pewnie, że brakuje mu jeszcze doświadczenia, ale tego na najlepszym kursie się nie nauczy.
I dlatego właśnie prawo powinno przynajmniej dopuszczać, skoro nie nakazywać, staż w OSK. Bo tam właścicielowi zależy i tam właściciel mógłby instruktora podszkolić dodatkowo. Niestety prawo tego zabrania i zmusza właściciela do wrzucenia nowoprzyjętego instruktora od razu na głęboką wodę. I tego się czepiłem właśnie w początku wątku.